środa, 25 grudnia 2013

Rozdział XXXIII.

          Nareszcie w domu.- chciałoby się rzec, wracając po dwutygodniowej nieobecności. Kate cieszyła się z powrotu, dopóki nie znalazła się na angielskim lotnisku. Pierwszą niemiłą niespodzianką było to, że nikt na nią nie czekał, a przecież Darcy obiecał ją odebrać.
-Okay, pewnie są korki.- rzuciła mimochodem sama do siebie.
          Usiadła na ławce, nogą przytrzymując walizkę i oparła twarz na dłoniach. Czekała na niego. Mogłaby wziąć taksówkę, ale przecież obiecał, że będzie. Nie chciała się z nim rozminąć. Kolejne samoloty odlatywały i przylatywały, tłumy ludzi przewijały się jej przed oczyma. Wsłuchiwała się we fragmenty rozmów, które do niej dolatywały. Wszystko, byle nie zanudzić się na śmierć. Po godzinie była wściekła. po dwóch zniecierpliwiona, po trzech znudzona, a po trzech i pół zaniepokojona. Darcy nie odbierał telefonu. Oczyma wyobraźni widziała Warda umierającego na łóżku szpitalnym, albo co gorsza Thomasa. Może tak bardzo się spieszyli, że aż mieli wypadek? Skarciła się w myślach za złość w kierunku Rudzielca.
          Już sięgała po komórkę z zamiarem zatelefonowania do brata albo jego żony, ale przypomniała sobie, że spędzają ten czas w Australii, korzystając z ostatnich miesięcy wolności Chrisa. Zamówiła taksówkę, ale po dokładnym przeliczeniu pieniędzy, wiedziała już, że ostatnie kilka kilometrów będzie musiała przemierzyć na nogach. Kiedy taxi mknęło po ulicach, wciąż próbowała dodzwonić się do Rudego. Nieskutecznie.
          Taksówkarz nie dał się przekonać, że zapłaci mu na miejscu. Dziewczyna nie skorzystała też z jego ordynarnych propozycji zapłaty. Wysiadła i prawie biegiem pokonała osiem kilometrów, ciągnąc za sobą walizkę. Zmęczona, spocona po półtoragodzinnym biegu dopadła wreszcie drzwi wejściowych. Grzebała w torebce w poszukiwaniu kluczy, obiecując sobie setny raz, że zrobi porządki w torbie o nieskończonym dnie. Wymacała breloczek w kształcie mini-globusa i wepchnęła klucz w zamek.
-DARCY?!
          Spodziewała się ciszy, głuchej, przejmującej, przerażającej ciszy. Zamiast tego usłyszała płacz, właściwie ryk dziecka i głośne odgłosy ... strzałów? Zapominając o zamknięciu drzwi, ruszyła w kierunku schodów. Zastygła w półkroku, kiedy zorientowała się, że zbliża się do źródła skowytu.
-Thomas...- szepnęła do siebie, po chwili powtórzyła głośniej imię synka.
          Chłopiec siedział mniej więcej w połowie schodów. Jego czerwona, zasmarkana, napuchnięta, mokra od płaczu twarz wyrażała rozpacz i przerażenie. Malec wyciągnął rączki w kierunku matki i przytulił się do niej od razu. Kate zapytała go, gdzie był jego ojciec, ale Tom wciąż tylko szlochał. Posadziła go sobie na kolanach i przycisnęła do siebie. Czuła smród, wydobywający się z jego pieluchy. Musiała go przebrać, ale najpierw chłopiec musiał się uspokoić. Bliskość matki zadziałała, Thomas przestał płakać, od czasu do czasu tylko pociągał nosem.
-Żryj to, szmato!- usłyszała z dołu.
          Kate stwierdziła, że lepiej będzie dla Warda, jeśli będzie miał bardzo dobre wytłumaczenie. Wzięła Toma pod pachę, zestaw do przewijania w lewą rękę i zeszła do salonu. Nie wiedziała czy jest bardziej wściekła, czy bardziej pała rządzą mordu, kiedy zobaczyła pobojowisko. I Warda w samym środku tego syfu. Wszędzie walały się poplamione ubrania, kawałki pizzy, butelki po piwie i jakieś brudne zabawki Thomasa. Miała wrażenie, że wybuchnie, kiedy dostrzegła Rudzielca siedzącego na podłodze z joystickiem z dłoniach, słuchawkach na uszach i wzrokiem wlepionym w ekran. Gwałtownym ruchem zdjęła mu słuchawki.
-Co do...?
-Niespodzianka.- syknęła ze złością.
-Cześć, kochanie.- cmoknął ją w policzek i wrócił do grania.
          Dziewczyna zbierała szczękę z podłogi. Rzuciła w niego słuchawkami, które trzymała w dłoni.
-O co Ci chodzi?- Ward wstał i ze złością rzucił joystickiem na sofę. - Najpierw przerywasz mi grę, a teraz jeszcze rzucasz we mnie czymś? Odwalżesz się.
          Kate zamrugała kilkakrotnie. W myślach zadawała sobie pytanie, do jakiego równoległego świata trafiła i kiedy będzie w domu.
- Dziękuję za odebranie mnie z lotniska.
- To dziś? - machnął ręką.- Ale widzę, że dotarłaś, więc w czym problem?
- Dlaczego Thomas nie jest przebrany?
          Ward wzruszył ramionami. Był tak pochłonięty grą i zabijaniem zombiaków, że zapomniał o synu.
- Dziecko krzyczy, kobieta czeka, a jaśnie pan sobie napieprza w gierkę?! Patrz jaki tu jest chlew!
- Nie drzyj się. Ale przyszłaś już.
- No i co w związku z tym?
- No, posprzątasz.
          Kate wybałuszyła oczy. Kto podmienił jej chłopaka w ciągu tych dwóch tygodni? Gdzie podział się ten czuły facet, z którym snuli plany na wspólną przyszłość?
- Przecież nic się nie stało. Przebierzesz młodego, ogarniesz dom.
- A Ty?
- Ja skończę testować grę dla Nicka.
- No chyba kpisz!
- Nie drzyj się.
          Dziewczyna drżała z oburzenia i złości. Gdyby nie trzymała Thomasa, uderzyłaby Warda. W ciszy przebrała dziecko, przytuliła go i poleciła iść się pobawić, Darcy tylko się przyglądał. Zawinęła pampersa i położyła go na środku podłogi. Nie jest służącą, nie będzie się nią Darcy wysługiwał.
- Nie posprzątasz?
          W odpowiedzi splotła ręce na klatce i podniosła jedną brew do góry. Ward parsknął złośliwym śmiechem.
- Przecież ja tego nie będę sprzątał.
- To żyj w takim chlewie.
- Chyba żyjmy.
- Nie przesłyszałeś się. Zabieram Thomasa do Australii.
- Co proszę?!
- Zabieram syna do mojej matki.
- A co ze mną?
- Tobie się zaczyna sezon niedługo. Będziesz zajęty.
- Nie możesz mnie odsunąć!
- Oprzytomniej, Darcy!
- Potrafię się nim zająć tak dobrze jak Ty!
- Nie chce Ci się nawet go przewinąć, bo grasz w jakąś debilną grę!
- Nie jest debilna! - obruszył się Rudzielec.
          Dziewczyna westchnęła, Ward się obraził i wrócił do grania. Nawet nie zauważył, kiedy razem z Tomem wyszli z domu. Zdenerwował ją, nie miała już ochoty na prysznic i wspólnie spędzoną noc. Tęskniła za nim tak długo, a teraz nie chciała z nim rozmawiać. Spacer musiał dobrze jej zrobić. Thomas biegał po parku, ona go goniła. Dawno nie bawiła się z synkiem, a lubiła korzystać z ich wspólnych chwil. Maluch wpadł jej w ramiona, przewróciła się i przeturlała się na trawie, uważając, żeby nic mu się nie stało. Chłopiec był zachwycony i zaśmiewał się do łez.
          Rozdzwoniła się jej komórka, nie odebrała, wiedziała, kto to był. Po piątym nieodebranym połączeniu, nadal się nie zniechęcał. Po siódmym wreszcie odebrała. Nie przyznała się Darcy'emu do tamtego pocałunku. Nie przyznała się też do tego, że spotkała się z Emilem kilka razy w Polsce, ale nie powtórzyli tego, co działo się na weselu.
- Kate, gdzie jesteś? Byłem u Ciebie w domu i nikt nie otwierał.
- Darcy jest zajęty. Testuje nową grę.
- Co testuje? Dobra, nie ważne. Powiedz gdzie jesteś, za chwilkę tam będę.
          Zawahała się. Chciała się z nim zobaczyć, ale znów czułaby się jak zdrajczyni. Chciała się z nim spotkać, ale musiała myśleć o Thomasie. On był najważniejszy.
- Zapomnij. Wracaj do domu.
- Nie wygłupiaj się, Kate. Powiedz gdzie jesteś.
- Przykro mi, Emil. Jesteśmy przyjaciółmi. Tylko przyjaciółmi. Teraz spędzam czas z rodziną.
          Przez chwilę po drugiej stronie słuchawki zapanowała cisza. Długo się nad czymś zastanawiał. Dziewczyna znała go na tyle, że widziała oczyma wyobraźni jego zaciśnięte szczęki. Żadne z nich się nie odzywało, oddychali do słuchawki.
- Okay.Odezwij się, jeśli będziesz mnie potrzebowała.
- Odezwę się.
- Będę czekał.

          Darcy był obrażony na dziewczynę. Nie położył się spać w ich wspólnym łóżku. Całą noc grał. Nie do końca wiedział o co się złościł. Kochał rodzinę, wiedział, że powinien się starać, ale nie miał ochoty. Czuł się przytłoczony i zmęczony. Każdy czegoś od niego oczekiwał, każdy czegoś chciał. A on chciał tylko na chwilę być dawnym beztroskim Darcym. Nie rozumiał jak i dlaczego zapomniał o Tomie, żałował tego i chciał ich oboje za to przeprosić. Nie zrobił jednak tego. Nawet nie zamierzał.
          Zdenerwowało go, że chciała zabrać malucha do Australii bez niego. Ale dzięki chwili spędzonej na przemyśleniach zmienił zdanie. Odpoczną od siebie, zatęsknią za sobą i będzie między nimi lepiej niż do tej pory. Wiedział, że go kochała. Co mogłoby się stać?
          Słyszał jak wstała rano i wyszła zabierając dziecko ze sobą. To już dziś. Dzisiejszego dnia mieli wyjechać. Ostatnimi czasy byli chłodni dla siebie, nie odzywali się ani słowem. Wysłał jej SMS-a z pytaniem czy odwieźć ich na lotnisko. Zgodziła się. Jechał właśnie przez zakorkowane miasto, żeby ich odebrać.
- Zadzwonisz, kiedy będziecie już na miejscu?
          Głos chłopaka wyrwał ją z zamyślenia. Wpadła w trans, kiedy skupiła się na mijających obrazach.
- Jasne.
          Dojechawszy na lotnisko, wypakował ich bagaż i pomógł przetransportować do środka. Pocałował syna w czoło i powiedział, że go kocha. Skierował swój wzrok na Kate i wpatrywał się w nią dłuższą chwilę.
- No to, do widzenia. - powiedziała sztywno.
- Do zobaczenia.
- Trzymaj się. - odwróciła się na pięcie.
- Kate?- chwycił ją za ramię.
- Słucham?
- Kocham Cię.
          Uśmiechnęła się blado, a Darcy złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Odwzajemniła go.
- Nie zapomnij.
- Nie zapomnę.- potwierdziła cicho, starając się jednocześnie zagłuszyć wyrzuty sumienia.
- Będę czekał.
- Do zobaczenia.
          Puściła jego dłoń i udała się w kierunku odpraw. Dopiero będąc w samolocie, poczuła jak emocje opadają. Odprężyła się, opuszczała Darcy'ego, opuszczała Emila, opuszczała wszystkie swoje problemy. Nie miała wieczności na rozmyślanie, ale musiała zacząć jak najszybciej. Ale jeszcze nie dziś. Zamknęła oczy i wyobrażała sobie piękną, słoneczną Australię.

niedziela, 15 grudnia 2013

Rozdział XXXII.

- Gdzie byłaś?- wyszeptał jej do ucha, kiedy porwał ją na parkiet.
- W toalecie.
          Zdziwiła się swoim kłamstwem, przecież nie miała nic do ukrycia. Emil ją pocałował, więc mogła a raczej powinna mu o tym powiedzieć. Ale postanowiła, że nie rozpęta awantury na weselu ojca.
- Tak myślałem sobie... Może byśmy wyjechali gdzieś? Tylko we dwoje?
- Dokąd?
- Niedługo zaczyna się sezon.- wzruszył ramionami, prowadząc ich w tańcu na środek parkietu.- Może zanim się zacznie pojedziemy do Rosji? Emil zapraszał wszystkich.
- Emil? Rosja?- poczuła, że pocą się jej dłonie.
- Tak, coś nie tak? Myślałem, że się przyjaźnicie.
- Nie, nie. Tylko mówiłeś, że sami.
- Chodziło mi o wypad bez Thomasa.- uśmiechnął się do niej serdecznie.- Kocham go, ale czasem trzeba odpocząć od bycia rodzicem.
- Wiesz, ja wolałabym jednak nie.
- Jesteś blada. Chcesz usiąść?
- Wszystko jest w porządku.- uśmiechnęła się krzywo.
          Jej myśli krążyły wokół Emila.  Nie kochała go, tego była pewna. Próbowała wmówić sobie, że ten pocałunek nic nie znaczył, ale sama w gruncie rzeczy nie była tego pewna. Była zakochana w Darcym i przywykła do tego. Nie miała motylków w brzuchu, kiedy ją całował, przytulał, nie mdlała na jego widok.
- Chodź, pojedziemy do hotelu.
- Dlaczego?
- Położysz się. -przysunął się bliżej i szepnął jej do ucha. - Może razem się położymy.
          Nie była pewna czy zauważył dreszcz, który przebiegł przez jej ciało. Nie był to dreszcz oczekiwania, zapowiadający przyjemność. Raczej dreszcze przerażenia. Złapała się na poczuciu winy. Hej, ale przecież niczego złego nie zrobiła. Niczego, z wyjątkiem przemilczenia tego, że Emil ją pocałował.

          Zaprzyjaźnili się dzięki Martinowi. Słowak miał chwilę zauroczenia dziewczyną, ale wiedział, że nie ma u niej szans, więc dał sobie spokój. Emil też to wiedział, ale nie miał w zwyczaju się poddawać. Starannie obmyślił taktykę. Ale jego plan wziął w łeb, Ward nadzwyczajnie się zaangażował i robił wszystko poprawnie. Dlatego Rosjanin musiał wziąć sprawy w swoje ręce, jeśli chciał się liczyć w walce o jej serce.
- Zaprosiłem Darcy'ego i Kate do siebie do Rosji.
- Po co?
- Bo organizuję zjazd dla przyjaciół.
- Zjazd?
- No, wpadnij.
- Stary, odpuść.
- Nie będę powielał Twoich błędów.
          Kate była całkowicie inna niż Petra. Była prawdziwa, nikogo nie udawała. Chorwatka uważała każdego za przyjaciela, kto się do niej odezwał. Żyła imprezami, a Kate ... Kate się uśmiechała.
- Odbijam.- z uśmiechem na ustach zbliżył się do tańczących Wardów.
          Kate chciała zaprotestować, ale nim się obejrzała Darcy przekazał jej dłoń Emilowi i Rosjanin obejmował już ją w pasie, kołysząc się w takt muzyki. Czuł, że jest spięta i cieszyło go to, nie mogła być obojętna. Przysunął ją bliżej do siebie, trzymał ją mocno, żeby nie mogła się odsunąć.
- Nie denerwuj się.- szepnął, muskając ustami jej łuk brwiowy.
- Nie denerwuję.- pochwaliła siebie w duchu, że głos jej nie zadrżał.
- Powiedziałaś mu?
- O czym?
- O naszym małym zbliżeniu.
- Jakim zbliżeniu?
- Jeśli nie pamiętasz mogę Ci zademonstrować.
          Wygięła się w tył, kiedy się nad nią pochylił. Emil wybuchnął śmiechem, jej nie było do śmiechu. Uważał, że jest słodka kiedy się rumieni. Pomógł im wrócić do poprzedniej pozycji, rozluźnił nieco uścisk. Wyczuła, że to szansa i próbowała przerwać taniec. Rosjanin był szybszy.
- Nie uciekaj, będziemy się dobrze bawić.- uśmiechnął się szeroko. - Odpręż się, to tylko taniec.
- Emil, nie chcę drążyć tego tematu. Nie chcę się z Tobą widywać.
- Przecież się przyjaźnimy.
- Przyjaźniliśmy się. Do przed chwilą.
- Nie zabraniaj mi ślinić się na Twój widok. Przyjaciele też tak robią.
- Przestań!- zwrócili na siebie uwagę kilku tańczących  par, więc zniżyła ton głosu.
- Możemy jechać gdzieś sami, porozmawiać.
- Kocham Darcy'ego.
- Jesteś piękna, kiedy się złościsz.
- Emil, nie słuchasz mnie.
          Przysunął się znów bliżej niej, czuł na sobie bicie jej serca. Denerwowała się, a on nakręcał się jeszcze bardziej. Chciał jej, pragnął jej. Rozejrzał się, upewnił się, że Ward nie patrzy. Chwycił jej rękę i wyprowadził na zewnątrz. Sądził, że będzie stawiała opór, był na to przygotowany. Podążyła za nim jak cień. Czuła jakby jego ręka i jej ręka były jedną kończyną.
          Oparł ją o ścianę i namiętnie pocałował. Odepchnęła go w pierwszej chwili, dyszała z oburzenia.
- Co Ty sobie myślisz?
          Mimo ciemności na polu, jej twarz widział doskonale. Uśmiechnął się do siebie, kiedy tupnęła nogą.
- Jeśli tego nie chcesz, przestanę. -wyszeptał, zbliżając się do niej.
          Poczuła zawroty głowy, nie wiedziała co myśleć, co robić, co czuć. Pozwoliła, żeby jego wargi dotknęły jej ust. Pocałunek był wspaniały, na tyle dobry, że zapragnęła jeszcze. Niewiele myśląc, chwyciła jego głowę, kiedy się odsuwał i sama zachłannie go pocałowała. Rosjanina zaskoczyła jej reakcja, ale taki obrót sprawy mu się spodobał. Chwycił ją w talii i przycisnął do siebie. Skupiali się tylko na sobie, do momentu aż usłyszeli wołanie. Głos Darcy'ego sprowadził ich na ziemię. Kate pospiesznie poprawiła włosy i odsunęła Emila od siebie.
- To się nigdy nie wydarzyło. Zapamiętaj. To się nigdy nie wydarzyło.
          Emil patrzył za nią, kiedy odchodziła. Dotknął palcami swoich warg i uśmiechnął się do siebie. Uległa mu. Albo czuła coś do niego. Ward już się zgodził na ten wyjazd do Rosji. Czuł, że Kate jeszcze nie wiedziała, że ex-mąż zaklepał im miejsca. To była jego szansa.

          Anglia była jej domem. Wykręciła się od zbliżenia z Darcym, nie chciała żeby jej teraz dotykał. Leżała odwrócona do niego plecami i czekała aż zaśnie. Kiedy jego oddech się wyrównał, owinęła się szlafrokiem i zeszła na dół. Usiadła na sofie i podwinęła nogi.
          Przez całą drogę powrotną rozmyślała o tym pocałunku. Nie wiedziała, co się stało z jej umysłem i jej ciałem. Chciała panować nad sobą, ale wtedy nie potrafiła. Przekładała w dłoniach obrączkę, którą zdjęła z szyi. Wzięli rozwód, nie byli małżeństwem, a jednak byli razem. Kochał ją, a ona kochała jego. To dlaczego pocałowała Rosjanina? Zamknęła oczy, usiłując sobie przypomnieć każdy szczegół tamtej chwili.
          Poczuła przyjemne ciepło, kiedy niemal poczuła ponownie jego wargi na swoich. Zadrżała ze złości. Nie powinna dopuścić do tej fascynacji. Nie teraz, nie kiedy jest z Darcym.
          Wibracja telefonu wyrwała ją z zamyślenia. Zerknęła na wyświetlacz z zamiarem zignorowania wiadomości, nie ważne od kogo by ona była. Ale zakrztusiła się własną śliną, kiedy zobaczyła litery układające się w słowo 'Emil'. Walczyła ze sobą, raz po raz wyciągała dłoń w kierunku telefonu i cofała ją. W końcu nie wytrzymała i odczytała ją. Zrobiło jej się gorąco, kiedy przeczytała: "Myślę o Twoich ustach.". Uśmiechnęła się do siebie. Zamierzała mu odpisać coś, co zachęciłoby go do flirtu, ale oprzytomniała. Nie była nastolatką, a matką. Musiała myśleś o swojej rodzinie. I nie chciała, żeby Darcy się dowiedział, więc kliknęła 'usuń' i drżącymi dłońmi położyła go poza zasięgiem dłoni.
          Musiała dokonać wyboru. Otworzyła laptopa i zabukowała bilet do Australii. Dla siebie i syna. Potrzebowała czasu z dala od Darcy'ego i Emila. Sama ze sobą musiała dojść do ładu, uporządkować priorytety i uczucia. Sprawdziła wiadomości sportowe, ale zaraz pożałowała tego ruchu.
"Emil Sajfutdinow w Toruniu!" - krzyczał do niej nagłówek jednego artykułu wraz z uśmiechniętą twarzą Rosjanina. Nie mogła w to uwierzyć. Złapała telefon, klęła w duchu, nie mogła doczekać się aż się włączy.
On nie mógł się tu przenieść, nie teraz, nie tam. Szybko znalazła jego nazwisko na liście kontaktów i wystukała wiadomość: "Toruń?!". Ze zniecierpliwienia obgryzała paznokcie. Emil nie odpisywał kilkanaście minut, a każda sekunda wydawała się jej wiecznością. Wtedy nadszedł SMS. Bała się tego, co może przeczytać. Mimo to, nacisnęła klawisz otwarcia. "Muszę być bliżej Ciebie." Z przerażenia zamknęła oczy.  
          Przeniósł się do toruńskiej drużyny, żeby częściej ją widywać. Miała ochotę krzyczeć.

wtorek, 10 grudnia 2013

Rozdział XXXI.

-Na co się gapisz? Zbieraj się.
-Powiesz mi wreszcie o co chodzi?
-Mamy cztery godziny na dotarcie do Polski... do Bydgoszczy i zebranie się.
-Do czego?
-Tomasz się żeni.
-Że co?
-Ślub, Darcy. Biała suknia, goście, ołtarz, rodzina.
-Ale że tak nagle?
-Darcy on jest po czterdziestce. Jedziesz?
-I? Ma wciąż mnóstwo czasu.
-Nie młodnieje. I jest sportowcem, każdego dnia ryzykuje życiem.
-Ale akurat dziś?
Kate przewróciła oczami. Chciała być przy swoim ojcu w tym dniu, nawet jeśli miałaby zostawić Warda w Anglii albo zawlec go tam na własnych ramionach. Splotła ramiona na piersiach.
-Możesz sobie spać cały dzień albo możesz jechać ze mną. Twój wybór. Ja jadę.
-No jadę, jadę przecież.
-To zbieraj Thomasa, ja biegnę po Holderów.
Chris przyjął to z mniejszym szokiem niż Darcy. Szybciej się też zebrali.
Kiedy dotarli do Bydgoszczy zostało im niecałe pół godziny.
-I tak niezły czas.- Ward opadł na fotel. -Zdążyliśmy.
-Zbieraj się!
-Co?- jęknął.- Dopiero usiadłem.
-Myj się, ubieraj i szykuj Tommy'ego. Ja muszę się zająć sobą.
-A może Ty się nim zajmiesz?
-Bądź kochanym tatusiem.- cmoknęła go w usta i wyszła do łazienki.
Zimna woda ją ożeźwiła. Nie miała czasu na długą kąpiel, szybki prysznic musiał wystarczyć.

-Kate?
-Hm, chcesz się wycofać?- spytała, poprawiając mu krawat.
-Powinienem ubrać muchę, tak? Boże, czemu zdecydowałem się na krawat.
-Uspokój się, ojcze. Wyglądasz świetnie.
-Odprowadzisz mnie do ołtarza?
-Słucham?- zaskoczył ją.
-Chciałbym, żeby obie moje córki były wtedy przy mnie.
Przytuliła go delikatnie i zgodziła się.
Miała tylko jednego ojca, przez wiele lat tylko on był jej rodziną. Kochała go ponad życie. Sama myśl, że mogłaby zrobić coś, co by go zawiodło napawało ją złością. Od wielu lat była córeczką tatusia, nawet pojawienie się Victorii nic nie zmieniło w ich relacji, przeciwnie, zbliżyli się do siebie. Macocha nienawidziła pół-Australijki. Z każdym dniem uświadamiała jej, że Victoria jest ważniejsza, lepsza. Im gorzej traktowała ją Brygida, tym lepszy był dla niej Tomasz.
-Aga jest szczęściarą, tato.
-Dobrze by było, gdyby też tak sądziła.-zażartował żużlowiec, chociaż widać było po nim, że jest spięty. Córka klepnęła go w ramię.
-Przeżyłeś mnóstwo wypadków, wykaraskałeś się z katastrofy awionetką, wychowałeś samotnie córkę, przeszedłeś przez -zawahała się na moment, nie wiedziała jak nazwać to zdarzenie - historię z Brygidą, a nie potrafisz iść tam i powiedzieć 'tak'? Jesteś Tomasz Gollob. Kto inny to zrobi, jeśli nie Ty?
-Chcesz to zrobić za mnie?
-O nie, dziękuję. Ja już miałam jeden ślub.
-Kochanie, wiesz, że wesprę Cię w każdej decyzji, ale ta była błędna.
-Tato...
-Posłuchaj, Darcy to -zrobił pauzę, nie chciał powiedzieć złego słowa, ale nie można też było mówić o nim w samych superlatywach. -dobry zawodnik.
-Daj spokój, Tomasz.- zaśmiała się, słysząc 'dobry zawodnik'.
-I dobry ojciec.
-Okey, jest dobrym ojcem, ale jako mąż się nie sprawdził.
-Kocha Cię.
-A ja kocham jego, ale to nie jest ważne w tej chwili. Teraz liczysz się tylko Ty. Ty i Aga.
-Kate...
Brunetka wzięła ojca pod rękę.
-Chodźmy uczynić ją szczęśliwą.
-A potem zajmiemy się Tobą.- dodał cicho, ale tak, żeby mogła go usłyszeć


Obserwował ją, kiedy razem z siostrą odprowadzały Golloba do ołtarza.
Były całkowicie różne. Młodsza, ale wyższa Victoria poruszała się ciężej niż Kate, która wyglądała, jakby płynęła. Zaparło mu dech, kiedy ją zobaczył. Jasnozielona sukienka, którą wybrała dla niej siostra, podkreślała jej sylwetkę. Wyobrażał sobie ich razem, idących tamtędy.
Jej rodzina lubiła żenić się podczas ślubów niespodzianek. Musiał to przyznać. Taki już był ich urok.
Lubił ją sobie taką wyobrażać, przez chwilę była nieosiągalnym bóstwem, ale wiedział, że jest nieosiągalna dla pozostałych, nie dla niego. Nie patrzyła na niego, przez całą ceremonię nie spojrzała na niego ani razu.
Przygotował zestaw uśmiechów, wyrażających nadzieję, radość, zrozumienie, otuchę i miłość, a ona nie dała mu szansy na ich zaprezentowanie. Zmartwiło go to.
Mały Thomas kręcił się niespokojnie na kolanach swojego taty, chcąc wyjść na środek i pobiec do dziadka.


Pierwszy taniec. Kiedy po raz pierwszy tańczyła z Darcym? Przed ślubem czy po? Kołysała się na boki siedząc na krawężniku. Potrzebowała chwili, kręciło się jej w głowie.
-Ktoś tu przesadził z szampanem.
-Wcale nie, panie Rosyjski Żużlowiec.
Emil przysiadł się do niej.
-Wyglądasz na pijaną.
-Może po prostu szczęśliwą?
-Z Wardem?
-Chyba tak. Jest coraz lepiej.
-Czy to źle jeśli powiem, że jestem zawiedziony?
-Co?
Emil pokręcił głową, był pijany, mógł użyć tego później jako wymówki.
-Odpuściłem sobie Ciebie.
Zaskoczył ją. Nie zdawała sobie sprawy, że kiedykolwiek mógłby coś do niej poczuć.
-Nie, nie żartuję z Ciebie.
Odsunęła się kilka centymetrów, kiedy dotknął ręką jej dłoni.
-Sądziłem, że on to szybko zniszczy.
-Emil, lepiej nie mów nic więcej.
-Ciężko Cię widywać i nie móc zrobić żadnego kroku.-powiedział cicho, a ona zmieszała się.
Kate nie była pijana, wiedziała co się dzieje wokół niej.
-Emil, proszę Cię, będzie lepiej jeśli nie powiesz nic więcej.
-Masz rację. Po co mówić skoro czyny są lepsze?
Zanim zorientowała się o co mu chodziło, zdążył przycisnął swoje usta do jej warg. Oniemiała, w pierwszej chwili nie zareagowała, pozwoliła mu się pocałować. Kiedy językiem rozchylił jej wargi, odsunęła się.
-Nie.- powiedziała stanowczo, łapiąc oddech.- Nigdy więcej tego nie rób.
-Też tego chciałaś.
-Mylisz się.
-Nie przerwałaś.
-Emil, skończmy to. Najlepiej będzie jeśli teraz się rozejdziemy.
-Zaczekaj.
Złapał ją za rękę kiedy odchodziła.
-Będę czekał na Twój telefon.
Bez słowa odeszła i weszła do środka.
-Kate, tutaj jesteś!
Darcy wziął ją w objęcia.
-Gorąco Ci? Jesteś jakaś taka zarumieniona.
-Tak, trochę.
-Stęskniłem się za Tobą.
Wtulił ją w siebie i zaciągnął się zapachem jej włosów.
-Kocham Cię, Kate.
Zamknęła oczy. Wszystko się skomplikowało...

poniedziałek, 18 listopada 2013

Rozdział XXX.

Zapraszam na drugiego bloga ;)

Ostatnio wiele sie dzieje.
Wybaczcie, nie mam czasu na pisanie i czytanie.
Obiecuję, że w ciągu tygodnia nadrobię zaległości na wszystkich waszych blogach. :)

Od dziś funkcjonuje trzeci blog. Zapraszam. :) 
KLIK.
_______________________________________________________________

-No co? Przecież nic się nie stało.
-Jaja sobie kurwa robisz?!
Pięść Warda zbliżyła się na niebezpieczną odległość od twarzy Nicka.
-To był tylko żart.
Darcy zacisnął zęby. W tym momencie nienawidził Morrisa.
-To tylko dowcip! Gdzie masz jaja, Ward?
Rudzielec chwycił Nicka za kołnierz i podniósł nieznacznie do góry.
-Daj spokój, Darcy. Jesteśmy kumplami.
-Mogłeś pomyśleć o tym zanim porwałes mi dziecko.
-Nie darujemy Ci tego, Nick.- do rozmowy włączył się Holder.
Morris poczuł się urażony. Chciał ich rozweselic, a oni potraktowali go jak kryminaliste.  Skierował się w stronę drzwi.
-Mogłeś go lepiej pilnować.- naburmuszony rzucił na odchodne Chrisowi. Nie zdążył nic więcej dodać, bo pięść Holdera uderzyła w jego twarz.
-Zwariowales?!
Chrisowi nie ulżyło, ruszył w jego stronę ponownie. Sealy stanęła między nimi.
-Zostaw, policja się nim zajmie.-szepnela do swojego męża.
-Policja?!- Morris był przerażony. Nie odwracając się, wybiegł i gnał przed siebie.
-Nie wierzę w to, co się stało.
Darcy opierał się o parapet i patrzył przed siebie. Jedno było pewne, Nick go popamięta.

Aresztowanie Morrisa odbiło się głośnym echem w Europie i wywołało skrajne emocje. Jedni poparli Wardów, drudzy pisali do Darcy'ego żeby wymyślił surową zemstę. Znaleźli się też tacy, którzy uważali, że Wardowie przesadzają.
Odpuścili, Morris został wypuszczony. Postanowili nie odsyłać go do więzenia.
-Dzięki, stary. Po tej sprawie z panienką z hotelu, chyba by mnie już skazali.
Ward odsunął się od Nicka.
-Nie mów do mnie, jak do kumpla. Nie wysłaliśmy Cię do pierdla, ale z nami koniec. Nie zbliżaj się więcej do mnie i do mojej rodziny. Jasne?
-No stary, co Ty robisz? Nie zostawia się kumpla przez żart.
-Dalej uważasz, że to był świetny żart?
Wzruszenie ramion Morrisa tylko go zdenerwowało. Ten dzieciak niczego się nie nauczył.
-Jakby nie ta panna, dalej miałbym swojego kumpla.
-Co?
-Ta siostrunia Holdera zmieniła Cię nie do poznania. Nie znasz się na żartach, nie chcesz imprezować, wyrywać panienek... Gdzie jest Darcy?
-Dorósł. Niestety Nick tego nie potrafił.
-Dorósł, jasne. Jesteś nudny, Ward. Siedzisz tylko ze swoją rodzinką w domu. A gdzie miejsce dla mnie?
-Nick, to jest moja rodzina.
-Po co Ci rodzina?!
-Bo ich kocham!
Morris prychnął i spojrzał na Darcy'ego z pogardą.
-Myślałem, że byliśmy przyjaciółmi.- Rudzielec zacisnął zęby.
-Jesteśmy, przyjaciele robią sobie żarty. Niczego nie żałuję. Sami jesteście sobie winni.
Twarz Nicka pamiętała kontakt z pięścią Holdera, tym razem musiała zmierzyć się jeszcze z Darcy'ego.
-Jesteś popraprany!
Morrisa odrzuciło do tyłu. Odzyskał równowagę i ruszył na Warda, który nie zdążył się uchylić. Jednak Darcy nie czuł bólu, w jego żyłach adrenalina wrzała. Chwycił Morrisa za gardło.
-Byliśmy kumplami, Nick. Ale to koniec. Skrzywdź jeszcze raz moją rodzinę, a Cię zabiję. Zapamiętaj sobie.
Ścisnął mocniej, po czym puścił go, Nick runął na ziemię, masując sobie szyję. Ward odszedł i nie obejrzał się ani razu.

-Ałć.- Rudzielec syknął z bólu, kiedy Kate starała się zetrzeć krew z jego wargi.
-Myślałam, że potrafisz się zasłonić. Kiepski z Ciebie bokser, kochanie.
Nie uśmiechnął się, a ona go przytuliła. Wtulił twarz w jej włosy, zaciągnął się ich zapachem.
-Nie mogę bez was żyć, bez Ciebie i Thomasa. Jesteście dla mnie wszystkim.
-Jesteśmy obok. I już zawsze będziemy.
-Zawsze?
-Zawsze.
-Uwierzyłabyś, że to już tyle czasu? Tyle miesięcy? Odkąd go mamy...?
-Czas tak szybko leci.
-Ale Ty nadal jesteś piękna.-posadził ją sobie na kolanach.
-A Ty poobijany.
Dzwonek do drzwi zadzwonił w momencie, kiedy ich usta zbliżały się do siebie.
Próbował powstrzymać ją od wstania, ale nie zdążył. Marzeniem Darcy'ego definitywnie nie była wizyta teścia z dziewczyną, kiedy on siedział w samych bokserkach z krwawiącą twarzą.
-Zabolało go chociaż?- Tomasz odczuł satysfakcję, kiedy Darcy pokiwał głową. -Gdzie mój ulubiony wnuk?
-Chris zabrał chłopców na spacer.
-Ma poczucie winy?
-Ogromne.
-Karen dzwoniła, jadą tu z Michelle.
-Kiedy?
-Jutro.
-Są w samolocie?!
-Są.
Ward ożywił się, słysząc imie swojej matki. Kate wyjaśniła mu tyle, ile wiedziała. Rudy zaklął pod nosem.

***

Kiedy wrócił do domu po treningu w Toruniu, w salonie zastał Nicka.
-Co on tu robi?
-Przyszedłem przeprosić.
-W dupie mam Twoje przeprosiny.
-Darcy...- Kate położyła dłoń na jego ramieniu.
-Wiem, że źle zrobiłem, teraz wiem.
-Teraz? Jaja sobie robisz?
-Darcy!
-Wynoś się!
-Za chwilę... Ja... Chce Ci tylko coś pokazać...
-Gówno mnie obchodzi, co chcesz mi pokazać.
Morris go zignorował. Wziął Thomasa na ręce, ale widząc mord w oczach Rudzielca, posadził go na sofie.
-Pokaż tacie, czego Cię nauczył wujek Nick.
Tommy patrzył na niego wielkimi oczyma, otworzył usta i wyciągnął rączkę w kierunku Warda. Darcy chwycił małą dłoń. Z usta Thomasa wydobywal się cichy bełkot.
-Ta. Ta. Ta-ta-ta.
Wypowiedziane słowo zaskoczyło wszystkich zebranych. Maluch widząc ich zaciekawienie powtórzył.
-Tata!- radośnie machał rączkami.
Tata! Jego pierwsze słowo! Wziął małego na ręce i pocałował w czoło.
-Jednak coś dobrego zrobiłem.
-To nie znaczy, że Ci wybaczymy.
-Mam nadzieję, że kiedyś tak.
-Nick, zrobiłeś Darcy'emy świetny prezent, ale lepiej już idź.- Kate zwróciła się do niego najuprzejmiej jak tylko potrafiła w tamtym momencie.
Morris zmienił zdanie odnośnie jej osoby. Była silna, jej oczy mówiły wszystko. Silna na tyle, by mu wybaczyć. A przynajmniej się starać.
W drzwiach minął się z Chrisem. Nick się zawahał, chciał porozmawiać z nim również, ale Holder wciąż nie był w stanie na niego spojrzeć.
-Czego chciał?- zapytał Chris, kiedy drzwi się zamknęły.
-Przeprosić.
Holder parsknął śmiechem. Nigdy nie lubił tego gościa, teraz nie lubił go jeszcze bardziej. Widok jego podbitego oka, rany na wardze i lekkiego utykania napawał go satysfakcją.

-To był zwariowany miesiąc.- Darcy obserwował balsamującą nogi Kate.
Nie odpowiedziała mu. Zamknęła tubkę z kremem.
-Hej! Nie ignoruj mnie!
-Nie da się.
Przygarnął ją do siebie.
-Masz rację, kochanie.
Położył ją na poduszce, na jej ustach złożył delikatny pocałunek. Odsunął się i napawał się widokiem jej zamkniętych oczu i wydętych ust. Pocałował ją znów, i znów, i jeszcze raz.
Zarzuciła mu ręce na szyję i oddała pocałunek. Wsunął rękę pod jego koszulkę, którą miała na sobie.
Wplotła dłonie w jego rude włosy.
-Myślisz, że Thomas śpi?- wyszeptał jej do ucha.
W odpowiedzi zdjęła swoją koszulkę i spojrzała na niego wyczekująco. Ward uśmiechnął się pod nosem. W momencie, w którym sięgał zapięcia jej stanika, zadzwonił telefon.
-Nie odbieraj.- wymruczał, całując jej szyję.
-To może być coś ważnego.- z trudem się opanowała i sięgnęła po telefon.
Postanowił, że nie odpuści jej tak łatwo. Miał zamiar rozpraszać ją tak długo, aż się nie rozłączy.
-Halo?
Delikatnie całował ją po ramionach i szyi.
-Viktoria? Coś się...?
Kiedy po chwili milczenia wykrzyknęła jedno 'o mój boże!', wyprostował się.
-Jesteś pewna? Cholera! Nie. Będę najbliższym samolotem.
Rozłączyła się, zeskoczyła z łóżka i ubrała pierwszą sukienkę, którą znalazła.
-Kate, co jest?
Nie dosłyszała tego pytania. Złapała torbę i wrzucała do niej jakieś pierwsze lepsze ciuchy.
-Kate!
Wyprostowała się i na niego spojrzała.
-Co się stało?
-Dzwoniła Viktoria.
-Coś z Tomaszem?
Kate powoli pokiwała głową.

czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział XXIX.

Wygląda na to, że zaszła mała zmiana planów. :)
Jeszcze mam w zanadrzu kilka pomysłów, więc kończyć jeszcze nie będę.

Ale zapraszam na  1.  :)
_______________________________________________________________

Cała czwórka wypadła na balkon. Rozglądali się nerwowo, spoglądali w dół.
-Chris, gdzie jest moje dziecko?!
Kate opadła na ziemię i zaczęła nerwowo łkać.
Darcy wbiegł do środka, przeszukiwał każde pomieszczenie, każdą dziurę, dziecka nigdzie nie było.
Był zły i miał ochotę rozpłakać się jak małe dziecko, ale wiedział, że musiał być silny dla Kate. Jeśli on się załamie, ona też straci siły.

Chris nie mógł sobie znaleźć miejsca. To była jego wina. Wiedział, że jeśli małemu coś się stanie, nigdy sobie nie wybaczy. Usiadł na sofie, ukrył twarz w dłoniach.
-Myśl, Holder. Myśl.
Musiał się zmobilizować i przypomnieć co działo się chwila po chwili.
-Bawiłeś się z małym na sofie. On zasnął, więc przykryłeś go kocem.
Zaciskał powieki. Chciał to sobie wyobrazić.
-Położyłeś się obok niego i zasnąłeś. On był na pewno obok.
Sealy nie mogła patrzeć jak Chris się załamuje. Chciała podejść i go pocieszyć, ale jej uwagę przykuł synek.
-Maxy, pokaż mamusi co tam masz?
Chłopiec wpychał sobie do ust kartkę papieru.
Wyjęła uśliniony papier. Kiedy przeczytała odręcznie napisany tekst, sądziła, że zemdleje.
Oparła się o ścianę, starała się nie sunąć na ziemię. Darcy doskoczył do niej, żeby ją przytrzymać.
-Hej, hej. Tylko nie mdlej.
Wcisnęła mu papier do ręki.
-Czytaj.
Wszyscy obserwowali jak na twarzy  Rudzielca pojawia się zaskoczenie, złość i wreszcie przerażenie.
-O kurwa.
Holder nie mógł wytrzymać tej bezsilności. Rzucił okiem, co ich tak zaszokowało.
"Dzieciak jest u mnie. 500 tyś. albo dostaniecie go w kawałkach."
Kate poczuła jak grunt usuwa się jej spod nóg, a wnętrzności podchodzą do gardła.
-To pismo wydaje się znajome.- dosłyszała jakby z oddali.

-Policja czy płacimy?
-Kto to może być?
-To było w skrzynce. - Darcy rzucił białą kopertę na stolik.
Kate drżały ręce, kiedy próbowała ją otworzyć. Bała się tego, co jest w środku.
Sealy odebrała jej papier i wyjęła z niego kilka zdjęć Thomasa.
-Miał to na sobie dziś.
-"Żadnej policji."- Chris przeczytał napis, widniejący na odwrocie jednego ze zdjęć.
Polka przytuliła się do Rudzielca. Bała się o synka, wiedziała, że Darcy też odczuwa strach. Cieszyła się, że starał się być dla niej opoką.
-Będzie dobrze, obiecuję.- szepnął jej we włosy.

Plan był genialny, nie mógł zawieść. Nie przyszedł tam z myślą porwania, ale pomysł sam mu się napatoczył.
Chciał zobaczyć ich miny, kiedy czytali jego wiadomości.
-Jesteś geniuszem.- powiedział do swojego odbicia w lustrze.

Noc minęła Wardom bezsennie. Kate leżała na sofie, nie płakała, patrzyła tylko przed siebie.
Nie mogła przytulić Thomasa przed snem, ucałować go na dobranoc, szepnąć, że go kocha.
-Połóż się.
-Nie chce mi się spać.
Kucnął przed nią.
-Znajdziemy go.
-Znajdziemy.
-Dzwoniłem już na polcję. Sprawdzą to.
W milczeniu skinęła tylko głową.
-Kochanie, zjedz coś.
-Nie jestem głodna.
-Popatrz jak wyglądasz. Musisz jeść.
-Daj mi spokój.
-Kate...
-Idź sobie.
Miała dość jego prób oderwania jej myśli od dziecka. Chciała, żeby ją przytulił, a nie zadręczał.
Zdawała sobie sprawę, że nie zasługiwał, żeby się na niego wściekać. To nie była jego wina.
-Darcy...
Pogłaskał ją po włosach i przykrył kocem.
-Jestem tutaj, maleńka. Zawsze. Thomas też będzie.
Ścisnęła jego dłoń. Mężczyzna jej życia...
-Przepraszam.
-Nie przepraszaj.
-Po prostu tak bardzo się boję.- po jej policzkach spływały łzy. Nie potrafiła tego zatrzymać. Strach ją paraliżował. Tommy był najważniejszy.
Były maż usiadł obok i przygarnął ją do siebie.
-Obiecuję Ci, że nasz maluch wróci do nas zanim zdążysz ponownie zapłakać.
Delikatnie otarł łzy jednym palcem.
-Zaufaj mi.- szepnął.

Z samego rana wpadł do Rudego. Ward akurat siedział na tarasie, wpatrując się w telefon.
Chris podszedł do niego o położył mu dłoń na ramieniu.
-Wybacz mi, Darcy. To moja wina.
-Co?
-Zawaliłem.
-Daj spokój, Chris. Nie czas na obwinianie się.
Holder był mu wdzięczny, miał pełną świadomość, że ten Rudzielec miał większe prawo do załamania. Właśnie zaginęło mu dziecko. A on podnosił ich wszystkich na duchu.  Chociaż z drugiej strony wolałby, żeby na niego nawrzeszczał, uderzył.
-Zapłaciłem.
-500?
-Tak. Zrobię wszystko, żeby go odzyskać.
-A policja?
Ward wzruszył ramionami.
-Uznałem, że tak będzie szybciej.
-Darky, ja... to przeze mnie. Chociaż okup pozwól mi zapłacić.
-Mam gdzieś pieniądze! Niech oddadzą mi syna!
-Nie daje mi spokoju, kto to był. To pismo wyglądało znajomo.
-Mam nadzieję, że żaden z naszych znajomych nie nienawidzi nas aż tak bardzo, żeby posunąć się do takiego czynu.
-Czy Kate mi to kiedyś wybaczy?
-Chris, ona Cię kocha. Prędzej nie wybaczy sobie.
-Cholera, to jeszcze gorzej.
-Tommy żyje. Wiem, że żyje i już niedługo do nas wróci.

-Jest tu kto?
-Na tarasie jesteśmy.
Chłopcy nie zwrócili uwagi na wchodzącego Nicka, dopóki nie usłyszeli dziecięcego seplenienia.
Turbo bliźniacy wybałuszyli oczy ze zdziwienia.
-Thomas!- Kate rzuciła się w kierunku syna. Jednym susem pokonała długość salonu i wzięła go na ręce.
Najpierw go obcałowała, potem wyprzytulała. Zalewała się łzami. Tak bardzo się bała, a okazało się, że to sprawka Morrisa. Obiecała sobie, że zemści się na nim zaraz po tym, jak nacieszy się synkiem.
Nick Morris rzucił torbę na stolik i zaśmiał się:
-Nie sądziłem, że zapłacisz.
W torbie były pieniądze. Chłopcy przypuszczali, że jest tam całe 500 tysięcy.
-No co się tak patrzycie? Na żartach się nie znacie?
Darcy popatrzył na niego ze złością. Nick cofnął się pod wpływem instynktu przetrwania. Coś mu podpowiadało ucieczkę.

piątek, 1 listopada 2013

Rozdział XXVIII.

Wygląda na to, że powoli zbliżamy się do końca. :) Epilog już  napisany ;)
Jeszcze nie wiem, czy rozpocznę nowe opowiadanie :)
Co Wy o tym myślicie?

Zapraszam też na drugiego bloga. :)
_________________________________________________

Koniec z przeprowadzkami. Koniec z rozstaniami.
-Chyba musimy to spisać.- zażartował Ward.
-I przypieczętować.- Kate złożyła na jego ustach długi pocałunek.
-Ej!- przygarnął ją, kiedy się odsunęła.- Jeszcze nie skończyliśmy.
Długi, namiętny pocałunek sprawił, że o mały włos nie upuściła pudła z książkami, które dzierżyła w rękach. Kolana zawsze jej miękły, kiedy był obok.
Darcy wsunął rękę pod jej bluzkę, delikatnie unosząc materiał.
Zadrżała, czując jego dotyk na plecach.
-Nie przy ludziach!- krzyknął ze schodów Morris. Ward pokazał mu środkowy palec i rzucił w niego butem.
-Nie przeszkadzaj, idioto!
-Bierzmy się do pracy. Zostało jeszcze parę rzeczy.- dziewczyna wyswobodziła się z objęć Darky'ego.
-Teraz chcesz pracować? Teraz? Kiedy ja się już napaliłem?- puścił jej oczko.
-Trzeba było nie odzyskiwać naszego domu.
Rudzielec westchnął. Męczyły go rozstania i wiążące się z nimi przeprowadzki. Teraz byli razem, nareszcie razem. Żadnych więcej rozstań i żadnych zmian domów.
Teraz był w domu.
-Darcy... - Kate pojawiła się za nim, objęła go i szepnęła do ucha.- Jeśli szybko się z tym uwiniemy, możemy znowu po raz pierwszy wypróbować nasz prysznic.
-Niezła motywacja, kochanie.

-A powiedz 'tata'.
Darky zabrał synkowi zabawkę, ale widząc łzy w jego oczach oddał mu ją natychmiast,
-Może chociaż 'papa'?
Thomas zabełkotał coś niezrozumiałego, ale Ward był dumny.
-Na pewno powiedział 'tata'.
Thomas chwycił wyciągnięty w jego kierunku palec taty i wpakował go sobie do ust.
-Szkoda, że nie wygląda jak ja, miałby panienkę na każdą noc.- Darcy wyszczerzył się.- Ała! Za co?
Rozmasowywał sobie rudą czuprynę, po tym jak była żona lekko uderzyła do dłonią.
-Mam nadzieję, że nie tylko wygląd ma po mnie.
-Lepiej, żeby córeczka miała więcej po Tobie. Na przykład tyłek.- klepnął ją w rzeczoną część ciała.
-Nie mamy córeczki.- odgarnęła jego rękę.
-Ale możemy mieć.- przygarnął ją do siebie i posadził sobie na kolanach.
-Thomas patrzy...
-Niech się uczy...- szepnął zanim dotknął wargami jej szyi.
Kate poczuła dreszcze, ale zeszła z jego kolan.
-Nie teraz.

Holder i Watt pili piwo, oglądając jakiś mecz w telewizji.
-Gdzie wcięło Rudego?
-Z Thomasem siedzi.
-Kate mu kazała?
-Nie. Odkąd się pogodzili, Darky spędza z nimi każdą wolną chwilę.
-Zerwał z nami?
-Spokojnie! Nie aż tak drastycznie.- Chris roześmiał się.
Korzystając z przerwy w meczu, zalogował się na twittera. Jego telefon informował go, że osoba obserwowana przez niego Darcy Ward dodawał miliony wpisów wszędzie, gdzie tylko się da.
Twitter, instagram, facebook... Wszędzie patrzyła na niego roześmiana twarz małego Thomasa. Tom, kiedy się śmieje, kąpie, siedzi, rzuca zabawkami, robi głupie miny.
-Kolejne zdjęcie? Niech zgadnę... Mały Tommy zrobił brzydką, śmierdzącą niespodziankę.
-Blisko.
Pokazał mu wyświetlacz i widniejącą na nim ubrudzoną twarz malucha.
-Nasze dziecko dorasta.- westchnął Davey- I nie mam na myśli Tommy'ego.
Druga połowa się rozpoczęła, ale żaden z nich nie skupiał się na tym, co się dzieje w meczu.
-Nie masz go dość?
-Mam go dosyć, kiedy Kate przez niego płacze.
-Wciąż?
-Ostatnio jakoś nie.
-Życzę im jak najlepiej, ale znam Warda.
-Ja też i dlatego się martwię.
-Dziwnie, nie sądzisz?
-Co jest dziwne?
-Trzech muszkieterów już ma swoje rodziny.
-Rośnie nam nowe pokolenie muszkieterów.
Mały blondynek właśnie przybiegł z dwiema puszkami w rękach. Co chwila, któraś wypadała mu z rączek. Piszczał i śmiał się. Rzucił jedną w wujka Watty'ego, drugą w tatę. Po chwili wdrapał się na kanapę obok nich. Kiedy padł gol, mężczyźni wstali, śmiejąc się, ciesząc i klnąc. Maxy klaskał. Nie rozumiał co się dzieje na ekranie, ale widział, że tata się cieszy, więc i on się cieszył.
-Chris, nie przy dziecku!- zawołał głos z kuchni.
-Dobra, dobra.- Holder machnął ręką.
Davey przyglądał się maluchowi. Jego dzieci już podrosły, ale nie miałby nic przeciwko, gdyby żona obwieściła mu, że spodziewa się kolejnego.

Urodziny Agnieszki obchodzili w kameralnym gronie. Wardowie nie chcieli męczyć synka podróżą, więc został pod opieką Chrisa. Rodzice Polki, Tomasz, jego córką z byłym mężem gnieździli się w salonie Tomka. Wszyscy się krępowali, niewiele mówili. To nie było podobne do Darcy'ego, chociaż bał się, że jeśli coś powie to go nie zrozumieją, a on nie będzie wiedział o czym mówią oni. Czuł się niezręcznie jako jedyny obcokrajowiec. Wkurzał się na siebie, że nigdy nie nauczył się mówić płynnie w ich języku.
Ojciec Agi patrzył nieco przychylniej na partnera córki niż jej matka. Starsza wersja Agnieszki uważała, że żużlowiec jest za stary dla jej córki.
Trzydzieści pięć lat przy jego czterdziestu dwóch nie robiło dużej różnicy zakochanym.
-Panie Tomaszu, co PAN zamierza robić po zakończeniu kariery? Jak mniemam już niedługo to nastąpi, w końcu nie jest PAN pierwszej młodości.- jad w mowie kobiety był widoczny nawet dla Warda, który wyłapał tylko pojedyncze słowa. Całe towarzystwo uderzyło przesadnie akcentowane przez nią słowo 'pan'.
-Nie zamierzam jeszcze kończyć kariery żużlowca. A kiedy się już na to zdecyduję, na pewno będę robić coś aktywnego.- Gollob wydawał się spokojny. Kate podziwiała jego opanowanie.
-Pan już ma dzieci, prawda?- zmierzyła pogardliwie byłą żonę Rudego.
Kate nie rozumiała, dlaczego ta kobieta jej nie lubi, dlaczego nie lubi jej ojca. Widziała ich dziś pierwszy raz w życiu.
-Dwie córki.
-I każda z inną kobietą, mam rację?
Nikt poza jego córką, nie dostrzegł tego, że na krótką chwilę zacisnął zęby.
-Zgadza się.
-Wybaczy Pan, ale nie chcę, aby moja córka została z dzieckiem bez mężczyzny.
-Nie planujemy dzieci, mamo.- wtrąciła solenizantka.
-Tym gorzej! A co jeśli się PANU coś stanie? Moja córka pozostanie bez niczego!
-Dosyć. To moje urodziny i chcę je spędzić z rodziną.-Aga była już bardzo zdenerwowana. Widząc kpiący wzrok matki, dodała.- Z Tomaszem, mamo. On też należy do rodziny. Jeśli masz z tym problem, nie musisz świętować ich razem ze mną.
Kate miała ochotę bić jej brawo. Tą wypowiedzią udowodniła, że nadaje się dla jej ojca, że będzie z nią szczęśliwy.

Agnieszka proponowała im nocleg, ale oni chcieli jak najszybciej być w domu, z synkiem.
Prawie dwugodzinny lot ciągnął się w nieskończoność. Paradoksalnie to Darcy niecierpliwił się bardziej.
Kate widziała jak podskakiwał na siedzeniu. Sealy odebrała ich z lotniska i odwiozła do domu.
Maxy wymachiwał jakąś kartką papieru na tylnym siedzeniu.
Jeszcze jedno skrzyżowanie.
Jedne światła.
Nareszcie dom.
Wpadli do środka i odetchnęli z ulgą. Wszystko wydawało się być takie, jakie zostawili.
Holder przeciągał się na kanapie.
-Jak było?
-Owocnie.- rzucił Darcy, wypijając sok z leżącej przed Holderem szklanki.
Kate poczuła się dziwnie, coś jej nie pasowało. Rozejrzała się podejrzliwie.
-Gdzie jest Thomas?
-Co?
-Chris, gdzie jest Thomas?!
-Tu... Spał tu ze mną... Jeszcze przed chwilą....
Holder rozpaczliwie się rozglądał. Przecież zasnął tylko na moment, na krótką chwilę. Niemożliwe, żeby dziecko gdzieś zaginęło. Na litość boską, on nie umiał chodzić! Pełzać też nie potrafił!
Kate była przerażona, nie wiedziała, czy się wściekać czy płakać. Jej synek gdzieś zniknął, a ona nie miała pojęcia gdzie jest.
Zatrzęsła się, dopiero teraz zorientowała się, że w domu panuje okropny chłód. Rozejrzała się w poszukiwaniu źródła.
-Balkon...- szepnęła.
-Co mówisz, Kate?- Darcy kucnął przed nią, ściskając jej dłonie.
-Balkon.- powtórzyła głośniej.
Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku.
Drzwi były otwarte.

piątek, 18 października 2013

Rozdział XXVII.

Max zaczynał mówić coraz więcej, Sealy była wniebowzięta.
Siedziały z Kate przy stole i dzieliły się nowościami na temat swoich dzieci. Mały Thomas spał smacznie w wózku, a Max bawił się z tatą komórką Chrisa.
-Holder, jeśli mój syn będzie uzależniony od twittera tak, jak Ty jesteś, to ostrzegam, że zemsta będzie słodka!
Chris zasalutował, nie odrywając wzroku od komórki.
Szkotka westchnęła.
-Mieć nie jednego dzieciaka, ale dwóch.
-Wiem coś o tym.
-Chris zaprosił mnie na kolację dziś. Rodzinną kolację brata i siostry.
-O!
-Nie idziemy.- pokręciła głową na widok miny przyjaciółki.
-Dlaczego nie?
-Nie mam z kim zostawić Thomasa..
Szkotka chrząknęła.
-A ja?
-Daj spokój, Seal. Miałabyś zajmować się dwójką dzieci, kiedy ja będę na kolacji z Twoim mężem?
-Tommy to żaden problem! Chętnie się nim zajmę.
-Na to liczyłam.- Polka zaśmiała się, po chwili przygryzła wargę.-Pomożesz mi wybrać w co się ubrać?
-Spokojnie, odpicujemy Cię.

Kate brała prysznic,  mieli wyjść z Chrisem za dwie godziny.
-Serio?- Szkotka nie hamowała entuzjazmu.
-Serio. Tylko musimy być dyskretni.
-Jaki Ty jesteś pomysłowy.
-Dobrze trafiłaś, kotku.
-Lepiej nie mogłam.- na jego policzku złożyła delikatny pocałunek.
Kiedy ostatnio wyglądała tak elegancko? Sealy przygotowała jej dosyć krótką błękitną sukienkę. Kawałek dalej dostrzegła buty na wysokim obcasie. Szkotka wpadła do pokoju.
-Jeszcze nie ubrana? Mamy pół godziny, żeby zrobić Cię na bóstwo!- klasnęła w dłonie.
Pomogła Kate się ubrać, wytężyła swoje umiejętności makijażystki i wymalowała przyjaciółkę. Włosy tylko poprawiła, najlepiej wyglądały w nieładzie.
-Jaka jesteś piękna!
-To tylko kolacja z bratem...
Szkotka westchnęła i wypchnęła ją za drzwi.
-Nie ważne z kim, musisz wyglądać szałowo. Głowa do góry! Może spotkasz dziś mężczyznę swojego życia.
Na twarzy Polki pojawił się wymuszony uśmiech. Delikatnie musnęła ustami czoło małego Thomasa, pogłaskała Maxa po głowie.
-Kate, jakbyś nie była moją siostrą to wiesz...- Holder poruszył brwiami i lekko ją trącił ramieniem, za co dostał po głowie od swojej żony.- Ej? Za co? Prawdę mówię!
Chris obruszył się, udawał obrażonego.
-Wynocha!- Sealy puściła mu oczko. -Czekaj na nią na dole.

-No, młody. Tak jak Cię uczyłem. Nie zawiedź taty.- Chris poklepał synka po główce.
Wybrał numer i podał młodemu komórkę.

Ward jechał samochodem do Morrisa. A właściwie po Morrisa. Chłopak zabalował zbyt długo, właściwie zbyt intensywnie, i potrzebował przyjacielskiej podwózki. Darcy nie miał nic innego do roboty. W sumie, zastanawiał się czy samemu nie iść gdzieś i się nie upić.
Zadzwonił jego telefon. Był przekonany, że to Nick się niecierpliwi. Odebrał z zamiarem ochrzanienia go, ale usłyszał jakiś dziecinny głosik. Spojrzał na wyświetlacz.
-Holder? Maxy znów bawisz się telefonem taty?
-Darcy, przyjedź do mnie! Teraz, to pilne!
-Coś się stało?
-Z Maxem jest źle, martwię się!
-Ale o co chodzi?
-Bo on... płacze... bo... spadł z drzewa... znaczy ze schodów i się nie rusza...
-To płacze czy się nie rusza?
-Przyjedź, wujek.- głosik Maxa go rozczulił. Nie potrafił jeszcze wymówić tych słów dokładnie.
-Zaraz będę.
Darcy nie mógł widzieć wysoko uniesionych kciuków Chrisa w stronę synka. Zdołał go nauczyć dwóch słów w jeden wieczór. "That's my boy! That's my boy!'-krzyczał do Maxa w myślach.
Ward zawrócił. Po Morrisa mógł wysłać taksówkę. Coś się działo u Holderów. Max go prosił? To samo w sobie już było dziwne.

Kiedy zeszła na dół nikogo nie było.
-Chris? Sealy?
Zostawiła Szkotkę tylko na chwilę samą, kiedy poszła na chwilkę do toalety.
Światła były zgaszone. Po omacku dotarła do salonu i parsknęła śmiechem. W kominku było rozpalone, na na środku stał stolik, na nim butelka czerwonego wina. Dwa krzesła... Wkoło było pełno zapalonych świec.
-Bardzo śmieszne, Holder. To jest ta nasza kolacja?- powiedziała sama do siebie ze śmiechem.
Podskoczyła, bo otwierające się z hukiem drzwi przeraziły ją. Do środka wpadł zmarznięty Darcy, który chuchając próbował ogrzać sobie dłonie. Na jej widok stanął jak wryty. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem.
-Chris jest?
-Też się nad tym zastanawiam.
-Ładnie... hmm... Ładnie wyglądasz.
-Dzięki. Ty wyglądasz... mokro.- uśmiechnęła się do niego niepewnie.
-Pada... - wskazał na wciąż otwarte drzwi.
Krepowali się trochę, mieli sobie dużo do powiedzenia, ale żadne z nich nie zaczęło.
-Hm, chyba już pójdę. Złapię Holdera jutro.
Kiwnęła głową i podeszła do drzwi, czekała aż wyjdzie, żeby móc je zamknąć za nim.
-Ty to przygotowałaś?- wskazał głową jeszcze na salon.- Dla mnie? Dla nas?
-Nie. Chociaż zapewne tak to wygląda.
Na polu panował istny armagedon, burza pełną parą. Darcy zaklął pod nosem i nakrył głowę kapturem.
-Nie wygłupiaj się, wchodź. -pociągnęła go za rękę. Zamknęła drzwi, trząsł się. Zdjął mokre rzeczy, rozwiesił do wyschnięcia. Usiadł przed kominkiem, żeby się ogrzać.
-Zaczekaj tutaj, tylko się przebiorę i wracam.
-Nie.- złapał ją za rękę.- Zostań. Wyglądasz świetnie.
Rozległ się grzmot i prąd wysiadł. Zgasło światło w przedpokoju.
-Wina?- postawiła przed nim kieliszki.
-Chętnie.

Po kilku lampkach przestali być tacy spięci. Koszulka Darcy'ego wciąż się suszyła. Nie było mu zimno, wręcz przeciwnie. Opierała się o parapet i wpatrywała w niego.
-Zaprosiłbym Cię do tańca ale nie ma muzyki.
-Po co nam muzyka?
-A nie, jednak mamy.- wyjął komórkę i puścił Passengera . Wyciągnął rękę w jej stronę.- Można?
Serce zabiło jej mocniej, kiedy był tak blisko i ją obejmował. Kołysali się w takt muzyki.
-Przepraszam...- wyszeptał jej we włosy. Widząc jej pytające spojrzenie, dodał: - Za tamto... Z Emilem.
-Nie rozumiem, wierzysz w to, że mogłabym Cię zdradzić?
-Nie. To był po prostu impuls.
-Zabolało...
Zacisnął usta. Było mu wstyd za to, co zrobił.
-Nikt inny się nie liczył, wciąż nie liczy.
-Zawiodłem Cię, prawda? Chciałem być kimś innym, kimś lepszym. Kimś, kto byłby godny bycia z Tobą.
-Co?
-Kimś, kogo mogłabyś pokochać... A wyszło jak wyszło.
-Darcy, jesteś idiotą. -pokręciła głową.- Pokochałam Cię. Już na samym początku!
Przygarnął ją do siebie i pocałował. Nie oponowała, miał nadzieję, że nie zaprotestuje. Zarzuciła mu ręce na szyje i przycisnęła się bliżej niego. Wziął ją na ręce i zaniósł przed kominek, położył na podłodze.
-Zadali sobie dużo trudu, żeby to dla nas zorganizować.
-Zadbajmy o to, żebyśmy mieli o czym im opowiadać.- szepnęła i pocałowała go delikatnie. Po delikatnym pocałunku, przyszedł czas na namiętny, coraz bardziej namiętny.
Uśmiechnęła się do siebie, kiedy jej sukienka opadła na podłogę...

Oparła głowę o jego nagi brzuch. Kreślił okręgi na jej ramieniu.
-Ładnie wyglądałaś w tej sukience.
-Mam ją ubrać?
-Teraz? Nie ma mowy.- uśmiechnął się.
-Wróć do domu, Darcy.
-Co?
-Wróć do nas...
-Chcesz tego?
-Jeśli obiecasz mi zaufać...
W odpowiedzi ścisnął jej dłoń. Teraz jej nie zawiedzie. Już nie.

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział XXVI.

Zamieszkali razem, ale w osobnych pokojach.
Darcy miał nadzieję na trochę inne rozwiązanie, ale nie narzekał.  Musiał się przyzwyczaić do stawiania małych kroków. Urządzili pokoik dla malucha, Kate zajęła gościnny. Nie dała się namówić na przeniesienie do głównej sypialni.
Rodzina była wniebowzięta, ale też i zaniepokojona. Zapowiedzieli, że przyjeżdżają za tydzień. Matka Darcy'ego martwiła się o syna i o to, jak podoła nowym obowiązkom.

Spał, był środek nocy, kiedy obudził go krzyk. A właściwie płacz. W pierwszej chwili uderzył pięścią w budzik.
-Wstaje, już wstaje....- mamrotał w poduszkę.
Zwlekł się z łóżka, spróbował otworzyć oczy. Na dworze wciąż panowała ciemność.
-Co do....- dopiero do niego dotarło, że to nie był budzik.
Rozbudził się całkowicie, wybiegł z pokoju i skierował się w stronę źródła hałasu. Usłyszał szuranie w gościnnym, Kate pewnie wstawała do malucha. Ale on był szybszy.
Wziął kwilące niemowlę na ręce i kołysał.
Thomas zawsze się uspokajał w jego ramionach. Bawił się jego malutkimi paluszkami.
Drzwi się otworzyły, weszła zaspana Kate. Delikatnie pocałowała synka w czoło.
-Ja też mogę?
-Niekoniecznie.- uśmiechnęła się do niego, zabrała Thomasa z zamiarem nakarmienia go.
Odczekał dziesięć minut i poszedł do jej pokoju. Mały leżał obok niej, przyglądała mu się. Położył się obok niej i przytulił do siebie. Chciała zaprotestować... Właściwie nie chciała.
Kiedy zasnęła, odniósł Thomasa do jego pokoiku. Zastanawiał się czy iść spędzić resztę nocy u siebie, czy u niej. Bił się z myślami, kiedy spostrzegł, że już przekracza próg jej sypialni.
Uśmiechnął się na jej widok. Śpiąca wydawała się bezbronna. Wśliznął się pod kołdrę obok niej, wtulił w siebie. Chciałby spędzać tak każdą noc.
-Dobranoc, Kate.
-Dobranoc, Darcy.
-Kocham Cię, Kate.
Zawahała się. Starał się o nią, o nich. Dbał o dziecko, o nią. Mogła na niego liczyć, był dla niej wsparciem. Potrafił jej też okazać, że mu na niej zależy.
-Ja Ciebie też kocham, Darcy.- szepnęła.
Usłyszał. Zasnął z szerokim uśmiechem na ustach.

Chris wpadł do ich mieszkania. Nie spodziewałby się zastać ich razem w jednym łóżku. Gwizdnął.
-Po co dawaliśmy Ci te klucze.... - westchnął Rudzielec i opadł na poduszki.
-Bo mnie kochacie.
-Z każdym dniem coraz mniej.
-Zbieraj się, frajerze. Za 3 minuty na dole. Ruchy, ruchy!
Widząc jej pytające spojrzenie, Darcy pospieszył z wyjaśnieniami.
-Sprawy klubowe.
Wziął szybki prysznic, zjadł śniadanie w biegu. Wypadł z domu, ale wrócił się. Objął ją i namiętnie pocałował.
-Czekaj na mnie, kochanie.
-Będę.- cmoknęła go w usta.
-Fajnie jest mieć do kogo wracać.
Zapakował się w auto Chrisa i odjechali. Kate też podobało się to, że wracał do domu, do rodziny.

Umówiła się z Sealy na spacer z dziećmi.
-Właściwie nie widać po Tobie, że niedawno rodziłaś.
-Żartujesz? Popatrz na mój brzuch!
-Dobrze, że nie widziałaś mojego.- Szkota zaśmiała się i zlustrowała szwagierkę. - Oprócz brzucha, który i tak nie jest aż taki duży, żadnych oznak!
-Daj spokój, i tak czuję się jak beczka.
-Darcy'emu to nie przeszkadza.- Sealy postanowiła wybadać grunt.
-Nie byłabym taka pewna.- Kate śmiała się.- Odbiegam od jego ideału kobiety.
-Zwariowałaś! Jesteś Kate i urodziłaś mu syna! Jesteś jego ideałem.
-Dobra, dobra. Kiedy drugi Holder junior?
-Nie śpieszy nam się!
Dobrze się rozumiały. Mogły się razem śmiać, płakać, rozmawiać.
Po dawnej niechęci nie było śladu.

-Stary, widzę postępy!
-Skup się na drodze.
-Nie bądź taki tajemniczy. Właśnie nakryłem Cię w łóżku z moją siostrą.
Darcy uśmiechnął się.
-Wszystko idzie w dobrym kierunku.
-Nareszcie!
-Aż zadziwiająco dobrym...
Holder westchnął, wiedział na co się zanosi. "Zadziwiająco dobrym" w ustach Warda znaczyło tyle co "zaraz coś zepsuję". Co mu doradzić? Czego by nie powiedział, przyjaciel i tak coś popsuje.

-Kate, wróciłem!
Stanął jak wryty, zmarszczył brwi na widok Emila, który trzymał jego syna na rękach. Dziewczyny nigdzie nie było. Rosjanin wydawał się ucieszony, uśmiech nie znikał z jego twarzy.
Thomas spał, Sajfutdinow kołysał chłopca i coś mu nucił.
-Co Ty tu robisz?
-Zajmuję się małym.
-Gdzie Kate?
Jak na zawołanie, zeszła po schodach. W szlafroku.
-Darcy, czemu się tak drzesz? Dziecko śpi.
-Tobie to na rękę, co?
-O co Ci chodzi?
-Śpi, żebyś mogła sobie sprowadzać faceta pod mój dach!
Była zaskoczona. Chciała mu wyjaśnić, że wpadł do niego i czekał aż wróci. Zajął się małym, kiedy ona brała prysznic, po ćwiczeniach. Trenowała, żeby wrócić do figury sprzed ciąży.
-To nie było tak.- pokręciła głową.
-Gówno mnie to obchodzi!-odepchnął ją.
-Darcy, posłuchaj...
-Czego mam słuchać?!- krzyknął na nią tak, że poczuła kropelki jego śliny na swojej twarzy..
-Emil, zabierz go stąd.-Kate powstrzymywała wściekłość resztką sił.- Idźcie do Holderów, proszę.
Rosjanin czuł na co się zanosiło. Bez słowa ulotnił się razem z dzieckiem. Kiedy tylko zamknęły się za nim drzwi Ward znów zaczął krzyczeć.
-Zadowolona jesteś z siebie?! Zwariowałem na Twoim punkcie, starałem się Cię odzyskać! A Ty sobie romansujesz z Emilem!
-Oszalałeś?!
-Chodzisz sobie w szlafroczku! Co, już Cię widział bez ubrań? Dla niego się rozbierzesz a dla mnie nie?!- szarpnął szlafrok.
-Zostaw!
-Po co mówiłaś, że mnie kochasz, skoro się z nim pieprzysz pod moim dachem?!
Tego było już zbyt wiele. Uderzyła go w twarz. Nie chciał słuchać tego, co ona miała do powiedzenia. Bardziej interesowało go rzucanie oskarżeniami.
Łzy wściekłości ciekły jej po policzkach. Trzęsła się ze zdenerwowania.
-Wynoś się z powrotem do niego.-warknął
Wyszła z domu trzaskając drzwiami.
Został sam, trzymał się za policzek.  Jak ona śmiała go tak zwodzić...
Zbierało mu się na płacz, zacisnął wargi i starał się nie rozkleić.

Kate o to nie dbała. Wpadła do brata cała zasmarkana.
-On się nigdy nie zmieni.- wpadła w ramiona zaskoczonego Chrisa.
Holder westchnął i przytulił ją do siebie. Miał rację, ale co do jednej rzeczy się pomylił. Darcy namotał szybciej niż się tego spodziewał. A miało być tak pięknie...



niedziela, 13 października 2013

Rozdział XXV.

Zapraszam też na drugiego bloga :)
_______________________________________________

Darcy wycofał się z dalszych startów w Grand Prix w tym sezonie. Właściwie startu, bo do końca pozostał jeden turniej w Bydgoszczy. W klasyfikacji prowadził Pedersen. Zaraz za nim Hancock i Gollob.
Serca kibiców biły mocniej, wszyscy zastanawiali się czy Tomek zdoła odrobić stratę.
On też kibicował. Przyjechał z ręką na temblaku, chciał jakoś wesprzeć ex-teścia i zobaczyć się z jego córką.
Rozmawiał z kibicami, pozował do zdjęć. Wieść o rozwodzie nie rozniosła się jeszcze, ale o ciąży wiedzieli już wszyscy.
Dziecko... Kate była w ósmym miesiącu. Nie mógł doczekać się dzieciaka.
Chociaż nie byli razem spędzali ze sobą dużo czasu.
Do tej pory uśmiechał się na wspomnienie pierwszego kopnięcia dziecka, które poczuł.
Wracali ze wspólnego obiadu, trzymała go pod rękę. Śmiali się z czegoś... Znów była radosna. Promieniała, dzidziuś sprawiał, że wszystko między nimi się poprawiło. Usiedli na ławce, jedli lody. Wyglądali na parę zakochanych.
-Kate, może moglibyśmy... może moglibyśmy porozmawiać o 'nas'?
Dziewczyna upuściła loda, zwinęła się. Przysiągłby, że sapnęła, jakby przebiegła kilkaset metrów.
-Ok, wybacz! Nie musimy się śpieszyć.
-Nie, to nie to.- pokręciła głową.
Wzięła jego rękę i położyła na swoim brzuchu. Minęło kilka sekund zanim to poczuł. W pierwszej chwili wydawało mi się, że to tylko jego wyobraźnia. Ale za drugim razem już był pewny.
Popatrzył na nią z szerokim uśmiechem, kucnął przed nią i przyłożył głowię do brzucha Kate.
-Czujesz tatę, hm? Tatuś nie może się doczekać, aż wyjdziesz do niego.- szepnął.

Tomasz odrabiał straty bardzo szybko, wygrywał starty, mijał na trasie, kolekcjonował trójki. Szczęśliwie, Pedersenowi nie szło, Hancock też nie błyszczał. Gollob minął Grega, po czwartej kolejce startów, Nickiego po piątej. Miał przewagę dwóch punktów nad Duńczykiem. Pedersen z 8 pozycji awansował do półfinału. Obaj przeszli dalej. Kate ściskała kciuki.
-Tylko nie ródź przedwcześnie.- Ward też wydawał się przejęty, chociaż próbował żartować.
Wystartowali. Dziewczyna wstrzymała oddech, ścisnęła dłoń Darcy'ego. Najlepiej wyszedł Pedersen. Tomasz przespał start, ale szybko uporał się z będącym na trzecim miejscu Holderem, wcisnął się pod Lindgrena i zabrał się za gonienie Nickiego.
Chciał przypieczętować triumf w całym cyklu, jeszcze jednym zwycięstwem.
Objechał go! Objechał!
Publika zerwała się z miejsc.
Jeszcze dwa okrążenia.
Pedersen zbliżył się do Golloba, widać było, że jest wściekły. Wszedł pod łokieć Tomka.
W następnej chwili Polak leżał już na torze, a Duńczyk mknął dalej by przekroczyć linię mety jako pierwszy. Tomasz nie podnosił się z toru. Bieg został przerwany, Duńczyk wykluczony. Pedersen nie krył złości.
Rzucił goglami w stojącego obok mechanika, klnąc pod nosem.
Już było pewne, że ma złoto. Był zasypywany gratulacjami. Cieszył się, ściskał córkę i Agnieszkę. Kate miała pewność, że między tą dwójką coś musiało się narodzić. Ale nie mógł iść sam. Tomek Gaszyński i Darcy, który podbiegł do niego, podtrzymywali go.
Noga była prawdopodobnie złamana. W powtórce wystąpiło dwóch zawodników. Holder i Lindgren. Trzecie miejsce przyznano Tomkowi.
Chris i Freddie walczyli zaciekle, ostatecznie lepszy okazał się Australijczyk.
Kate się popłakała. Jej brat wygrał Grand Prix Bydgoszczy, jej ojciec odbierze swój drugi tytuł tutaj, w domu.
Tomasz Gollob ze złotem, Tomasz Gollob mistrzem świata.
Świętował z rodziną. Z córkami i Agą. Wreszcie przyznał, że są razem. I dobrze. Należało mu się.
Zrobił też coś, co zaskoczyło i Kate, i Warda, i pozostałych. Chciał, żeby i Rudzielec został z nimi na podium, jako rodzina. W jeszcze większe osłupienie wprowadziło ich to, że zwrócił się do Warda per "synu". Zrozumiał, że miał w nim sprzymierzeńca, Tomasz był po jego stronie.

After party zapowiadało się tłocznie.Agnieszka stała się przedmiotem zainteresowania mediów. Wszyscy pytali o jej związek z Tomaszem, kobieta wydawała się zmęczona.
-Powinnam Ci mówić "mamo"?
-Kate, nie żartuj sobie ze mnie.
-Tworzycie uroczą parę.
-Wy z Darcym też.
-Nie jesteśmy parą. - Kate zaśmiała się.- Sprytnie zmieniasz temat.
-Chłopak się stara.
-Będzie świetnym tatą.
-Wybaczyłaś mu akcję z aborcją?
-Dostał szansę. Ma okazję udowodnić, że zasługuje, żeby nazywać siebie ojcem.
-A mężem?
-Raczej ex-mężem.
Spojrzała w jego kierunku, udzielał jakiegoś wywiadu. Postrzelenie Darcy'ego Warda wywołało lawinę, ciągle ktoś dzwonił prosząc o rozmowę.
Zrobiło jej się gorąco, wyszła na świeże powietrze, pociągając za sobą Sealy.
-Seal, przejdźmy się kawałek, proszę.
Pani Holder bała się o siebie i szwagierkę po wydarzeniach sprzed kilku miesięcy. Przy wejściu spotkały Emila i Martina, którzy chętnie się do nich przyłączyli.
Kate coraz ciężej się szło, a odeszli spory kawałek. Nie chciała zawracać, więc reszta podążała za nią. W pewnym momencie poczuła mokro.
-Kate wszystko ok?
Nie chciała zwracać ich uwagi, więc szła dalej. W pewnym momencie poczuła, że już nie może. Przysiadła na trawie i sapnęła. Emil nachylił się nad nią, wydawał się zmartwiony. W oczach dziewczyny dostrzegł łzy.
-Kate, co Ci jest?!
Zamknęła oczy, bolało. Od czasu akcji z Ivanem starała się nie okazywać słabości.
-Kate, albo mówisz co się dzieję, albo dzwonimy po karetkę!
-Dzwońcie... Zadzwońcie...Proszę...
Sealy wybałuszyła oczy. W myślach obliczyła sobie, że do porodu został jeszcze jakiś miesiąc.
-Kate, czy to jest to o czym myślę?
Córka Golloba pokiwała powoli głową, krzywiąc się z bólu. Żona Chrisa pojechała z nią do szpitala, chłopcy wrócili się, żeby powiedzieć Darcy'emu, że zostanie tatą.

Martin mógłby przysiąc, że kiedy szli ten dystans był krótszy. Zaczęli biec, oni też byli przejęci.
-Emil, tutaj już byliśmy!
-Niemożliwe!
Rozglądali się.
-Cholera, masz rację!
Błądzili po ulicach szukając hotelu. Impreza musiała się już skończyć. Martin nie mógł uwierzyć, że się zgubili. Pamiętał drogę! Mógł chodzić nawet przez sen. Wyobrażał sobie leżącą Kate i błagającą o pomoc. Musieli znaleźć Warda jak najszybciej. Na nieszczęście, nie było żadnego przechodnia nigdzie. Szli intuicyjnie.
-Ej!- Emil podrapał się po głowie i sięgnął do kieszeni.- A może by tak zadzwonić?
-Debil! Nie mogłeś na to wpaść dwie godziny temu!?
Wyrwał telefon z ręki Rosjanina i zadzwonił do Warda. Ten nie odbierał, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Słowaka. Zadzwonili po taksówkę, teraz musieli trafić, nie było innej opcji.
Rozdzielili się, Emil pobiegł zawiadomić Chrisa i Tomka, Martin Darcy'ego.
-Ward!- dobijał się do jego drzwi.-WARD!
Darcy akurat brał prysznic, Aga powiedziała mu, że Kate jest na spacerze z Sealy. Był całkowicie zrelaksowany. Wyszedł, obwiązał się ręcznikiem wokół bioder i poszedł otworzyć drzwi.
-WARD! OTWIERAJ BO WYWAŻĘ DRZWI!
-Czego się drzesz?
-Dziecko Ci się rodzi, debilu!
-Co?
-Na dole czeka taksówka, jedź do niej!
Darcy wybiegł w ręczniku przed hotel. Rozbawione spojrzenie taksówkarza zmusiło go do przyjrzenia się swojemu strojowi. Wrócił się, ubrał coś normalnego. Na dole czekał już Chris i Tomasz z Agą, Tai i Faye, Andreas i Greg. Rodzina pojechała jednym samochodem, przyjaciele zaczekali na drugą taksówkę.

Zdążył. Zdążył! Dziecko jeszcze nie przyszło na świat. Kate wyglądała już na wykończoną.
Nie opuścił jej ani na chwilę, cały czas ściskał jej dłoń, ocierał pot z czoła.
Czuł się jakby sam rodził. Kiedy ona oddychała szybciej, on też. Kiedy krzyczała, on też.
Jednocześnie był podekscytowany. Zaraz będzie miał dziecko!
Prawie zemdlał ze szczęścia, kiedy usłyszał płacz.
Kate płakała, on też płakał. Cały czas powtarzał jak bardzo ją kocha.

Najpiękniejszy moment w życiu? Trzymanie w ramionach swojego synka.
Był taki maleńki, bał się, żeby go nie zgnieść. Dziecko trzymało się całkiem nieźle. Zdrowy, silny chłopak.
Wyniósł go do rodziny i przyjaciół.
-Ktoś chciał się z wami przywitać.
Wszyscy obrócili się w jego stronę.
-Poznajcie Thomasa Warda.
Darcy spojrzał wymownie w stronę Golloba, każdy wiedział, po kim młody odziedziczył imię. Dziadek oszalał na jego punkcie. Noga w gipsie nie przeszkadzała mu w podskakiwaniu z radości, miał przecież drugą.

Holderowie zajrzeli do młodej matki.
-Jestem z Ciebie dumny, siostrzyczko.- Chris pocałował ją w czoło.
-Jestem wykończona, ale szczęśliwa...
-Przygotuj się, tam czeka stado żużlowców, gotowych Ci pogratulować.
-Teraz się zacznie.- uśmiechnęła się.
-Gdzie będziecie mieszkać?
-Mieliśmy zdecydować... Miał zostać jeszcze miesiąc do porodu...
-U mnie.- zawyrokował Darcy, wchodzący z dzieckiem.
Mały w ogóle nie płakał w jego ramionach. Rudzielec był dumny. Dumny z Kate, dumny z synka, dumny z siebie.
-Wyszedł nam, co?- zaśmiał się cicho.
-Aż jestem zdziwiony, że to Twoje, Darcy. Taki śliczny chłopiec.- wujek przejechał delikatnie palcem po ciemnych włoskach na główce siostrzeńca.

czwartek, 10 października 2013

Rozdział XXIV.

-Jak się czujesz?
-Fizycznie całkiem nieźle. A Ty?
-Jest okey.
Milczeli przez dłuższą chwilę. Wspomnienia tamtego wieczoru wciąż były bolesne. Ilekroć Darcy zamykał oczy widział jego twarz, widział jak układa usta wypowiadając słowa "Złamałeś zasady".
-Przykro mi, że dowiedziałeś się w taki sposób...
-Mi też.
Starali wspierać się nawzajem, niewiele im pozostało.
Żałował, że nie wiedział wcześniej, mógłby pokazać jej, jak bardzo mu zależy. Jak bardzo chce tego dziecka, że chce być znów jej mężem. Teraz już nie będzie miał takiej okazji.
-Jesteś gotów stawić im czoła?
Rudzielec pokręcił głową, a starszy z turbo bliźniaków dodał:
-To tak jak ja.
Chrisa prześladowały obrazy. Widział skrępowaną siostrę, tego zwyrodnialca z bronią. Wszystko działo się tak szybko. Instynktownie próbował wyrwać mu pistolet. Szarpanina. Strzał.
Jeden, głuchy strzał. Poczuł jak ciało Ivana osuwa się na niego, usłyszał krzyk Kate.
Miał nadzieję, że go trafił. Niestety nie trafił.
Krzyk Kate, był pełen bólu i rozpaczy. Zanim się zorientował  był przy niej, ten sukinsyn uciekł. Starał się zatamować wypływ krwi. Wezwał pomoc.
-Kate, słyszysz mnie? Kate! Zostań ze mną! Patrz na mnie!
Nie została... Z każdą chwilą była coraz dalej.

Pierwsze co Darcy zobaczył po wyjściu z pokoju to leżąca Kate. Podszedł do niej z bolącym sercem i pogłaskał ją po ramieniu.
Jej skóra była taka zimna. Wyglądała na pogrążoną we śnie, przysiągłby, że się uśmiechała. Nawet leżąca w tym pudle była piękna. Piękna, ale martwa.
Gdzieś w tle słyszał szlochy, sam nie płakał, nie miał już łez. Stracił to, co było dla niego najcenniejsze.
Po policzku Chrisa płynęły łzy. Widok rozklejonego przyjaciela działał na niego bardziej niż widok tych wszystkich żałobników. Wiedział, że Chris się obwiniał o jej śmierć. Wiele razy mówił mu, że gdyby tylko nie przyszedł wtedy... Mogłaby jeszcze żyć. Darcy przyłapał się, że czasem też go obwinia.

Wczorajszego dnia wydawało mu się, że wszędzie ją widzi. Zaczepiał obce kobiety na ulicy, musiał z tym skończyć.  Tylko  z czym?
Niczego nie był pewien, poza jedną rzeczą, bez niej już nic nie będzie takie samo.

***
-Jak się czujesz?
Ucieszył się na jej widok. Przysiadła na skraju jego łóżka.
-Teraz znacznie lepiej.- wziął ją za rękę i uśmiechnął się.
-Jak rana?
-To tylko draśnięcie. Tu -wskazał na lewą stronę klatki piersiowej.- boli bardziej.
-Przepraszam... To wszystko moja wina...
Przytulił ją do siebie prawą ręką, lewa wciąż była obolała.
-Cieszę się, że jesteś cała.-pocałował ją we włosy.
-Chciałabym powiedzieć to samo...
-Miałem po prostu bardzo zły sen. - widząc jej pytający wzrok dodał.- Przez chwilę musiałem zmierzyć się z tym, że mógłbym nigdy więcej Cię nie zobaczyć. Tego bym nie przeżył...Wolałbym dostać dziesięć razy tyle kulek. Bylebyś była obok...
-Muszę Ci coś powiedzieć.
-Ostatnim razem w szpitalu wyznałaś mi miłość. Tym razem też będzie tak ciekawie?- próbował żartować.
-Darcy, jestem w ciąży.- wypaliła.
Zapadła krępująca cisza. Wkurzył się, sądził, że go kocha. A przynajmniej taką miał nadzieję. Wziął głęboki oddech. Miał tyle pytań. Kiedy? Z kim? Dlaczego? Cholera. W takim momencie?
-Kate, to niczego nie zmienia. Ja nadal chcę z Tobą być. Będę je kochał jak własne.
-O czym Ty mówisz?- popatrzyła na niego zaskoczona.
-O Twoim dziecku.
-O naszym...
-Naszym? Przecież my nie mamy... Przecież ono...
Pokręciła głową. Bała się jego reakcji, ale nie przypuszczała, że taka myśl przyjdzie mu do głowy.
-Mogę?- zapytał cicho i wyciągnął rękę w jej stronę. W ramach odpowiedzi przysunęła się bliżej, a Darcy delikatnie przejechał dłonią po jej brzuchu.
Teraz miał pewność, że nie kłamie. Brzuch musiał być widoczny, jak to możliwe, że wcześniej go nie dostrzegł?
Ward uśmiechał się szeroko, miał ochotę skakać z radości. Wciąż coś ich łączyło. To Coś niedługo będzie biegało po domu z małymi samochodzikami... Już widział siebie i syna na pierwszej lekcji jazdy motocyklem... A co jeśli to będzie córka? Nie szkodzi, też ją nauczy. Co kupić na pierwsze urodziny? Jaki chodzik wybrać?
-Darcy, jesteś tu?
-Co? Aaa... tak. - oprzytomniał. -Chyba wybiegłem trochę w przyszłość.
-Czy to znaczy, że chcesz je uznać?
-Jasne, że chcę! Chcę mieć małego mnie! Albo jeszcze lepiej Ciebie!

Kiedy ochłonął do głowy przyszła mu jedna myśl.
Nie chciał psuć niczego, ale to nie dawało mu spokoju.
-Kate, ja też chcę Ci coś powiedzieć.... a właściwie zapytać...
-O co?
-Dlaczego mnie okłamałaś?
-No nie chciałam, żeby moje dziecko rosło w przekonaniu, że jego ojciec wolałby, żebym je usunęła...
-Mocny argument.
-Też tak myślę.
-Mogę zapytać o coś jeszcze?
-Jasne.
-Czy to znaczy, że my....? Że jest szansa.... Na nas?
-Nie mogę Ci niczego obiecać.
-Ale nie mówisz 'nie'?
Zamyśliła się. Nie wiedziała, czy byłaby w stanie jeszcze z nim być.
-Nie mówię.

Chrisowi udało się dotrzeć na czas do Darcy'ego, do Kate na szczęście też. No, teoretycznie. Szarpanina wywołała przypadkowy strzał.
Ivan osunął się na ziemię. Nie przeżył.
Kate miała mieszane uczucia. W końcu znali się od dziecka. Na pogrzeb poszła, nie mówiąc o tym chłopakom. Wkurzyliby się.
Nie chciała wracać do siebie, po raz kolejny się przeprowadziła. Do Emila i Martina. Darcy musiał to przełknąć.
O dziwo, pomagał jej przy przewiezieniu rzeczy. Nie było ich dużo. Nie zdążyła się dobrze rozpakować zanim znów się przeniosła.
-To już wszystko.
-Dzięki, Darcy.
-Jesteś pewna, że nie chcesz przenieść się do mnie?
-Rozmawialiśmy już o tym.
-Ale będę mógł Cię odwiedzać?
-Kiedy tylko zechcesz.

Emil zabrał Kate do kuchni na coś do jedzenia, a Martin odprowadził Darcy'ego do wyjścia.
-Stary, wiesz, że chcę dla niej jak najlepiej.
-Wiem, ja też.
-Nie zawiedź mnie, Darcy.
-Opiekuj się nimi, kiedy mnie nie będzie.
-Opiekuj się nimi dobrze, kiedy będziesz.
Uścisnęli sobie dłonie. Chyba nadszedł czas rozejmu.

wtorek, 8 października 2013

Rozdział XXIII.

Zbyt długo zwlekała z wyznaniem prawdy. Zbyt wiele okazji zmarnowała. 
Kiedy ktoś zadzwonił do drzwi, sądziła, że to on. Chciała go zobaczyć, przytulić. 
Miała to okropne uczucie, że stało się coś złego.
Z początku nie poznała mężczyzny, który stał w jej drzwiach.
-Nie zaprosisz mnie do środka?
Od razu wyczuła hiszpański akcent w jego polskiej mowie. Zmarszczyła brwi.
-Ivan. 
-Jaki Ivan?
- Serio mnie nie poznajesz?-roześmiał się.
Olśniło ją. To on! 
-Wchodź, śmiało! Dawno się nie widzieliśmy.
-Z siedem lat będzie.
-Kawa? Herbata?
-Herbata, miętowa. 
-Robi się.
Zamknął za sobą drzwi, usiadł w kuchni i ją obserwował. 
-Jak mnie tutaj znalazłeś?
-Mam swoje sposoby. Pomyślałem, że mnie potrzebujesz. Dawno nie pisałaś...
-Gdzie nie pisałam?
Uśmiechnął się szyderczo.
-Szybko zapominasz, moja droga. 
Próbowała sobie przypomnieć. Znali się od dziecka. Ranczo jego ojca w Katalonii znajdowało się blisko jego posiadłości. Spędzali razem każde wakacje i ferie. Pamiętała, że uczył ją grać w piłkę nożną. Szło jej całkiem nieźle. Nie mogła sobie przypomnieć w jakiej grał drużynie. Jaki miał numer na koszulce...? 13? 24? 03? 09? 06! O Boże, to on!
-To byłeś Ty? Cały czas pisałam z Tobą?
-Dziwię się, że się nie domyśliłaś. Kto znałby Cię lepiej?
-Mogłeś się od razu ujawnić.
-Wtedy nie byłoby zabawy...- jego głos był bardzo niski i zimny.
Przysięgłaby, że już go wcześniej słyszała, nie w Katalonii, wtedy był jeszcze przed mutacją. Hiszpan z satysfakcją patrzył jak jej oczy powoli się rozszerzają, a kubki lądują na podłodze z głośnym trzaskiem.
Obróciła się na pięcie z zamiarem ucieczki, ale był szybszy, od razu przewidział jej plan. Złapał ją w pół.
-Nic się nie zmieniłaś, wciąż jesteś tak samo łatwowierna.- szepnął jej do ucha. 
Poczuła odrazę. To nie mogło się dziać na prawdę.
-Ty nie żyjesz... Przecież Ty nie żyjesz!
-Policja jest na tyle głupia, że to łyknęła. Wystarczyło załatwić trupa, najlepiej sadystę.
-Ty go zabiłeś?- grała na czas, nie była pewna co zamierzał zrobić, ale miała nadzieję, że tym razem Darcy przyjdzie jej z pomocą.
Zignorował jej pytanie i uśmiechnął się tajemniczo.
-Czas się pobawić, kochanie.
Otworzył szufladę, wyjmował po kolei noże, szukał odpowiedniego.
-Ostatnim razem tak świetnie się bawiliśmy.

Jedyne co widział to światło. Leżał na podłodze i nie mógł się ruszyć. 
Nie czuł już bólu, a osłabienie.
 Liczył sekundy, chciał, żeby ktoś go znalazł. Żeby miał ostatnią szansę powiedzieć Kate co czuje. 
Z każdą kolejną sekundą jej obraz był coraz bardziej rozmyty. Powoli odpływał...

Przejechał palcem po jej starej bliźnie na karku.
-Podoba Ci się mój podpis? Każdy, kto go zobaczy, będzie wiedział, że jesteś czyjaś. Moja.
-Śnij dalej.- żałowała wszystkiego, co stało się w ciągu ostatniej godziny. On żył. I wciąż o niej nie zapomniał.
-Pozbyłem się wszystkiego, co mogłoby nas rozdzielić. -wysapał jej do ucha.
Wzdrygnęła się, miała skrępowane dłonie. Zaczęły wracać bolesne wspomnienia.
Z oczu popłynęły jej łzy wściekłości, kiedy zaczął gwizdać. To była dokładnie ta sama melodia, kiedy wtedy odchodził zostawiając ją ledwie żywą pod tym okropnym ceglanym murem. 
-Myślałem, że ten Twój Rudzielec szybciej odpadnie. Prośby, groźby ... A on dalej swoje, chyba lubi Cię narażać.
-Co Ty zrobiłeś?
-Nie bój się, maleńka. Pozbyłem się go mało dyskretnie
-Jak to pozbyłeś?
-Jak już z Tobą skończę to Cię zabiorę do niego.

Powoli tracił nadzieję...
Czuł się coraz gorzej, mruganie sprawiało mu trudność.
Ale w duchu krzyczał. Dał się podejść.

Zawył z bólu, kiedy jej zęby wbiły się w jego dłoń. Zyskała kilka sekund, od razu chciała uciekać. Zdążyła dopaść drzwi, ale on był tuż za nią, Udało jej się je uchylić tylko, kiedy przycisnął je mocno, zatrzaskując.
Ta akcja nie mogła się udać, ale dziewczyna to sobie zaplanowała. Zgarnęła ze stolika komórkę i upchnęła ją do kieszeni. Był zbyt wściekły, żeby ją przeszukać. 
Cisnął nią na krzesło, odwrócił się na chwilę, żeby znaleźć coś, czym mógłby ją przywiązać. Dyskretnie wybrała pierwszy numer na liście kontaktów. Nie mogła ryzykować ucieczką, miał w ręku nóż, gotowy był go użyć. Modliła się, żeby odebrał.

Max bawił się telefonem ojca. Sealy i Chris oglądali jakiś teleturniej w telewizji, kiedy młody do nich podszedł i pokazał na telefon. Przyłożył go do ucha i wołał 'halo, halo'.
-Maxy oddaj mi to.
-Halo! Halooo!
-Ktoś dzwoni?
Przyłożył komórkę do ucha, słyszał tylko pojedyncze słowa. Połączenie trwało 18 minut. Miał złe przeczucia. Postanowił wstąpić po Darcy'ego.

Rudzielec leżał na podłodze w kałuży krwi...

Sądziła, że książę z bajki przybywa z pomocą tylko w bajkach, Chris pojawił się znikąd.
Miała nadzieję. Miała dopóki nie rozległ się strzał. Obaj osunęli się na ziemię...


poniedziałek, 7 października 2013

Rozdział XXII.

-Co Ty wyprawiasz idiotko?- Sealy odepchnęła Lizzie i pomogła wstać szwagierce.
-Nic się nie stało przecież.
W pannie młodej się zagotowało. Chris, Darcy i Martin zdążyli zorientować się, że coś jest nie tak i podbiegli do dziewczyn.
-Wypierdalaj stąd!- Chris był w szoku, pierwszy raz słyszał jak Sealy klnie.
Pani Holder miała rządzę mordu w oczach. Ta kobietka zadarła z Kate, z jej rodziną, a więc i z nią.
-Możesz sobie być dziewczyną Warda, ale nie chcę Cię widzieć na moim weselu, zdziro!
Chłopcy byli zdezorientowani. Lizzie oczekiwała, że Rudy się za nią wstawi, ale nie zrobił tego.
-Co tu się właśnie stało?- Martin zmarszczył brwi.
-TA PIZDA!- Sealy wskazała palcem na Lizzie, a z każdym kolejnym słowem była coraz bardziej zła. - TA PIERDOLONA KRETYNKA RZUCIŁA SIĘ NA KATE!
Wszyscy wlepili wzrok w napastniczkę. Chris podszedł do Sealy, objął ją i próbował jakoś uspokoić.
-DO CHOLERY, ONA JEST W ....- Chris zakrył usta żony dłonią.
-To jest prawda...?- zapytał Darcy cicho.
Lodowaty ton jego głosu przyprawił Kate o dreszcze.
-Nie, Darcy... Ja tylko...
-Odpowiadaj, do cholery.
-Ostrzegałam ją, Darcy. Ona chciała mi Ciebie odebrać!
Kate zbierało się na płacz.
-Co proszę?!
-Ona nie może wejść między nas! Powiedz jej! Powiedz, że jej nie kochasz! Żeby sobie poszła! Powiedz!
-To zaszło za daleko.- Darcy pociągnął ją za rękę i wyprowadził gdzieś poza plażę.

Martin objął Kate.
-Wszystko ok?
-Tak, chyba tak. Wybaczcie, że zepsułam wam przyjęcie.
-Przestań, tej idiotce należało się już dawno. Szkoda, że jej nie skopałam tego sztucznego tyłka.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Dzięki, Seal.- dziewczyny przytuliły się.
Chris pękał z dumy. Widział, jak jego żona zachowuje się, kiedy broni ważnej dla nich obojga osoby. Była gotowa gryźć, drapać i rozpychać się łokciami, byle nie pozwolić krzywdzić tych, których kochała.
-Z maluchem wszystko dobrze?- dopytywał Martin.
-Chyba tak.
-O Boże, Kate, przepraszam. O mały włos się nie wygadałam.
-Nie ma sprawy, kiedyś będę musiała to zrobić.
-Myślicie, że z nią zerwie?- Sealy uspokoiła się, ale zastanawiało ją, co zrobi Darcy.
-Myślę, że ją rozerwie.- Chris objął dziewczyny i całą czwórką ruszyli z powrotem do gości. Przyjęcie dobiegało końca.

-Coś Ty sobie myślała?!
-Widziałam jak się całowaliście!
-I dlatego chciałaś ją pobić?!
-Ona nie może mi Ciebie zabrać! Nie może Cię całować!
-To ja ją pocałowałem, Lizzie.
-Kłamiesz. Nie broń jej.
-Lizzie, popełniłem błąd. Właściwie popełniłem wiele błędów. Ale jednym z nich był związek z Tobą. Kocham Kate i to się nie zmieni. Ty tego nie zmienisz.
Przysunęła się do niego bliżej.
-A może przedyskutujemy to jeszcze?- szepnęła starając się, aby jej głos brzmiał uwodzicielsko.
-Zamówię Ci taksówkę.
-Może mnie odwieź do domu?
Nie dał się przekonać. Był za nią odpowiedzialny, nie pozwoliłby jej samej wracać, ale też chciał jak najszybciej znaleźć się przy Kate.
-Może jednak dasz się przekonać....
Powoli zsuwała sukienkę odkrywając opalone ciało. Darcy rozejrzał się, na szczęście nikogo nie było w pobliżu.
-Ubieraj się.
-Popatrz na mnie, nic nie czujesz?
Spojrzał. Miała ładne ciało. Ale nic poza tym nie czuł.  Pokręcił głową.
-Było nam razem dobrze... Kochałeś mnie.
-Nigdy Cię nie kochałem i nigdy nie pokocham.
-Chociaż spróbuj...
-Dla mnie zawsze już będziesz tą, która zaatakowała kobietę najważniejszą w moim życiu.
I poczuł to. Ten wstręt, tą odrazę, tą hipokryzję. Sam też ją zaatakował. Ranił ją na każdym kroku.
-Zabiję ją!
Ward chwycił ją za nadgarstek i szarpnął, tak że zbliżyła się do niego.
-Tknij ją, a obiecuję Ci, że już nigdy więcej niczego nie tkniesz.
Popłakała się i tupała nogą jak małą dziewczynka.

Holderowie zrobili sobie tydzień miodowy z racji tego, że Chris musiał stawić się na następne Grand Prix. Kate w tym czasie pomieszkiwała w ich rezydencji, od czasu do czasu spędzała czas z Darcym.
Ten dzień był wyjątkowy. Jutro oficjalnie mieli być już rozwiedzeni. Siedzieli w kuchni Chrisa, oboje milczeli.
Ward do ostatniej chwili miał nadzieję, że Kate się rozmyśli.
Podszedł do niej od tyłu i objął ją. Kochał ją, mimo wszystko.
Zamknęła oczy i pozwoliła mu się tulić.
-To już jutro...
-Jutro...- powtórzyła po nim.
Minęło. Następnego dnia byli już po rozwodzie. Darcy nie spodziewał się, że tak bardzo to przeżyje.
Leżał na łóżku i gapił się w sufit. Nie miał ochoty z nikim się widzieć i z nikim rozmawiać. Kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi, nie ruszył się z miejsca.
Natręt nie dawał za wygraną, Ward tylko przewrócił się na drugą stronę. Dźwięk ustał. Zrobiło się cicho.
Nie obchodziło go nic w tym momencie. Kate się poddała, on się poddał. To był koniec.
Usłyszał skrzypnięcie. Zmarszczył brwi. Nie pamiętał, żeby w domu był ktokolwiek albo cokolwiek innego niż on. Zwlekł się z łóżka, szybkim ruchem otworzył drzwi. Przeraził się, kiedy zobaczył przed sobą mężczyznę. Facet trzymał w ręku broń.
-Złamałeś zasady.- warknął obcy, a pistolet wypalił.
Echo odbijało się od ścian.

_______________________________________________________________
Janusz Kołodziej! Janusz Kołodziej! Było magicznie <3
Gratulacje dla Krzyśka Kasprzaka i Maćka Janowskiego.
Spisaliście się chłopcy. :)


PiratePride, ludzie! <3 oby liczba 21 okazała się szczęśliwą. Trzymamy kciuki za Poole! <3




Rozdział XXI.

Sealy była wniebowzięta. Nareszcie była mężatką. Nie śniło jej się, że przyjaciele wymyślą dla niej taki cudowny prezent.
Widziała zdenerwowanie Chrisa, sama przez chwilę miała ochotę uciec. Max też wydawał się zagubiony
Nie chciała, żeby ten dzień się kończył. Goście tańczyli, ona siedziała na piasku i wpatrywała się w zachodzące słońce. Sealy Holder. Sealy Holder. Uśmiechnęła się do siebie. Brzmiało całkiem fajnie.
-Można?
-Siadaj.
Przysiadł się, nic nie mówili, oboje patrzyli przed siebie.
-Gratulacje, wreszcie się stało.- uśmiechnął się nieśmiało do niej
W odpowiedzi oparła głowę na jego ramieniu.
-Zazdroszczę mu, wiesz?- powiedział cicho.
Sealy spojrzała na niego pytająco, Darcy pospieszył z odpowiedzią:
-Chrisowi. Zazdroszczę tego wszystkiego... Ciebie, Maxa. Szczęścia.
-Też Cię to kiedyś czeka...
-Już czekało... Ale wszystko zepsułem.
-Darcy, mogę Cię o coś zapytać?
-Śmiało.
-Dlaczego? Dlaczego to zrobiłeś?
-Długa historia.- westchnął.
-Mamy czas. Do rzucania bukietem jeszcze czas.
-Zaczęło się od...

Kate sączyła sok przez rurkę, kiedy przysiadła się do niej osoba, której najmniej się spodziewała.
-Drinka?- uśmiechnięta, wymalowana aż do przesady buzia pojawiła się tuż przed nią.
-Nie, dzięki. Nie piję.
-A ja chętnie.
-Częstuj się.
Kate była pewna, że Lizzie nie szuka przyjaźni z żoną swojego chłopaka. Ciekawiło ją, czego chce. Ale nie podejmowała tematu, obiecała sobie, że odpuści. Darcy miał prawo ułożyć sobie życie na nowo. Nawet jeśli ją pocałował. To nic nie znaczyło prawda? Dla nikogo.
-Ładny ślub.
-Prawda? Seal i Chris na to zasłużyli.
-Twój i Darcy'ego też był piękny?
Kate o mało nie parsknęła śmiechem.
-Był... wyjątkowy. Na swój sposób.
-Wiesz, że podpisał papiery, prawda?
-Obiło mi się o uszy.
-To dobrze. Byłabym wdzięczna, gdybyś teraz się już z nim nie kontaktowała.
Brwi Kate podjechały do góry. Zastanawiała się, czy się przesłyszała.
-On Cię już nie kocha, teraz jest ze mną. Nie mieszaj się w to. Też chcesz sobie ułożyć życie, mam rację?
Kate chciała to usłyszeć. Ale usłyszeć od niego. Czy to możliwe, żeby bał się rozmowy z nią i przysłał swoją dziewczynę w zastępstwie. To takie niedojrzałe. Ale czy on taki nie był?
-Wiesz, że mam rację. Po co masz się męczyć? On i tak do Ciebie nie wróci. On jest mój. -klepnęła ją niezbyt zgrabnie w rękę i odeszła.
Może Lizzie była mądrzejsza niż wszyscy sądzili?

-Czego chciała?- Martin objął przyjaciółkę i przeprowadził kawałek dalej.
-Powiedzieć, żebym się odczepiła od Darcy'ego.
-Zabawne, kiedy ktoś przejmuje Twoją rolę.- próbował ją rozweselić.
Uśmiechnęła się, ale bez przekonania.
-Co zrobisz?
-Chyba z nim pogadam.
-Powiesz mu o dziecku?
-Nie wiem. Wszystko między nami skończone...
Martin prychnął.
-Oboje wiemy, że tak nie jest.
Kawałek dalej siedział Darcy, którego zostawiła Sealy na rzecz tańca ze swoim mężem.
-Masz okazję, Kate. Teraz.
Pokręciła głową. Nie mogła teraz iść, to jeszcze nie ten czas.
-Teraz albo nigdy.
Wyłączyła myślenie, wstała i ruszyła w jego stronę. Odpędzała każdą myśl, która sugerowała jej ucieczkę.
Kiedy ją zobaczył wziął ją za rękę i bez słowa odszedł dalej, ciągnąc ją za sobą.
Szli kawałek już, wciąż trzymając się za ręce. Żadne z nich  nie odważyło się puścić.
-Rozmawiałam z Lizzie.- postanowiła przerwać ciszę.
Kiedy jej nie odpowiedział, dodała:
-Mogłeś mi sam powiedzieć, że nie chcesz utrzymywać ze mną kontaktu.
-Co?
-Ona nie chce, żebyś...
-Gówno mnie obchodzi czego ona chce!
Odwrócił się gwałtownie, a ona instynktownie się cofnęła.
Przez chwilę miała wrażenie, że znów ją uderzy. Było jasne, że ten strach będzie jej towarzyszył jeszcze bardzo długo.
-Przepraszam...- powiedział cicho i pogłaskał ją po policzku.- Nie musisz się mnie bać.
Chwyciła jego dłonie i przyłożyła ja do swoich policzków.
-Jak się czujesz będąc już prawie rozwódką? Lepiej?- zapytał prawie szeptem.
-Ani trochę.-szepnęła, patrząc mu w oczy.
-Nie chciałem tego... Musiałem...
Czekała, aż dokończy myśl, ale tego nie zrobił.
-Wszyscy mamy swoje tajemnice, prawda?- rzucił w przestrzeń.
Pomyślała o dziecku, o mały włos nie dotknęła brzucha.  Luźna sukienka go maskowała, ale wiedziała, że niedługo nie będzie dało się go zakryć.
-Wiesz jaka jest moja?
-Jaka?
Przez chwilę chciał jej powiedzieć, bardzo chciał. Ale nie mógł. Nie mógł jej narazić.
-Taka, że wciąż Cię kocham.
Złożył delikatny pocałunek na jej ustach. Czekał na jej reakcję, ale ona na chwilę skamieniała. Wtedy dał drugi, trzeci, po czwartym nie wytrzymała i wpiła się w jego usta.
Świata nie było. Niczego nie było. Liczyło się tu i teraz.
Pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny. Kręciło jej się w głowie. Z bólem serca odsunęła się od niego. Oboje oddychali ciężko.
-Darcy, nie możemy...
-Chrzanić to! Kocham Cię, Kate! Tylko to się dla mnie liczy
-Darcy, ja...
Jestem w ciąży. Jestem w ciąży! Powiedz to! No powiedz!
-Ja...
Powiedz, do cholery!
-Ja muszę już iść.
Stchórzyła. Miała idealną okazję, żeby mu to wyznać. Była na siebie zła. Z tej złości płakała. Musiała wyglądać żałośnie. Nie chciała iść taka zapłakana przez całe przyjęcie, więc szła obrzeżami. Objęła się ramionami i pozwoliła, by łzy bezsilności skapywały z jej oczu.
-Głucha jesteś?
W pierwszej chwili nie była pewna, czy coś usłyszała. Zatrzymała się i czekała, czy to się powtórzy.
-Wiem, że mnie słyszałaś.
Odwróciła się. Kawałek dalej stała Lizzie. Wydawało się, że odkleiła z twarzy ten tępy uśmiech. Jej twarz płonęła nienawiścią.
-Mówiłam , żebyś go zostawiła.
Nie powinna była pozwolić mu się pocałować. Nie powinna była oddać pocałunku. Tylko, że jego dotyk ją rozpalał... Chciała więcej, ale on nie był już jej.
-Nie pozwolę Ci mieszać się w nasze życie.
W jednej chwili doskoczyła do niej. Kate poczuła szarpnięcie za włosy i znalazła się na piasku.
-Nie odbierzesz mi go!- syknęła obecna dziewczyna Warda i popchnęła dziewczynę.
Kate skupiła się na obronie brzucha, nie mogła walczyć, bała się. Nie o siebie, ale o dziecko.
Lizzie przydeptała włosy Kate .
- Radzę Ci się wycofać.



sobota, 5 października 2013

Rozdział XX.

Nowy blog prowadzony na nowo. 
Zapraszam na pierwszy rozdział. :)

___________________________________________________

 Obudziła się z bólem głowy. Za dwa dni wielki dzień, musiała spotkać się z Chrisem jutro i dogadać się odnośnie wszystkiego. Chciała czy nie, zadzwoniła do Darcy'ego.
-Cześć.
-Cześć.
-Chciałam tylko zapytać czy dziś aktualne
W tle słyszała głos Lizzie. Chciała przełknąć tę wielką gulę, która pojawiła się w jej gardle.
-Jasne, przyjadę ... za godzinę, pasuje?
-Będę czekać.- rozłączyła się.
Zwlekła się z łóżka i poszła wziąć prysznic. Stała dłuższą chwilę, pozwoliła by woda spływała jej po twarzy. Wciąż go kochała. Dlaczego on musiał być taki trudny...
Kiedy w końcu wyszła i zaczęła wycierać mokre włosy ręcznikiem, zadzwonił dzwonek do drzwi. Rzuciła okiem na zegarek. Miał być dopiero za pół godziny. Ktoś za drzwiami się niecierpliwił. Obwiązała się ręcznikiem i poszła otworzyć.
-Cześć, wyrobiłem się wcześniej i pomyślałem, że... -przerwał, kiedy ją zobaczył.
Uśmiechnęła się niepewnie.
-Wejdź, rozgość się, ja zaraz do Ciebie przyjdę.
Ruszyła w stronę łazienki, a Ward wciąż stał w przedpokoju. Lubił ją taką naturalną.
Uwielbiał, kiedy po prysznicu wychodziła z łazienki w samym ręczniku. Na jej skórze wciąż było kilka kropel wody. Pachniała balsamem kakaowym. Zamknął oczy, była tak blisko, ale nie mógł jej dotknąć.
-Darcy? Wszystko dobrze?
Otrząsnął się. Nie, nie było dobrze.
-Taaaa....- mruknął.
Wszedł do środka, Kate zniknęła w łazience. Musiał się ogarnąć, między nimi wszystko skończone, tak powiedziała. Mieli sporo spraw do załatwienia.
Kiedy wreszcie wyszła, zdążył zjeść pół jej lodówki.
-Tylko trochę zjadłem.- wybełkotał z pełnymi ustami. Musiał się postarać, żeby utrzymać usta zamknięte, bo jedzenie wypadłoby mu z ust.
Wyglądała pięknie w luźniej, niebieskiej sukience. Nie mógł przestać się gapić.
-Darcy?- pomachała mu dłonią przed oczami. -Potrzebujesz czasu? Może ja to załatwię sama?
-Nie! Nie. Nie.- z trudem oderwał od niej wzrok.- Chodźmy.
Wsiedli do samochodu.
-Masz jakiś plan?
-Odnośnie soboty? Mam. Mam nadzieję, że to wypali.
-Ja też. Sealy na to zasługuje.
Komórka zabrzęczała, otworzyła wiadomość.
"Kawa dziś?"
Emil. Uśmiechnęła się do siebie.
"Jestem w Toruniu z Darcym. Wieczór Ci pasuje?"
"Jasne, napisz tylko kiedy Cię ratować. :)"
"Petra nie będzie miała nic przeciwko?"
"Pogadamy o tym później."
Oho, szykuje się poważna rozmowa. Martwiła się o niego.-
-Hej, słuchasz mnie?
-Co?
Ward westchnął.
-Z kim tak piszesz?
-To chyba nie jest Twoja sprawa, co?
-Jeszcze jest.
-Daj spokój, Darcy.
-Dobrze nam było ze sobą...
-Zostawmy to. Wiesz w jakiej sprawie się spotkaliśmy. Tego się trzymajmy.

Wszystko szło świetnie. Udało im się załatwić wszystko. Kate czekała z niecierpliwością na sobotę. Mąż odwiózł ją do domu. Po drodze umówiła się z Emilem, że wpadnie do niej o 20.
-Kate, możemy porozmawiać?
-Teraz?
-To ważne. Mogę wejść?
Popatrzyła na zegarek. Dochodziła 18.55.
-Dobra, ale tylko na chwilę.
Oparła się o stół w kuchni i czekała aż się odezwie. Ale on tylko wpatrywał się w nią.
-Chciałeś rozmawiać, czyż nie?
Podszedł do niej bliżej.
-Podpisałem papiery.
Powinna się ucieszyć, ale.. No właśnie, poczuła się dziwnie.
-Dzięki. Wszystko się skończy.
-Ta... -szepnął wpatrując się w jej oczy.- Wszystko.
-Zbyt długo zwlekaliśmy z tym wszystkim.
-Ja zwlekałem.
-Miałeś inne sprawy na głowie.
-Nie. Po prostu tego nie chciałem.
-Darcy, po prostu się rozwiedźmy.
Był zbyt blisko, chciała uciec, ale nie mogła się ruszyć.
-Tęsknię za Tobą, wiesz?
Przejechał wierzchem dłoni po jej ramieniu.
-Zapomniałem już jaka delikatna jest Twoja skóra... Jaka gładka i miękka.
-Darcy, nie...
-Żałuję, że nie mogę widywać tego pięknego uśmiechu każdego dnia.- nawinął na palec kosmyk jej włosów.
Targały nią sprzeczne uczucia. Był zbyt blisko, utrudniał jej myślenie.
-Pięknie wyglądasz.
Wszystko działo się zbyt szybko, a może zbyt wolno. Poczuła jego ciepłe wargi na swoich. Zanim się spostrzegła jego język znalazł się w jej ustach. W pierwszej chwili oddała pocałunek, ale w następnej odepchnęła go.
-Nie możesz tego robić. Nigdy więcej!
-Kate, posłuchaj...
-Wyjdź już.
-Wysłuchaj mnie...
-Wyjdź! Proszę Cię, idź już.
-Kate, nie uciekniesz od tego. Oboje nie uciekniemy.
-Wracaj do Lizzie, proszę.
Z trudem powstrzymywała łzy. Tęskniła za nim, ale jednocześnie nie chciała go widzieć.
Stanął za nią i ją objął.
-Zapomnijmy o wszystkim. Bądź znów moją Kate, choćby tylko dziś. Tak bardzo za Tobą tęsknię.- szepnął jej we włosy.
-Ale...
-Zapomnij o niej, zapomnijmy o wszystkim. Nie ma Lizzie, nie ma świata. Jesteśmy tylko my.
Poczuła ogromną ulgę, kiedy ktoś zapukał. Szybko wyswobodziła się z objęć Warda i pobiegła do korytarza. Zdecydowanym ruchem otworzyła drzwi.
-Płakałaś?- Emil wszedł i ją objął.- Kate, co się stało?
Obok nich pojawił się Darcy.
-Pójdę już.
-Tak będzie najlepiej.- Emil z trudem powstrzymywał się, żeby nie wypchnąć go za drzwi własnoręcznie. Nie wiedział co się stało, ale był pewien, że jest smutna przez niego.
-Cześć, Emil. Do zobaczenia, Kate.
Chciał się z nią jakoś pożegnać, ale czuł, że byłoby to nie odpowiednie.
-Do zobaczenia jutro.
W odpowiedzi pokiwała głowa, nawet na niego nie patrząc. Wyszedł. Rosjanin zatrzasnął za nim drzwi.
-Nie mówmy o tym.- zaczęła szybko, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.

Siedzieli na kanapie i pili gorącą herbatę.
-Jak to Cię rzuciła?
Emil wzruszył ramionami.
-Nie wiem, ale chyba tak jest lepiej. Miałem już dość jej zachowania.
-Kochasz ją?
-Nie wiem. Już od dawna nie wiem.
Wpadł jej do głowy pewien pomysł.
-Masz jakieś plany na pojutrze?
-Zapraszasz mnie gdzieś?
-Zapraszam.
-Z chęcią.
-Jeszcze nie wiesz gdzie.- uderzyła go lekko i uśmiechnęła się.
-Z Tobą wszędzie.

Następnego dnia wstała wcześnie. Spakowała się zeszłego wieczoru, żeby mieć wszystko pod kontrolą rano. Ale jak zwykle biegała po mieszkaniu w poszukiwaniu szczotki i jakichś ciuchów.
Holder odebrał ich z lotniska planowo, przynajmniej on jeden był na czas.
Wpadła do mieszkania i wzięła małego Maxa na ręce.
-Ciocia tak bardzo za Tobą tęskniła, szkrabie!
Tuliła go do siebie i całowała.
-Spokojnie, Kate.- Sealy głośno się śmiała. -Dziś jeszcze będziesz miała go dość.
-Nigdy.- Max bawił się jej włosami.
-Jesteś pewna, że chcesz z nim zostać jutro?
-Zawsze!
Spędziła noc w pokoju gościnnym Chrisa, obok niej spał Max. Mały zasnął dawno temu i nie miała serca go przenosić. Tulił się do niej. Rozczuliła się, niedługo będzie tuliła do siebie swoje własne dziecko. Łzy spływały jej po policzkach. Nie wiedziała, czy płacze ze szczęścia, czy z tęsknoty za Darcym, czy z żalu, ze smutku. Dotknęła  brzucha i uśmiechnęła się przez łzy.
Wszystko będzie dobrze.
I naprawdę tak czuła.

Z samego rana zebrała się, żeby złapać Chrisa. Właśnie wychodzili. Puściła mu oczko i pokazała kciuki w górze. W drzwiach minęli się z Darcym.
-Fajna piżamka.- rzucił w stronę żony, która rzuciła w niego kapciem.- Zbieraj się, bo się spóźnimy.
Kiedy ona się szykowała, on zabrał się za ubieranie dziecka. Zjedli szybkie śniadanie i wyszli.
Sealy dzwoniła trzy razy w ciągu 20 minut.
-Tak, Seal. Wciąż jesteśmy w domu. Słyszysz samochód? To Darcy, bawi się z Maxem. Tak, wszystko w porządku.
Rozłączyła się z ulgą.
-Udało Ci się ją spławić?
-Na szczęście. Chyba coś przeczuwa.
-Dowie się już niedługo.

Spacerowali po parku, nikogo innego tam nie było, trzymał ją za rękę, strasznie się denerwował.
-Seal, jest coś co muszę Ci powiedzieć.
Był tak poważny, że dziewczyna się przeraziła.
-Chcesz mnie zostawić?- wypaliła.
-Co? NIE.- zdecydowanie zaprzeczył.
-Więc...?
Uklęknął.
-Przeszliśmy przez wiele rzeczy razem. Seal, chciałbym przechodzić przez wszystko razem z Tobą. Lata spędzone z Tobą są najlepszym czasem w moim życiu. Kocham Cię, najbardziej. Nigdy nikogo nie kochałem tak jak Ciebie. Ciebie i Maxa. Jesteście całym moim światem. Wiem, że już to raz zrobiłem, ale chcę zapytać czy wciąż chcesz za mnie wyjść. Chcesz, Sealy?
Zdołała wyszeptać tylko: "Tak" i rzuciła mu się w ramiona.
-To dobrze, bo coś dla Ciebie mam.- uśmiechnął się tajemniczo.

-Coś dla Ciebie mam.- był zdziwiony dźwiękiem jej głosu.
-Co takiego?
Wzięła jego dłoń w swoją i zostawiła w niej pierścionek. Ostatnia rzecz jaka ich łączyła. Prawie ostatnia.
-Dlaczego...?
-To koniec, Darcy. Koniec naszego małżeństwa, nas.
Wzięła wdech i odeszła. Nareszcie się na to zdobyła. Pożegnanie.
Darcy nie był w stanie zareagować. Nie spodziewał się, że go odda. Sądził, że go zatrzyma, że już zawsze będzie jej... że ona będzie jego.

Sealy nie mogła doczekać się niespodzianki, którą wymyślił dla niej Chris. Jechali, jechali, wciąż jechali.
-Powiedz wreszcie o co chodzi.
Była podekscytowana.
Wreszcie znaleźli się na plaży. Wszędzie było mnóstwo ludzi.
-Jesteśmy na miejscu.- posłał jej długie spojrzenie.
-Co to jest?
Drzwi otworzył jej Darcy, za którym pojawiła się Kate.
-Niespodzianka.- powiedział niepewnie.
Kate wyciągnęła ją z samochodu.
-Chciałaś pięknego ślubu. Taki właśnie będzie. Jeśli tylko zdecydujesz się ubrać tę piękną suknię.
-O mój boże.
Sealy była w szoku.
-Co Ty na to, kochanie? Wyjdziesz za mnie? W tym miejscu i w tej chwili?
Zamrugała kilkakrotnie, nie mogła wydobyć z siebie słowa.
-Seal?
-Jasne, że tak!

Patrzyła jak składają sobie przysięgę.
 Sealy wyglądała cudownie, oboje byli szczęśliwi.
Kate uśmiechała się do siebie pod nosem. To był ich dzień. Ich czas. Kiedyś przyjdzie pora też na nią.
Ślub miała już za sobą, teraz czas na znalezienie odpowiedniego mężczyzny.

Darcy obserwował Chrisa i Sealy i cieszył się, cieszył się, że są szczęśliwi.
Przypominał sobie swój ślub, ale nie potrafił, bo był zalany. I to było smutne. Chciał mieć szansę na piękny ślub, chciał, żeby Kate też ją miała. Ale ich małżeństwo dobiegło końca. Musiał się z tym pogodzić.
Kate się uśmiechała. Podążył za jej wzrokiem. Martin i Emil. Uśmiechała się do nich. Tylko do którego? Co za różnica... Wolałby, żeby ten uśmiech skierowany był do niego. Tylko do niego.