poniedziałek, 30 września 2013

Rozdział XVIII

Świat mu się zawalił.
Nienawidził siebie za to, że pozwolił, by ta sprawa przeszła na nią.  Nie zasługiwała na bycie poniewieraną.
Sięgał po wódkę.
Był słaby.
Tchórz.
Nie chciał pamiętać tych liter wyświetlonych na ekranie, które przeszywały jego umysł z każdym kolejnym oddechem.
Ona nie zasłużyła na takie traktowanie.  Ale byłoby jeszcze gorzej gdyby z nim została. Musiał ją odtrącić. Nie planował jej uderzyć, ale stało się. Nie planować prosić jej o wybaczenie, ale stało się. W głębi duszy cieszył się, że się sprzeciwiła. Lepiej będzie jej bez niego.

Zeznania Tomasz budziły coraz więcej wątpliwości, a raczej ich brak. Nie chciał nic mówić, dowody nie wskazywały na niego. Więcej niż pewne było, że go wypuszczą. Wszyscy byli pewni, że kogoś kryje. Kogo? Odpowiedź nasuwała się jedna.

Dziecko rozwijało się prawidłowo.
Tylko tyle mogła powiedzieć Chrisowi. Dobrze, że był przy niej i zobowiązał się nie mówić Darcy'emu.
-Wiesz, że nie ukryjesz tego do końca prawda? W końcu Cię zobaczy.
-Myślałam o tym. Czekam, aż wypuszczą ojca i chyba wyjedziemy.
-Co? A żużel? A ja? A Darcy? Nie możesz tego zrobić.
-Ojciec rozważa przejście na emeryturę. Chce, żebym przeniosła się do Katalonii.
-Zwariowałaś? Chcesz tu wszystko zostawić?
-Co zostawić, Chris? Z Tobą, Seal i Maxem będę mogła się widywać. Mały będzie miał, gdzie spędzać wakacje.- uśmiechnęła się blado.
-Warda.
-Jeszcze wczoraj chciałeś go zabić.
-I nadal chcę. Ale ten dzieciak będzie ojcem. Nie możesz mu tego odmówić.
-Sam odmówił w chwili, kiedy kazał mi usunąć. Nie ma o czym mówić, Chris.  To już postanowione. Została tylko kwestia kiedy.
-Będziesz tego żałować, siostro.
-Możliwe, ale w tej chwili nie widzę innego wyjścia.- pogładziła się po brzchu.
" Będzie dobrze, zobaczysz."- pocieszała w myślach siebie i dziecko.

ZNISZCZĘ CIĘ.
Te słowa nie zrobiły już na nim wrażenia. Stracił wszystko, mógł zostać zniszczony. To nie była pierwsza taka wiadomość. Po każdej kolejnej tracił coś ważnego w swoim życiu.
Na ekranie pojawiły się kolejne słowa.
ODBIORĘ CI WSZYSTKO, CO KOCHASZ.
Prychnął.
-Już zabrałeś.- zamknął laptopa.
Rozbolała go głowa, poczuł, że musi się napić.

Nie była w najlepszym humorze, więc wybrała się na zakupy. Chodziła bez celu po sklepach, w końcu postanowiła zawrócić.
-AŁĆ! Uważaj!- krzyknęła, masując czoło.
-Cześć, Kate. - przed sobą zobaczyła zadowolonego Słowaka.
-Martin?
-Nie poznajesz mnie? Tak dawno się nie widzieliśmy? Czas to nadrobić. -objął ją ramieniem i zaczął prowadzić przed siebie, zanim zdążyła zaprotestować.
Zabrał ją na koktajl truskawkowy, pamiętał jeszcze, że to uwielbia.
-Opowiadaj, jak życie.
-Nie ma o czym.- powoli sączyła napój przez rurkę.
-Słyszałem, że rozstałaś się z Wardem.
-Taa... Ale możemy porozmawiać o czymś innym?
-Jasne, co z Twoim ojcem? Wychodzi w końcu?
-Jutro.- uśmiechnęła się promiennie.- Już się nie mogę doczekać.
-Sprawa się wyjaśniła?
-Niestety nie. Ale nie tracę nadziei. Chociaż najważniejsze, że ten drań leży w piachu.
-Zgadzam się. A jak Ty się trzymasz?
-Całkiem nieźle.- wzruszyła ramionami. O dziwo, mówiła szczerze. Naprawdę było nieźle.
-Widać, wyglądasz kwitnąco.
Uśmiechała się. Martin stwierdził, że wygląda jeszcze lepiej, kiedy się śmieje, tęsknił za tym uśmiechem.
Miło im się rozmawiało, przesiedzieli w kawiarni kilka godzin, nie zwracając uwagi na upływający czas.
-Wpadnij kiedyś do Tarnowa. Albo dzwoń, wsiadam w auto i jadę do Ciebie.- uśmiechnął się zalotnie.
Postanowiła nie mówić mu nic o Hiszpanii.
-Będę pamiętać.
-Masz ochotę jeszcze gdzieś skoczyć?
Znów był tym Martinem, co kiedyś. Zapomniała o wszystkim, co ich podzieliło.
-Byłeś świetnym przyjacielem, Martin.
-Nadal nim jestem, a przynajmniej chciałbym być.
-Przydałoby się.- uśmiechnęła się.
Oboje wiedzieli, że to ich gest pojednania.
-Więc co teraz robimy?
-Miałbyś ochotę mi towarzyszyć?
Popatrzył na nią pytająco.
-W odwiedzinach mojego dzidziusia.
Zaszokowała go.
-Opowiem Ci po drodze.- zaśmiała się i tym razem to ona go objęła, prowadząc przed siebie.

W Słowaku narastała wściekłość. Wiedział, że tak będzie. Wiedział, że Rudy to dupek. Mógł mu przywalić, kiedy miał okazję.
Obserwował na ekranie tę małą fasolkę, która rozwijała się w jej brzuchu. Obserwował, jak dziewczyna się wzrusza. Ścisnął jej dłoń, by dodać jej otuchy. Była silna, wiedział, że sobie poradzi. Poradzi i bez Warda.
Kiedy wracali, oglądali zdjęcie USG dziecka.
-Jest takie maleńkie.- Kate gładziła palcem po wydruku.
-Mam nadzieję, że pozwolisz wujkowi Martinowi porywać go od czasu do czasu.
-Nawet częściej.
Martin poprawił jej humor, pożegnała go buziakiem w policzek, wracała do domu w dobrym nastroju.

Coś zabrzęczało. Darcy Ward z wahaniem otworzył laptopa. Nie potrafił odciąć się od tego.
Zgrywał twardziela, ale to tylko pozory. Nigdy nie czuł się większym tchórzem.
Wstrzymał oddech, kiedy na ekranie pojawiło się zdjęcie.
Zdjęcie Kate, która całuje Vaculika w policzek.
Z podpisem "I KTO SIĘ TERAZ Z KOGO ŚMIEJE?"
Po chwili pojawiła się kolejna wiadomość.
"PRZEGRAŁEŚ".
A chwilę później jeszcze jedna:
"GIŃ."


_________________________________________________
Wybaczcie, że krótki, ale musiałam go podzielić na dwie części :)
Wróciłam do szkoły, więc rozdziały będą co 2-3 dni. :)
Jest więcej Martina i mogę obiecać, że odegra jeszcze ważną rolę. Jaką? Nie zdradzę. :)

Na dobry koniec dnia seksowny pan Mistrz Europy! <3

Go, Poole Pirates! <3

piątek, 27 września 2013

Rozdział XVII.

Wybiera się ktoś z Was na IMP do Tarnowa? :)
_________________________________________________

-Żartujesz, prawda? Powiedz, że żartujesz.- powiedziała cicho.
-Nie. Usuń, będzie po problemie.
Nie mogła uwierzyć, że to powiedział.
-Nie zrobię tego.
-Zrobisz.- syknął i chwycił ją za nadgarstek.
Przestraszyła się.
-Puść.
-Posłuchaj. Usuniesz to coś i wszystko wróci do normy. Jasne?
Wyrwała mu się. Zostawiła go bez odpowiedzi i wybiegła.
Od Darcy'ego biła agresja. Zastanawiała się, czy byłby zdolny do zabicia kogoś. Dopiero zaczęli być małżeństwem, a już takie problemy. Nie dogadaliby się. On nie ustąpi, ona nie usunie.
Drzwi otworzyły się po szóstym dzwonku.
-Kate?- zaspany Chris ledwie widział ją przymrużonymi oczyma.
-Mogę tu zostać?- rozczulił go jej płaczliwy ton. Objął siostrę.
-Co zrobił?
Rozpłakała się na dobre. Z sypialni wyszła obudzona Sealy.
-Chce, żebym usunęła.
-Nie wierzę.
-Myślisz, że byłabym tutaj, gdyby powitał mnie z otwartymi ramionami?
-Ward musiał mieć dobry powód, żeby tak mówić. Inaczej go zabiję. I tak go zabiję.
Szkotka przytuliła dziewczynę.
-Pomożemy Ci, zawsze możesz na nas liczyć.
-Mogę u was zostać?
-Jak długo zechcesz. Masz jakieś rzeczy?
Pokręciła głową.
-Powiedz czego potrzebujesz.
-Jakichś ubrań, kosmetyczkę z łazienki, szczoteczkę.
-Tylko nie zrób mu krzywdy.- rzuciła Sealy, kiedy wychodził.
-Nie obiecuję.

Chris zebrał wszystko, czego potrzebowała jego siostra i szukał Warda, żeby rozszarpać go na strzępy.
-Co Ty tu robisz?
-Co Ty kurwa wyprawiasz?- wycedził starszy z bliźniaków.
-Wyjdź.
-Nie pozwolę Ci jej tak krzywdzić.
-Teraz zbyt dużo się dzieje. Dziecko to zły pomysł.
-To idź powiedz dziecku, żeby się rodziło jak już tatuś będzie gotów!
-Możesz się odwalić?
-Mogę Ci przywalić!
-To jest moja sprawa.
-Nie wiem, co Ci się stało, ale traktujesz Kate, jakby jej nie było. Nawet Tomasz się poświęcił, dla Ciebie kretynie!
-Nie prosiłem go o to!
-Facet zrujnował sobie życie i być może karierę, a Ty masz to w dupie!
-Nie musiał tego robić.
-Ale zrobił! Bo kocha Kate! Robi wszystko dla jej dobra, a Ty jej tylko szkodzisz!
-Odpierdol się!- odepchnął Holdera.
-Zrób jej jeszcze jedną krzywdę, a Cie zatłukę.- warknął Chris i wypadł z domu Wardów.

Kate spała z głową na kolanach Sealy, która głaskała ją po włosach. Czuła się jak jej starsza siostra. Zawsze wiedziała, że między nią a Chrisem jest coś więcej niż przyjaźń. Z początku była zazdrosna, ale odkryła jego sekret. Wtedy jej podejście do brunetki się zmieniło.
-Coś nowego?
-Jest w rozsypce. Straciła ojca, męża. Tylko my jej zostaliśmy, Chris.
-Czas stanąć na wysokości zadania i być starszym bratem.
-Odłóżmy ten ślub. Teraz są inne sprawy.
-Masz rację.
Poczuł się trochę zawiedziony. Był pozytywnie nastawiony do małżeństwa i nie mógł się tego doczekać, ale teraz na pierwszym miejscu była Kate.

Rano czekała już na nią wiadomość od przyjaciela z internetu. Ivan06, bo takim nickiem się posługiwał, martwił się o nią. Obiecała, że napisze do niego wieczorem, a nie weszła w ogóle na czat.
Właściwie nie pamiętała, kiedy ich znajomość się zaczęła, napisał do niej, popisali chwilę i od tego czasu rozmawiali codziennie. Rozmawiała z nim częściej niż z własnym mężem.
Nie chciała widzieć się z Darcym, ale potrzebowała swoich rzeczy.
Jako, że było dosyć późno, sądziła, że jest na treningu. Jakież było jej zdziwienie, kiedy zastała go chrapiącego na kanapie w salonie. Starała się go nie obudzić. Przemknęła do sypialni z zamiarem spakowania najpotrzebniejszych przedmiotów.
W całym domu panował syf, a przecież nie było jej tylko przez jedną noc. W sypialni, obok łóżka, znalazła porcję wymiocin. Skrzywiła się z obrzydzenia. Smród nie pozwalał na swobodne oddychanie.
Otworzyła okno i zaczerpnęła powietrza.Nie będzie po nim sprzątać.
Była gotowa do pakowania. Spod łóżka wyjęła walizkę, do której wrzuciła część ubrań z szafy. Przemknęła do łazienki po resztę swoich kosmetyków. Kiedy wróciła, dorzuciła jeszcze kilka par butów. Nie zauważyła, że kiedy ona była w łazience, do pokoju ktoś wszedł. Stał przy ścianie i obserwował ją.
-Można wiedzieć co Ty robisz?
Dźwięk jego głosu przestraszył ją.
-To co widzisz.- nie patrzyła na niego, zasuwając zamek.
-Nie odejdziesz ode mnie.
Postanowiła nie wdawać się z nim w dyskusję i wyszła z pokoju. Chłopak nie poddał się i poszedł za nią.
-Nie odejdziesz ode mnie.- powtórzył i chwycił ją za ramie.
-Zostaw mnie, Darcy.
-Nie pozwolę Ci na to, jasne?!
Czuła alkohol. Był kompletnie zalany.
Próbowała mu się wyrwać.
-Darcy, puść! To boli!
-Jesteś moja, rozumiesz?! Tylko moja! Nikt inny nie ma do Ciebie prawa!
-Bo co? Bo wygrałeś zakład?!- teraz już była zła, darła się na niego tak, jak on na nią chwilę wcześniej. -Myślałeś, że się nie dowiem?! Martin mi powiedział, przeprosił za to! Ty nie miałeś odwagi! Gratulacje, wygrałeś! Jesteś prawdziwym mężczyzną!
-Zamknij się!
-Przestań udawać, że mnie kochasz! Z dnia na dzień zrobiłeś się oschły! Nie chcę Cię takiego!
Poczuła tylko mrowienie. W następnej chwili policzek zaczął ją piec. Instynktownie za niego złapała. Obserwowała dłoń męża, która nie zdążyła jeszcze opaść. Do oczu napłynęły jej łzy.
-Idź do diabła, Darcy.- powiedziała cicho, hamując wybuch płaczu.
Chłopak był oszołomiony tym, co właśnie zrobił.
-Kate, ja nie chciałem.... Ja...
-Daruj sobie.
Obróciła się na pięcie. Chciała stąd wybiec. Dla nich już nie było ratunku. Nie wiedziała tylko, co takiego się stało, że Darcy się zmienił. Czy rzeczywiście zabił tego bydlaka?
Musiał jej to wytłumaczyć, przeprosić. Kochał ją! Jak mógł ją uderzyć...!
Złapał ją za ramię, nie mógł pozwolić jej odejść. Wyszarpała się.
Jak w zwolnionym tempie obserwował, że traci równowagę i spada po schodach.
Karetka dojechała w 7 minut.

Nie widział jej od czasu wypadku na schodach. Tęsknił za nią.
Popełnił tyle błędów, skrzywdził tyle osób, które kochał.
A Kate.... i dziecko...
Właściwie to chciał tego dziecka. Dopiero to sobie uświadomił, kiedy zobaczył jak Kate spada po schodach.
Teraz tylko oni się liczyli.
Kate musiała mu wybaczyć. Zeszliby się. Pomógłby jej w czasie ciąży. A kilka miesięcy później zostaliby szczęśliwymi rodzicami.
Tak, ten plan był świetny. Musiał ją tylko przeprosić. Ona na pewno by mu wybaczyła, przecież go kocha. Pójdzie teraz i jej powie, że razem przejdą przez wszystko.
W końcu dziś ma urodziny. Dałaby mu idealny prezent.
Odstawił wózek z zakupami i wyszedł ze sklepu.
Kate dyrygowała firmą, która zabierała resztę jej rzeczy z ich wspólnego domu.
-Kate!
Zasmuciła się na jego widok. Miała nadzieję, że nie będzie musiała się z nim konfrontować.
-Kate, kocham Cię. Wierzę, że możemy wszystko naprawić.
W odpowiedzi chwyciła jego dłoń i zostawiła na niej klucze.
-Przykro mi.
-Ty, ja i dziecko stworzymy cudowną rodzinę. Przemyślałem to sobie wszystko!
-Nie ma już żadnego dziecka. Żegnaj, Darcy.
Zostawiła go.
Nie odwróciła się.
Odeszła.
Tak będzie lepiej.

Chris siedział przy blacie w kuchni Wardów. Darcy był załamany.
-Pokłóciliśmy się z Kate.- zaczął się zwierzać.- Popełniłem błąd, ale chcę go naprawić.
-Chyba już za późno.
Holder przysunął bliżej przyjaciela teczkę, która leżała przed nim.
-Prezent od Twojej żony. Wszystkiego najlepszego, Darcy.- poklepał go po ramieniu i wyszedł.
Nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Papiery rozwodowe. Podpisała...
To było definitywne pożegnanie, nie chciała go już więcej widzieć.


Rozdział XVI.

Na wstępie informuję, że od dziś prowadzę jeszcze jednego bloga.

_________________________________________________________

Sealy i Chris byli przy niej. Ciągle nie mogła uwierzyć. Jak to zabójstwo?
-Do cholery, Holder, mów co wiesz!
-Kate, teraz nie jest dobry...
-Nie jest dobry co? Moment?! Mój mąż może iść do pierdla cholera wie na jak długo, a ja jestem w ciąży i nie mam pojęcia z kim! Myślę, że to jest odpowiedni moment!- wydarła się na niego.
-Jesteś w ciąży?!
Bezradnie rozłożyła ręce.
-Niespodzianka, wujku.
-O cholera.- Chris ukrył twarz w dłoniach.- To wszystko komplikuje.
-Co komplikuje? Holder, mów wreszcie!
-Bo my.... Ja, Darcy i Twój ojciec go znaleźliśmy.
-Znaleźliście?- oczy dziewczyny się rozszerzyły.
-Twój ojciec właściwie odwalił całą robotę.
-On też jest w to zamieszany?
-Tak jakby, trochę.
Rozbolała ją głowa. Zbyt dużo rewelacji.
-Który z was...? Który z was to zrobił?
-Nie wiem.
-Jak to nie wiesz?
-Ja... Chciałem to zrobić... Ale nie zdążyłem. Ktoś mnie ubiegł.
-Ktoś jeszcze o tym wiedział, oprócz waszej 3?
-Ja nikomu nie mówiłem.
-Świetnie.- dziewczyna opadła na krzesło
-Ward wie?
-O dziecku? Nie. Nawet nie wiem czyje ono jest.
-Trzeba zrobić testy.
-Chris, przystopuj. Powiedz mi najpierw, czy to on to zrobił...
-Chciałbym Ci pomóc, ale nie wiem.
-Co Ty robiłeś w tym czasie?
-Byłem z Woffindenem i Batchelorem w pubie.
-Czyli Darcy'ego nie było z wami...
-Nie było...
-Boże, Ward, coś Ty znów narobił...

Dosyć niepewności, przynajmniej jedna sprawa musiała się wyjaśnić. Zapakowała jego szczoteczkę do zębów do foliowej torebki i wyszła z domu. Do ostatniej chwili się wahała. Nie zniosłaby, gdyby okazało się tego ...
Dwa dni oczekiwania były horrorem. Nie mogła się już wycofać. Koperta z wynikami długie godziny leżała na stole. Kate starała się ją ignorować, ale nie potrafiła. Cokolwiek próbowała zrobić, lądowała w kuchni.
Złapała papier i wyszła na spacer. Usiadła na trawie w parku i otworzyła.
Jej wzrok chłonął litery.
Teraz już miała pewność.

W domu czekała już na nią niespodzianka.
-Cześć, córeczko! Nie przywitasz się?
-Zaraz.
Odrzuciła torebkę i płaszcz na sofę.
-Powiedz mi coś, tato. Masz coś wspólnego z zabójstwem tego gnoja? Albo wiesz coś na temat Darcy'ego w tej sprawie?
-Wolałbym o tym z Tobą nie rozmawiać. Im mniej wiesz, tym lepiej.
-Musisz mi powiedzieć.
-Zaufaj mi, tak będzie lepiej dla Ciebie.
-Może i dla mnie tak, ale nie dla mojego dziecka.
-Dziecka? Jakiego dziecka? Ty nie masz dziecka.
-Nie całkiem.
-Darcy'ego?
-Tak.
Gollob podrapał się po brodzie.
-Muszę coś z tym zrobić.
-Już chyba dość zrobiliście.
-Nie zabiłem go. Ale nie mogę pozwolić, żeby mój wnuk wychowywał się bez ojca.
-I co zrobisz?
Nie odpowiedział. Zabrał kurtkę i wyszedł, zostawiając córkę samą.
Następnego dnia świat obiegła wiadomość, że " Tomasz Gollob mordercą".
Kate nie mogła uwierzyć w to, co przeczytała. Podgłośniła telewizor.

"Wczoraj wieczorem Tomasz G. przyznał się do zabicia mężczyzny, który zgwałcił i okaleczył 14 kobiet w ciągu ostatnich 3 miesięcy. Wiadomo tylko, że działał pod wpływem emocji, z osobistych motywów. Wyznanie Tomasza G. spowodowało zwolnienie z aresztu Darcy'ego W. Polskiemu żużlowcowi może grozić nawet kara dożywotniego pozbawienia wolności..."

-To chyba jakiś żart...
Jej życie powoli zamieniało się w koszmar. Popłakała się z bezsilności. Ojciec w więzieniu, chociaż jest niewinny. Ward na wolności, chociaż miała wątpliwości, co do jego winy, on sam nie zaprzeczył ani nie potwierdził. W dodatku ta ciąża. Jak sobie poradzi?
Mąż wrócił późnym wieczorem. Nie spała, siedziała na kanapie i oglądała wiadomości po raz setny tego dnia.
-Wypuścili Cię...
-Taa, podobno mają kogoś nowego.
Dziewczyna prychnęła.
-Mój ojciec się przyznał.
Rudzielec wydawał się zszokowany.
-Nie zabił go. Tego jestem pewna.
-To dlaczego się przyznał?
-Zrobił to dla nas.- powiedziała cicho.
-Poradziłbym sobie. Nie potrzebuję niczyjej pomocy.
-Czy Ty się słyszysz? Sam? A co ze mną?
Nie odpowiedział jej. Nie wiedział co.
-Zrobiłeś to?
-Zostawmy już to, nie chce mi się o tym gadać.
-Dlaczego mi to robisz?
-Daj już spokój. To jest moja sprawa.
-Twoja? Nie jesteśmy czasem małżeństwem?
-Będziesz używać tego jako karty przetargowej?
-Chcę tylko wiedzieć, czy mój mąż jest mordercą.
-Nie będę z Tobą o tym gadać.- już zamierzał odejść, kiedy go zatrzymała.
-Prędzej czy później będziesz musiał coś postanowić.
-Co masz na myśli?
Podała mu test.
-Darcy.. jestem w ciąży.
-Co?
-Sprawdziłam to, dziecko jest Twoje.
Zastanawiał się dłuższą chwilę, chociaż wiedział, co powiedzieć, nie wiedział tylko jak. Postawił na 'jak najprościej'.
-Usuń.
-Co proszę?- wpatrywała się w niego, czekając, aż powie, że żartował.
-Usuń. Nie chcę go.



czwartek, 26 września 2013

Rozdział XV.

Nie pozwoliła mu zrezygnować z żużla. Wręcz zabroniła. Chciał się nią zająć, ona nie chciała, żeby był ciągle obok. Potrzebowała samotności i nie chciała, żeby przestał robić to, co kocha.
Tomasz już wiedział.
Jego nie było tak łatwo powstrzymać. Działał.


Każdy pytał jej jak się czuje. Wszyscy wokół niej skakali. Męczyli ją.
-Jak się czujesz?
-Mam już dość tego pytania.
-Chcesz gdzieś wyjść?
-Nie.
-Zjeść coś?
-Nie.
-Kate...
-Idź już.
Westchnął z rezygnacją. Nie wychodziła praktycznie z pokoju. Nic nie jadła. Nie chciała z nim rozmawiać. Nie wiedział, jak do niej dotrzeć.
Całymi dniami szukał tego drania. Nie miał punktu zaczepienia. Ale nie poddawał się i szukał.


Holder i Ward spędzali ze sobą jeszcze więcej czas niż dotychczas. Każdą wolną chwilę wypełniali swoją obecnością. Szukali, wypytywali. Z każdym krokiem byli coraz bliżej.
Jedyne, czego dowiedzieli się od policji to to, że to był psychol... Facet nie poprzestał na jednej ofierze... Kto wie, ile ich było...

Nie mogła sobie wmawiać dłużej, że to przez strach. Musiała mieć pewność, że jej obawy się nie spełnią. 
Czekała w strachu, nerwowo obgryzała paznokcie. 
Wykorzystała chwilę, kiedy nie było męża w domu. Sekundy wlekły się niemiłosiernie. Kiedy wybiła godzinę zero, podskoczyła, przerażona dźwiękiem telefonu. Minutnik pokazywał, że czas się skończył, a ona siedziała w miejscu. Jeszcze przed chwilą miała trudności z powstrzymaniem się przed zerknięciem.  
Przemogła się. Dwie kreski. Zbladła. 
Desperacko pragnęła, żeby było Warda.

Próbowała mu o tym powiedzieć. Kilkakrotnie. Ale nie było okazji. 
Ciągle był w towarzystwie Chrisa, albo w biegu. Coraz więcej czasu spędzała samotnie. 
-Darcy, masz dziś chwilkę czasu? Może spędzimy ten wieczór razem?
-Dziś nie mogę.- pocałował ją w policzek.- Wybacz, skarbie.
-Okey.
Nie kryła rozczarowania. Obiecał być przy niej, a prawie wcale go nie widywała.  Brakowało jej silnego, męskiego ramienia. Ale i przyjaciela...
Zalogowała się do sieci.
"-Czekam, aż będziesz online. Napisz."- pojawiły się litery na ekranie.
Upiła łyk soku pomarańczowego.
Za nowe początki.
I odpisała.

-Znalazłeś coś?
-Nie jestem pewien. 
-Co masz na myśli?
-Zobacz sam. Tomasz to wysłał.
Darcy podszedł do Chrisa, przeczytał wiadomości, które widniały na ekranie laptopa.
-O cholera.
-To jeszcze nie wszystko. Patrz.
-Ja pierdole, mamy go.

Darcy nie wrócił na noc do domu. Ostatnio często mu się to zdarzało. 
Spędziła dużo czasu czatując. 
" Jestem jeśli czegoś potrzebujesz."- napisał. Potrzebowała, ale czy była gotowa, by przenieść znajomość z internetu do rzeczywistości?
-Muszę być zdesperowana, skoro szukam pocieszenia w internecie. I właściwie, dlaczego rozmawiam sama ze sobą?
Wzięła prysznic. Wycierając włosy, wpatrywała się w swoje odbicie. 
To był pomysł Darcy'ego, by mieć w łazience ogromne lustro. 
Ślady ostatnich wydarzeń powoli znikały. Oprócz jednego. Przejechała dłonią po bliźnie na karku.
 Chciała, żeby go znaleźli, żeby zgnił w więzieniu. Ale nie to ją martwiło.
Miała nadzieję, że nie nie zostawił jeszcze jednego poważnego śladu, od którego już nigdy by się nie uwolniła.
-Usuń. Nie będzie problemu.- odezwał się głos w jej głowie.
Prychnęła.
Musiała zdecydować, co zrobić, ale czy mogła podjąć decyzję bez rozmowy z Wardem?
-Gdybyś go obchodziła to byłby tu teraz, z Tobą.- znów ten durny głos.
-O, zamknij się.- rzuciła swojemu odbiciu.

Sealy postanowiła z tym skończyć.
-Holder, chodź tu!
-Nie mogę teraz, kochanie.
-Zamknij się i rusz tutaj swoją zacną dupę, albo się wyprowadzisz do Woffindena. 
-Co się dzieje?
-Co wy z Wardem wyrabiacie?
-Bierzemy sprawy w swoje ręce.- nie chciał patrzeć jej w oczy.
-Nie róbcie niczego pochopnego, słyszysz?
-Oczywiście.
-Macie już coś?
-Nie, jeszcze niczego.
-Darcy zaniedbuje swoją żonę. Ona ciągle siedzi sama. Staram się być przy niej, ale nie mogę być ciągle. Chris, on powinien być w domu! Ty zresztą też! Max prawie wcale nie widuje swojego ojca!
-Już niedługo wszystko wróci do normy.
-Jesteś pewien?
-Absolutnie.
Wziął synka na ręce. Młody Holder bawił się palcami swojego ojca.
'Przepraszam.'- powiedział w myślach do niego, Sealy, Kate i wszystkich bliskich.

Wzięła test do ręki, schowała go do kieszeni bluzy i zeszła do salonu, gdzie Ward grał na konsoli.
-Późno wróciłeś.
-Przepraszam, miałem coś do załatwienia.
Przyjrzał się jej uważnie. Była blada. Nienaturalnie blada.
-Coś się stało? Ktoś Ci coś zrobił?- zdecydowanie odrzucił konsolę w bok i wstał.
Pokręciła głową.
-Jest coś, co muszę Ci powiedzieć.- głos jej zadrżał.
-Wyduś to z siebie, Kate. -ogarnął go lęk. W myślach przewijał listę grzechów i zastanawiał się, o czym chciała mu powiedzieć.
Otworzyła usta, już zamierzała wyznać, co jej leżało na sercu, kiedy zadzwonił dzwonek do drzwi.
-Nie zwracaj uwagi. Powiedz.
Dzwoniący niecierpliwił się. Westchnęła i poszła otworzyć.
Do ich domu wtoczyli się policjanci.
-Znaleźliśmy go. Mężczyznę, który panią napadł.
-To dlatego tu jesteście.- Ward odstawił szklankę na blat.
-Niezupełnie.
-Jaka kara go czeka?- w dziewczynie obudziła się nadzieja.
-Teraz już żadna.
-Jak to?
Zwrócili się do Darcy'ego:
-Jest pan zatrzymany pod zarzutem zabójstwa.

_________________________________________________________________

Tak na rozweselenie
MARTIN :D


wtorek, 24 września 2013

Rozdział XIV.


Klikamy, słuchamy i czytamy. :)
________________________________________________________

Nie dodzwonił się.  Stwierdził, że pewnie śpi.
Wszystko zaczęło mu się układać.
Miał cudowną żonę, dobrze mu szło w Toruniu, chyba pogodzili się nawet z Martinem.
Wczorajsza noc...
Do tej pory czuł jej zapach na sobie...
Smak jej ust...
Dotyk...
Nie mógł się nie uśmiechnąć.
Kochała go.
Ich szczęście musiało już tylko trwać.
Małżeństwo zostało skonsumowane. Jak to śmiesznie brzmiało.
Konsumpcja. To w ogóle nie przypominało tej nocy.
Ich ręce wszędzie. Splecione ciała. Przyspieszone oddechy.
Długo wpatrywał się w nią, kiedy zasypiała. Gapił się na jej ciało. Gładził ją po ramieniu. Powtarzał ciągle w myślach, jakim jest szczęściarzem.
Nie chciał jej obudzić, więc nie dzwonił więcej. Przyjedzie do domu. Obudzi ją śniadaniem, albo czymś innym. Może by się poradzić chłopaków, jaki romantyczny gest  byłby na miejscu?

-O MÓJ BOŻE, TO DARCY WARD!
Piszcząc, grupka dziewczyn rzuciła się na chłopaka.
Chciał być już w domu. Nieobecny myślami rozdawał autografy, pozował do zdjęć. Czasem wdawał się nawet w krótką pogawędkę, z którąś z dziewczyn.
Zniecierpliwiony spojrzał w końcu na zegarek. Musiał się pospieszyć, jeśli chciał być na miejscu, zanim ona wstanie.
Ale grupa napierała na niego mocniej. Brały go w kleszcze. Otaczały z każdej strony.
Przekrzykiwały się. Wydzierały sobie zdjęcia, autografy, szaliki, flagi.
Na myśl przyszła mu walka samic o samca.
O Boże. Musiał być na prawdę zmęczony.
Próbował się wyrwać. Kleszcze zaciskały się coraz mocniej.
-Hej, Ward! Chodź!
Ulga. Ulga. Ulga. Ulga.
Rozejrzał się w poszukiwaniu swojego wybawcy.
Vaculik?
-Jeszcze chwila i byłoby po Tobie.- Słowak poklepał go po ramieniu.
Rudzielec patrzył na niego ze zdziwieniem.
-Nie patrz tak na mnie.- śmiał się tamten.- Nie byłoby mi to na rękę.
-Dzięki, stary.
-Drobiazg. Traktuj ją dobrze.- rzucił mu na odchodne.
-Taki mam zamiar.
Swobodny chód Vaculika potęgował zdziwienie Warda. Czyżby topór wojenny zakopano?
Tylko czy on na miejscu Słowaka odpuściłby? Odpowiedz była jedna, niepodważalna.
Coś się musiało za tym kryć.

Wpadła do łazienki. Mokre pukle włosów opadały jej na czoło. Brudna, ukrwawiona, posiniaczona.
Pierwsze co zrobiła to zwymiotowała.
Jej ciałem zawładnęły torsje. Nie wiedziała, czy to przez wymioty czy szloch.
Na wardze czuła słodki smak krwi. Nie była w stanie iść się umyć.
Złapała się za ramiona i zaczęła krzyczeć. Musiała uzewnętrznić ból. Rozdzierający, przeraźliwy ból.
Nie mogła na siebie patrzeć. Drażnił ją jej zapach, ten zapach, jego zapach. Chciała go z siebie zdjąć. Próbowała go z siebie zedrzeć. Orała paznokciami skórę do krwi. Każda łza i towarzysząca jej kropla krwi wydobywała to z niej. Wydobywała jego. To okropne sapanie, które wciąż czuła na szyi, ten obrzydliwy odór z jego paszczy.
Przyjrzała się sobie w lustrze. Patrzyła na krew, na zasienienie pod okiem, na grymas bólu malujący się na twarzy. Nie wytrzymała.
Z rykiem wściekłości, całą siłą uderzyła w lustro.
Kawałki szkła rozprysnęły się wszędzie, raniąc przy tym, już i tak pokrwawioną, skórę.
Zrzucała wszystko z półek. Coraz więcej szkła leciało w powietrzu. Stąpała po nim, a ból sprawiał jej ulgę.
Jej włosy lepiły się od potu, brudu i krwi.
Smród jego ciała.
Smród tego, co po sobie zostawił.
Nawet krew miała jego posmak.
Była obrzydliwa.

Ward widział swoją żonę tylko raz w stanie skrajnej rozpaczy, ale to, co zastał przerosło jego najśmielsze wyobrażenia.
Wszędzie było szkło i krew. Pourywane półki, zbite lustro, a na jego resztce czerwona smuga krwi.
Pośrodku pobojowiska leżała zwinięta w kłębek Kate. Pochlipywała cicho, zdawała się go nie zauważać.
Wyglądała jak po wybuchu bomby atomowej.
Uklęknął przy niej.
-Kate...- szepnął.
Próbował jej dotknąć, ona wzdrygnęła się z obrzydzeniem i strachem.
- Co tu się stało?- zapytał cicho.
Jedno jej spojrzenie wystarczyło. Rozpacz bijąca z jej wielkich oczu wypełniła go całego.
Przygarnął ją do siebie i tulił, chciał, żeby czuła, że jest obok. Że zawsze będzie.
Poczuł to. Ten zapach. Nie należał do niej. Nie była to woń krwi. Czuł od niej mężczyznę...
-Zajebię gnoja.


Kate nie chciała jechać nigdzie. Nie chciała słyszeć o wychodzeniu z domu. Ale udało mu się ją namówić na wizytę na policji i w szpitalu. Cierpliwie znosiła wszystko, czego od niej chciano, obdarzając wszystkich przygnębionym spojrzeniem. Była zlepkiem nieszczęść. Nie chciała się umyć. To było jej piętnem. Musiała wszystko znieść taka, jaka była. Czuć na sobie pogardę, którą ona odczuwała do siebie.
Nie wzbudzała pogardy, a przerażenie.
Chris przybył błyskawicznie. Rodzice dziewczyny nie mieli jeszcze o niczym pojęcia.
-Gdzie ona jest?
-Tam. -wskazał głową na szybę, na którą ciągle się gapił.
-Kto to był?- wycedził Holder zaciskając pięści.
-Nie wiem. Ale jak tylko go dorwę to zatłukę.
-Wygląda potwornie.
-Więc nie patrz w jej oczy...
Ale było za późno. Dziewczyna wyszła z sali, spojrzała na brata, a jego wciągnęły w otchłań jej oczy. Teraz rozumiał, co przyjaciel miał na myśli.
Obaj byli pewni, że nie puszczą mu tego płazem, kimkolwiek był.

Sealy pomogła jej się obmyć. Kate była jakby nieprzytomna. Prawie nie mówiła, prawie się nie ruszała, tylko lękliwie patrzyła wokół siebie. Zaprowadziła ją do sypialni i poczekała aż zaśnie. Po cichu wyszła do chłopaków.
-Zasnęła. Wreszcie.- powoli zamykała drzwi.
Darcy siedział z twarzą ukrytą w dłoniach. Chris patrzył przez okno.
-Nie wierzę, że to się dzieje...- Holder znów zacisnął pięści.
-Kto...- syknął Ward.
-Powiadomiliście Karen i Tomasza?
Pokręcili głowami.
Byli w szoku, byli wściekli. Darcy pałał rządzą mordu. Nie mógł usiedzieć w miejscu. Chciał coś zrobić. Cokolwiek.
Wyszedł z domu. Musiał go szukać, chciał go znaleźć. Pozostali biegli za nim.
-Darcy, co Ty wyprawiasz?
-Znajdę go i zabiję.
-I co? Zostawisz ją z tym samą?
-Co?
-Myślisz, że Cię nie zamkną tym razem? I co jej wtedy zostanie?
-Nie pomyślałem...
-To pomyśl. Myślcie racjonalnie. Wymyślimy coś, razem. Jasne?
-Taaa...
Obaj przytaknęli, chociaż żaden z nich nie zmienił swoich zamiarów. Złapać i zabić.

Dręczyły ją koszmary. Prześladował ten głos.
Ciągle od nowa czuła dotyk ostrza, zimny metal przesuwający się po jej karku i rozcinający skórę.
Zduszony szloch. Nie mogła krzyczeć. Nie mogła się bronić.
Minuty ciągnęły się jak godziny. Każda próba ucieczki kończyła się bolesnym kopniakiem lub uderzeniem.
Błagała w myślach Warda, żeby się pośpieszył. Żeby był tu i jej pomógł. Tak bardzo go wtedy potrzebowała.
Mężczyzna był brutalny. Bił ją i szarpał, gwałcąc. Nie miała siły już. Opór tylko bardziej go nakręcał.
Kiedy zrozumiała, że ratunek nie nadejdzie, zapragnęła tylko jednego. Umrzeć.
Napastnik przerywał ciągle rytuał, by móc poznęcać się nad ofiarą. Kopał ją bez opamiętania. Ciął jej delikatną skórę w różnych miejscach, na tyle głęboko, by móc nacieszyć się widokiem jej krwi, na tyle płytko, by nie stało jej się nic poważnego. Obciął jej jeden lok i wąchał go. Napawał się pamiątką strachu, jaki wzbudzał.

Zostawił ją wreszcie. Jak gdyby nigdy nic odszedł, pogwizdując.
Nie miała siły płakać. Jej organizm oddychał. Jej krew płynęła. Ona obserwowała wszystko z zewnątrz i zastanawiała się, kim jest ta żałosna istota zwinięta pod murem. Słyszała dźwięk komórki, nie chciała odbierać, nie miała siły rozmawiać.
Nie miała już siły żyć.

Przebudziła się gwałtownie. Przez chwilę zdawało jej się, że znów widzi ten ceglany mur i jego ohydne łapska. Łapska, które miażdżyły ją w bolesnym uścisku. Ale była w domu. W swoim łóżku. Próbowała uspokoić oddech, kiedy spostrzegła, że nie jest sama.
Serce zaczęło bić szybciej w panice.
Postać podeszła bliżej i usiadła obok niej.
-Jestem tu.
Pogłaskał ją po włosach.
-Już nigdy Cię nie zostawię samej.
Przytuliła się do niego.
Nie chciała dopuszczać do siebie uczucia żalu, że go nie było.
-On zapłaci... Ktokolwiek to jest, zapłaci. Obiecuję Ci to.- wyszeptał jej we włosy.



poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział XIII.

Ocknął się w karetce.
Nie rozumiał, dlaczego płakała. Przecież żył.
Gładziła go po włosach. Nie była w stanie nic powiedzieć. Cieszyła się. Nie potrafiła wyrazić słowami tej radości.
Był obolały, nic nie było złamane. Miał wstrząs mózgu, machnął na to ręką i wypisał się do domu dwa dni później, po wszystkich badaniach, ale musiał zrobić sobie przynajmniej tydzień wolnego.
Kate przyrządziła kolację.
-Jesteś jakaś nieobecna...
-Nie... Wydaje Ci się.- uśmiechnęła się blado.
-Nie zmuszaj mnie, żebym wstał i zmusił Cię do przyznania się, co się dzieje.
Przenieśli się na kanapę. Mimo, że wciąż wszystko go bolało, posadził ją sobie na kolanach.
-Słucham Cię uważnie.
Objęła go za szyję.
-Cieszę się, że się nie rozwiedliśmy.
Czekał  na to, co powie dalej.
-Darcy... kiedy tak leżałeś na torze... nie ruszałeś się... -zamknęła oczy.- Nie mogłam znieść myśli, że mogłabym Cię stracić...
Chciał coś powiedzieć. Był przejęty i szczęśliwy. Wiedział, co ona chce mu powiedzieć.
- Teraz to wiem... Przepraszam, że tak późno... Że nie byłam w stanie...
Nie wiedziała jak mu to powiedzieć,
-Kocham Cię, Darcy.
Te słowa odbijały się echem w jego uszach. Kocham Cię, Darcy. Najpiękniejsze słowa jakie mógł od niej usłyszeć. Tym razem się nie powstrzymał. Pocałował ją z taką radością, że miał wrażenie, że serce mu eksploduje.
Ignorował ból, chciał być jak najbliżej niej. Błądził rękami po jej plecach. Jej skóra była taka delikatna... Oprzytomniał, nie mógł jej do niczego zmuszać. Nie mógł tego wykorzystywać.
-Kocham Cię najbardziej na świecie, Kate. -wyszeptał jej do ucha.
Gdyby wtedy wyjechała z Martinem... Gdyby nie wróciła... Nie wiedziałaby, że kocha tego wariata. Albo dowiedziałaby się tego, kiedy byłoby zbyt późno. ..

Holderowie odetchnęli z ulgą, kiedy Darcy okazał się być cały i zdrowy.
-To wyglądało makabrycznie, stary.
Ward był trochę zły. Rozumiał, że przyjaciel się martwił, sam też by się o niego martwił. Ale przyszli akurat w momencie... Kiedy dopiero, co usłyszał od kobiety swojego życia, że go kocha.
-Twoja żona szalała z rozpaczy.
Darcy z uśmiechem spojrzał na żonę. Kochała go i tylko to się liczyło.
-Jesteście tacy słodcy razem.- Sealy przyglądała się im dłuższą chwilę.
Mały Max zaczął płakać. Kate poprosiła dziewczynę brata, żeby sama mogła się tym zająć.
To było najsłodsze dziecko na świecie.
-Do twarzy Ci z nim.
-Holder, wystraszyłeś mnie.
-Sprawdzam tylko, jak moja siostrzyczka się trzyma.
-I?
-Wyglądasz kwitnąco. Może sama spodziewasz się dziecka?
-Nie licz na to, Chris. Tego akurat jestem pewna.
-A szkoda.
-Wyobrażasz sobie mnie i Darcy'ego jako rodziców?
Oboje próbowali to sobie wyobrazić i ryknęli śmiechem.

Martin leżał na łóżku. Przed oczami miał jej twarz, kiedy zobaczyła jego upadek.
Mało brakowało. Metr dalej i już by nie żył.
Kochała go. Musiał coś na to poradzić. Ale nie w ten sposób. To zabiłoby smak zwycięstwa...
Obmyślił kilka sposobów na zniszczenie ich związku. Wystarczyło wybrać jeden z nich...

Holderowie wyszli późną nocą. Darcy leżał już w łóżku, Kate siedziała na łóżku i balsamowała ciało.
-Kate... No chodź już...
-Nie marudź.
Westchnął. Sam się przysunął, objął ją i pocałował w szyję.
-Mmmm... pięknie pachniesz...
-Darcy...
Obróciła się i pocałowała go. Nie chciała już dłużej ze sobą walczyć...

Zaczynał się nowy dzień. Ward leżał, w objęciach trzymał swoją żonę. Wspomnienie zeszłej nocy wywoływało na jego ustach uśmiech. Chciała, żeby był tym pierwszym. Pierwszym i ostatnim.
Kate spała, zasnęła wykończona, ale szczęśliwa.
-Dzień dobry.- przęciągnęła się.
-Dzień dobry.- pocałował ją w czoło.
-Co powiesz na poranny prysznic?
Jedna brew podjechała do góry. Zerwał się z łóżka, wziął ją na ręce i zaniósł do łazienki.
Obserwował każdy jej gest, wiedział, że będzie musiał wyjechać i nie chciał zapomnieć niczego.
Patrzył jak krople wody skapują z jej skóry. Jak odchyla głowę, kiedy całował ją po szyi. Jak go wtedy całuje...
Cały dzień spędzili w łóżku...

'Urlop' się skończył. Kate nie chciała dopuścić do siebie myśli, że za kilka godzin będzie musiał wyjść stąd, z łóżka, z domu. Wsiądzie w auto, pojedzie do klubu, wróci późno, pewnie będzie już spała. Przytulała się do niego mocno.
-Wrócę niedługo, maleńka.
-Powodzenia w Toruniu dziś.- pocałowała go, kiedy się zbierał.
-Wygram to dla Ciebie.
-Pokonasz Martina?
-Za każdym razem.- uśmiechnął się.- A Ty co zamierzasz dziś robić?
-Przejdę się na jakieś zakupy.
-Kup sobie coś ładnego, bo jutro zabieram Cię na prawdziwą randkę.
-Bez obaw.
-Wiem, bo we wszystkim wyglądasz świetnie.
-Kłamca.
Łaskotał ją tak długo, aż nie przyznała mu racji.
-Jesteś potworem.

Toruń pokonał Tarnów 50:40, a Darcy zdobył płatny komplet 13+2. Australijczyk nie krył dumy przed Słowakiem. Ten przybił mu piątkę.
-Gratuluję.
-Wygrał lepszy.
-Powiedzmy.
-Całkiem nieźle Ci poszło.
-Tobie też.
Martin wydawał się nie być wrogo nastawiony.
-Wiesz Darcy, wygrałeś. Kate jest Twoja.
-Dlaczego tak nagle zmieniłeś zdanie?- nie krył zaskoczenia.
-Skoro ona Cię kocha, to nie mam czego szukać.
-Bez żalu?- wyciągnął do niego dłoń w geście zgody.
-Bez żalu.- Słowak bez wahania ją uścisnął.

W tym samym czasie.
Czekała na telefon od męża i wieści jak mu poszło. Wydała dużo, ale była zadowolona z efektów.
Zrobiło się późno. Żałowała, że nie wzięła samochodu, albo taksówki.
Nie była daleko od domu, kiedy ktoś pociągnął ją w bok i przycisnął do muru.
Opuściła wszystkie rzeczy, które niosła.
Ktoś wykręcił jej ręce i docisnął policzek do muru. Krzyknęła, wtedy ktoś pociągnął ją do tyłu i pchnął. Poczuła smak krwi na wardze. Bolała ją twarz.
Jedyne, co dochodziło do jej uszu to ohydne sapanie napastnika...

_________________________________
Jest dużo weny, więc są dwa odcinki :)

Rozdział XII.

-Nie wiedziałem, że masz gościa. -Vaculik nie spuszczał wzroku z Rudego.
-Właściwie, pomagam Kate w przeprowadzce do naszego wspólnego mieszkania.- Darcy podał mu rękę w geście powitalnym z satysfakcją.
Słowak postanowił nie dać po sobie poznać zaskoczenia. Przywitał się z rywalem, hamując złość.
-Może Ci w czymś pomóc?- zwrócił się do dziewczyny.
-Dziękuję, radzimy sobie.
-Kate, chciałbym z Tobą porozmawiać, na osobności.- zwrócił się do niej po polsku i wymownie popatrzył na Australijczyka. Nie była pewna ile z tego zrozumiał jej mąż.
Po angielsku poprosiła go, żeby zaniósł pudła do samochodu, ona z nim porozmawia, w razie kłopotów będzie alarmować. Ward pomarudził, pokręcił nosem, ale poszedł.
-Nie chciałaś się do mnie wprowadzić, ale do niego już tak?
-Martin, jeśli chcesz to roztrząsać to żegnam.- otworzyła drzwi.
-Pięknie wyglądasz...
-Martin...
-Mówiłem już, że się nie poddam?
-Martin, ja wyszłam za niego za mąż.
Takiego obrotu sprawy się nie spodziewał.
-Zwariowałaś?
-Przykro mi, Martin. Ale chyba już czas, żebyś stąd poszedł.
-Kochasz go?
-Żegnaj.
-Odpowiedz.
-Tak.
Wyszedł bez słowa. Na dole minął się z Wardem.
-Nie nachodź jej więcej.
-Ty o tym nie zdecydujesz. A Kate jakoś nie wyraża sprzeciwu. Nigdy nie wyrażała.- wyszczerzył się do niego bezczelnie.
-Jesteś kłamliwym gnojkiem.
-Nazywaj to sobie jak chcesz, ale Twoje małżeństwo nie potrwa długo.
-A, więc Ci powiedziała.- Ward był zadowolony z siebie.
-Cieszysz się, że ją masz, czy że mnie pokonałeś?
-W sumie to z tego i tego.
-Zgoda, wygrałeś bitwę. Ale wojna będzie moim zwycięstwem.
-Śnij dalej.
-Ten kto zabierze jej dziewictwo wygrywa i bierze dziewczynę.- warknął Vaculik.
W przypływie wściekłości Ward zgodził się.
-Skąd pewność, że już nie wygrałem?
-Tego akurat jestem pewien.
Dopiero później doszło do Warda, co zrobił.
"Kate mnie zabije"- pomyślał, wchodząc z powrotem do mieszkania.
Jego żona właśnie mocowała się z pudłem i taśmą klejącą.
-Słodko wyglądasz.- obserwował ją oparty o ścianę.
-Wiem,wiem.- machnęła ręką.-Chodź mi pomóż.
-Co tylko zechcesz...
Było jej żal wyjeżdżać. Ogarnęła wzrokiem praktycznie puste mieszkanie, pozostały tylko meble właścicieli.
Darcy położył jej dłonie na ramionach.
-Gotowa rozpocząć nowe życie?
-Tak myślę.

Kiedy następnego dnia dotarli do nowego domu, rzeczy już na nich czekały. Sezon miał się zacząć za tydzień. W ich życiu zrobiło się nerwowo. Rozpakowywanie dłużyło się. Nie mogli się dogadać, co gdzie postawić, które rzeczy zachować. Kate nie wytrzymała, usiadła na środku pomieszczenia, które miało być salonem, a póki co było stertą walających się rzeczy i zaczęła płakać.
-Hej, co jest? -Darcy kucnął przy niej i przytulił do siebie.
-Zostaw mnie, jest jeszcze tyle roboty...
-Chodź tu.- przytulił ją mocniej.- Damy sobie radę. Teraz damy sobie radę ze wszystkim. Razem.
Był dla niej taki kochany.

Siedziała w salonie, za kilka godzin w Nowej Zelandii miał zacząć się sezon, kiedy zadzwonił telefon.
-O BOŻE, TO JUŻ?!- ubrała się pospiesznie i popędziła do przyjaciółki. Pomogła się jej spakować, załadować do samochodu i odwiozła do szpitala.
Chciała zawiadomić brata, ale najwyraźniej spał.
-Wiem, że za chwilę wsiądziesz na motor i będziesz jechał, ale tu się rodzi Twój syn!- darła się na telefon.
Zadzwoniła do męża. Po jego głosie poznała, że spał.
-Coś się stało?
-Stało. Wstawaj natychmiast i zanieś telefon Chrisowi!
-Kate... tu jest środek nocy...
-Nie denerwuj mnie, bo będziesz sam się przytulał w nocy.
-Hej, spokojnie, już wstaję.
-Pospiesz się.
-Ale co jest takiego ważnego, że musisz mnie budzić?
-POTOMEK MU SIĘ RODZI, DO JASNEJ CHOLERY!
Usłyszała huk, pewnie spadł z łóżka. Oczami wyobraźni widziała, jak obolały klnie pod nosem.
-Niech zgadnę, zaplątałeś się w kołdrę?
W odpowiedzi mruknął kolejną dawkę przekleństw, Kate zachichotała.
Wskoczył na Chrisa z okrzykiem: " Gratulacje!".
-Kurwa, Darcy, czego się drzesz? Złaź ze mnie.
-Telefon do Ciebie, tatuśku.- wyszczerzył się.
Chris oprzytomniał momentalnie.
-Cześć, braciszku.
-Co się tam dzieje?
-Dziecko Ci się rodzi, chcesz posłuchać?
-No!
Przyłożyła słuchawkę do przyjaciółki. Chris był wzruszony, starał się podtrzymywać ją na duchu. Był trochę rozczarowany, że nie zdążył wrócić. Całą noc siedział przy telefonie. Ma syna. Max. Max Holder. Nie mógł się doczekać, aż wróci do domu, weźmie ich w ramiona...
Zszedł na dół, przywitały go gromkie brawa i gratulacje.
-Ward, Ty paplo.
-Ktoś im musiał to powiedzieć.- Rudzielec wzruszył ramionami.
-Ktoś musi im powiedzieć, że nie tylko to świętujemy.
-Kate Cię zabiję.
-Chłopaki, pogratulujcie też naszemu Rudemu, biedak już wie, co to znaczy mieć żonę!
Wszyscy ryknęli śmiechem, ale pogratulowali mu. Nikt chyba nie wierzył z początku, że to prawda. Ward i żona?!
Grand Prix dla kangurków skończyło się niezbyt udanie. Żaden do półfinałów nie wszedł.
W jednym z wyścigów Vaculik i Ward sczepili się motocyklami i upadli na tor. Obaj mieli do siebie pretensje. Schodząc z toru wymienili 'uprzejmości', a w parku maszyn o mało się nie pobili, Chris i Tai na szczęście ich rozdzielili.
Chris i Darcy z różnymi humorami od razu się spakowali i wsiedli w samolot. Obaj mieli gdzie wracać.

Max był ślicznym dzieckiem. Cały Chris... Wardowie zostawili ich samych.
-Myślisz, że my też będziemy takiego mieć kiedyś?
-Darcy, dobrze się czujesz?
-No, ale popatrz, fajnie byłoby mieć takich dwóch mnie, co?
-Taaa... Super! -śmiali się do siebie.
-Albo taką malutką Ciebie... Fajnie byłoby być tatą. Chodź, zrobimy sobie dzidziusia.
-Darcy postaw mnie!
Nucił pod nosem melodie z Mickey Mouse Clubhouse.
-Kochanie, rozważasz zmianę barw klubowych?

Kate nie mogła nacieszyć się długo mężem. Ciągle był w trasie.
Doskwierał jej jego brak. Tęskniła za tym, że kiedy się budziła, on był przy niej, że ją przytulał, całował.
Nie żałowała, że są razem.
Ostatnio jego wyniki nie były najlepsze. Postanowił wziąć się w garść i więcej trenować w Toruniu i Poole. Przez to widywali się jeszcze mniej. Podziwiała jego determinację.
I cierpliwość. Nie sypiali ze sobą, on szanował jej decyzję. Ufała mu, wiedziała, że by jej nie zdradził.

Grand Prix w Lesznie okazało się strzałem w dziesiątkę. Mnóstwo ludzi, porywający doping kibiców. Kate przyjechała, żeby wspierać trzech najważniejszych w jej życiu mężczyzn.
Podnosiła na duchu męża, obserwowała jak zaczyna się nakręcać. Czuła, że będzie dziś nie do zatrzymania...
Vaculik obserwował ich ze swojego boksu. W głowie obmyślał plan...

Ward faktycznie szedł jak burza. Trzy punkty za trzema punktami. Był nabuzowany. Po każdym wygranym biegu od razu szedł do żony, brał ją w ramiona i całował.
-Jesteś świetny, kochanie.
Niestety dla niego... w półfinale Lindgren nie opanował motocykla, wjechał w Warda, a ten z całym impetem uderzył o bandę.
Kate wstrzymała oddech. Darcy leżał na torze i się nie ruszał.
Nie mogła się ruszyć.
W oddali słyszała Chrisa i Tomasza, którzy próbowali dodać jej otuchy.
 Ale w myślach ciągle powtarzała: 'Podnieś się. Podnieś się, Darcy. Nie zostawiaj mnie tak'.
Ward wciąż był nieprzytomny, Lindgren miał potworne wyrzuty sumienia. Wiedział, że jeśli on się nie obudzi, już nigdy nic nie będzie takie samo. Nawet Martin się przejął. W tym momencie nie miał ochoty na gierki. Nie chciał wygrać w taki sposób.
Chris był już przy przyjacielu, chciał się czegoś dowiedzieć. Nie było wesoło...
Australijczyk oddychał, ale nie odzyskał przytomności.
Został załadowany na nosze i wniesiony do karetki.
Kate nie chciała słyszeć o tym, że mogłaby nie jechać z nim.
Tylko on się liczył...

Zawody wygrał Emil Sayfutdinow.

niedziela, 22 września 2013

Rozdział XI.

Powiedział, że ją kocha. Powiedział, że ją kocha. Powiedział, że ją kocha. Powiedział, że ją kocha.
Obojgu przewijało się to przez myśl.
Chciała coś odpowiedzieć, ale nie mogła. Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
-Rozwodzimy się więc?
-Jeśli będziesz tego chciała, zaraz zadzwonię i będziesz wolna.
-Ale...
-Ale jeśli będziesz chciała nam dać szansę... Obiecuję starać się najmocniej jak tylko będę potrafił. Wiem, że ślub po pijaku to błąd. Ale w tym momencie, nie chcę się z Tobą żegnać. Daj mi szansę, Kate, proszę...
Dotknęła jego policzka.
-Daj nam szansę, żeby coś mogło między nami zaistnieć...
-Zobaczymy, co będzie...
-Więc zostajemy... małżeństwem?
-Na to wygląda. Przynajmniej póki co.- uśmiechnęła się zalotnie.
Darcy musiał się pilnować, nie chciał zrobić żadnego pochopnego ruchu, który mógłby ją wystraszyć.
Postanowił rozluźnić trochę atmosferę.
-Seksownie wyglądasz dziś, żonko.
-Spadaj!- zakryła się kołdrą.- Wynocha mi stąd!
-Ej, to też moje łóżko teraz.- przygarnął ją do siebie ze śmiechem.
-Będzie Twoje wtedy, kiedy kupisz mi pierścionek nie z automatu!- zawtórowała mu śmiechem.
-Nie marudź, kochanie, bo nie dostaniesz nawet ślubnego buziaka.
-Boże, dlaczego ja za Ciebie wyszłam...
-Bo nie możesz oprzeć się mojemu wdziękowi. I mojej zgrabnej pupci.
Ward z pewnością nie był idealnym materiałem na męża, ale postanowiła dać im szansę, szansę na sprawdzenie ich relacji. Nie chciała powtórki z rozrywki, jeśli Darcy będzie wolał odreagować zamiast porozmawiać. Przyglądała mu się, sprawiał wrażenie zadowolonego i radosnego. Miła odmiana, wcześniej ciągle był zdołowany.
-Wynocha, zgrabna pupcio!- wypchnęła go z łóżka
-Przyznajesz, że mam zgrabną pupcie!- krzyknął do niej zza drzwi, cofając głowę, żeby nie dostać poduszką.


-Coś Ty taki zadowolony?
W odpowiedzi Darcy wyszczerzył się do przyjaciela.
-Wiedziałam, że się zejdziecie, ale nie przypuszczałam, że od razu weźmiecie ślub! Może śniadanie dla nowożeńców?
-Chętnie.- Kate weszła do kuchni, wiążąc włosy.
Kiedy stanęła obok męża, Chris i Sealy obrzucili ich płatkami róż.
-Trzeba jakoś to uczcić!
-Byle nie alkoholem...- westchnął Chris.- Bo jeszcze zrobicie sobie potomka.
Między chłopakami wywiązała się mała bójka.
-Powodzenia, Kate. Obie trafiłyśmy na duże dzieci.- zaśmiała się Sealy.
Przyszła szwagierka miała rację. Obserwowała chłopaków, którzy biegali po całym mieszkaniu, śmiejąc się i piszcząc, jak małe dzieci. Zmęczeni padli na podłogę w pokoju Chrisa, a dziewczyny zabrały się za przygotowanie jedzenia.
-Siadaj, ja się zajmę waszym pierwszym prezentem ślubnym.
-Nie ma mowy. Nie zostawię Cię z tym samej. Przecież wiem, ile Darcy żre.


-Stary, jesteście pewni? Że nie chcecie się rozwodzić?
-Póki co, jesteśmy. Znaczy... Chcemy dać sobie szansę. Jeśli nie wyjdzie to dam jej wolność...
-Nie sądziłem, że kiedykolwiek zobaczę żonatego Darky'ego.
-Ciebie też to czeka, palancie!
-Oby Ciebie nie czekało dziecko, bo Kate musiałaby wychowywać was oboje.
-Jesteś debilem.
Holder wybuchnął śmiechem.
-Teraz jesteśmy prawdziwymi braćmi.
-Taki pech.
-Darcy. Wiesz, że jesteś moim najlepszym kumplem, ale jeśli zranisz Kate, nie wybaczę Ci tego.
-Wiem, stary. Ale to, że teraz jestem z Kate, nie znaczy, że Cię nie pokonam w GP.
-Próbuj, i tak Ci się nie uda.
-Wygram z Tobą, bo wygra lepszy.
-Nie rozśmieszaj mnie, Rudzielcu.
Pobili się na nowo.


-Nareszcie jedzenie....!- Ward wyciągnął ręce, za co dostał po łapach od swojej żony.
-Sio! Jeszcze nie gotowe.
-Kiedy ja jestem głodny!
-Zaczekasz chwilkę.-odwróciła się tyłem do niego.
-Albo zjem Ciebie!- wziął ją na ręce i wyniósł na zewnątrz.
-Puść! Co Ty wyprawiasz?
-Zamierzam przenieść moją piękną żonę przez próg.
-Zwariowałeś.
Ostentacyjnie przeszedł przez próg domu.
-Teraz się już mnie nie pozbędziesz.
-Powodzenia z nim, siostrzyczko.
-Będzie mi potrzebne.
-Ej!- Ward udał urażonego.
-Będzie wam potrzebne. Teść już jest u rodziców.
Darcy się spiął. Będzie musiał stawić czoło ojcu Kate i udowodnić, że ten ślub to nie żart, a jemu na niej bardzo zależy. Przeszedł go dreszcz. Kate w geście otuchy ścisnęła jego dłoń.
-Jedziemy do nich na obiad. Przygotujcie się mentalnie.


-Co będzie kiedy wrócimy do Europy?
-Co masz na myśli?
-Ja w Toruniu, Ty w Poole...
-Chciałabyś, żeby było inaczej?- błysk w jego oku zdradził, czego on chciał.
-Tak się zastanawiam... Wakacje w Australii kiedyś się skończą...Ty wrócisz do żużla, ja do swoich zajęć. Muszę zacząć pracować...
-Wprowadź się do mnie..  Albo... Poszukamy jakiegoś nowego, wspólnego domu.
-Darcy, to chyba zbyt poważny krok, nie sądzisz?
-I tak myślałem o zmianie mieszkania. Możemy poszukać czegoś razem.
-No nie wiem...
-Nie daj się prosić.- stanął za nią i objął ją.- Zgódź się, albo zdecyduję za Ciebie.
-I tak zostanie problem, czy Anglia czy Polska.
-W pobliżu Holderów jest dom na sprzedaż. Ale jeśli będziesz chciała zostać w Toruniu, przeniosę się tam. Chcę, żebyś była szczęśliwa. Nawet jeśli zdecydujesz, że ten ślub był błędem i nie chcesz być ze mną, nie przestanę o Ciebie walczyć.
-To pokażesz mi zdjęcia tego domu w Poole?- uśmiechnęła się do niego.
-Za chwilkę. Mam dla Ciebie prezent.
-Znów?- jęknęła.
-Hej, hej. Sama się o niego prosiłaś. -wręczył jej pudełeczko.- Przyszło rano od moich rodziców.
-Powiedziałeś im już?
Przytaknął. - I chcą Cię poznać. Pojedziemy do nich po świętach.
-Piękny...
-Ojciec oświadczył się nim mamie.
-Od kiedy Ty jesteś takim romantykiem?
-Od kiedy mam dla kogo. To zamiast tej tandetnej błyskotki z automatu.
-I tak ją zachowam.
Dziewczyna z zachwytem wpatrywała się w pierścionek. Cieszył się, że sprawił jej przyjemność. Jego rodzina była w niezłym szoku, kiedy powiedział im, że się ożenił. Zdradził jej okoliczności, skwitowała to słowami: 'wiedziałam, że alkohol ma duży wpływ na Twoje życie', ale uwierzyła, że kocha dziewczynę.
Nie chciała tylko, żeby syn niszczył sobie życie. Toż to jeszcze dzieciak, niedojrzały gówniarz i już żonaty. Będą problemy...


Kate rzuciła się na swojego ojca. Teraz dotarło do niej jak bardzo za nim tęskniła.
-Zmieniłaś się, promieniejesz. Wszyscy jacyś tacy zadowoleni jesteście.
-Bo musimy omówić kilka rzeczy. Ale najpierw może zjedzmy.
Ciszę przy stole przerwał Tomasz:
-Kate, odwiedził mnie w Polsce Martin Vaculik.
Ward się zakrztusił, a Kate zapytała czego chciał.
-Powiedział, że się do niego przeprowadzać. Czuję się pominięty.
-Nie przeprowadzam się do niego.
-Nie? Coś musiało mu się pomylić... Przecież nie wyprowadziłabyś się bez konsultacji ze mną, prawda?
-Właściwie, tato... Wyprowadzam się, ale nie do Martina.
-A gdzie?
-Hm... No... Do swojego męża.
-MĘŻA?!- krzyknęli jednocześnie jej rodzice.
-Żartujesz, prawda?- Karen wpatrywała się w nią przerażona.
-Nie, nie żartuję.
-Proszę posłuchać...- Darcy był przerażony.- Ja kocham pańską córkę.
-Dlaczego on?
-Tato, proszę...- kucnęła przed nim i wzięła jego dłonie w swoje.
Kate wskazała głową kierunek kuchni, chciała, by cała reszta wycofała się do kuchni.
-Co jeśli coś mu się stanie na torze?
-Jestem córką żużlowca, musiałam się z tym liczyć od zawsze.
-Sama mówiłaś, że ten chłopak to same kłopoty.
-Zaufaj mi.
-Ufam.
-To zaakceptuj go, proszę. Jako mojego męża.
-Lubiłem go bardziej kiedy nim nie był.- mruknął Tomasz, a jego córka się zaśmiała.
-Wciąż jestem Twoją córeczką, tylko tak jakby teraz już zamężną.
Do jadalni weszła Karen z Wardem. Gollob uścisnął dłoń zięcia.
-Pamiętaj.- pogroził mu palcem z uśmiechem.- Że będę miał na Ciebie oko w lidze, Grand Prix i poza nimi.
-Ma się rozumieć.
Karen uścisnęła córkę.
-Zdaje się, że nie mam prawa tego oceniać.
-Przykro mi, ale masz rację.
-Cóż, życzę wam szczęścia. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz i będziecie wracać tutaj, jak do swojego domu.
-Nie raz przyjedziemy, mamo.
Na dźwięk słowa 'mamo' Karen popłakała się ze wzruszenia. Kobieta była pewna, że to dzięki Darcy'emu Kate zmieniła nastawienie. Nie wiedziała jak mu dziękować.
-Tak w ogóle to co za ślub mieliście?
-Taki... spontaniczny, tato. Bez świadków.
-Może zrobimy to bardziej uroczyście? Ogłosimy wasze małżeństwo jeszcze raz?
-Świetny pomysł, Karen.
-Nie ma takiej potrzeby.
-Przynajmniej na razie.
-Dajcie znać, jeśli się zdecydujecie.
-Nie trzeba. My zdecydujemy za nich.- Chris nie był dobry w szpiegowaniu.
-Holder, ani mi się waż. -syknęła Kate.
-Mamo, jeśli się na to zdecydują, wierz mi, że ja się wszystkim zajmę.
-Wiem, i to mnie niepokoi.


Święta minęły bardzo szybko. Czas powrotu do domu nastał. Państwo Ward zdecydowali się na dom w sąsiedztwie przyjaciół. Darcy pomagał Kate spakować wszystkie rzeczy.
-A rzeczy z Twojego mieszkania? A meble?
-Kochanie, wszystko już jest na miejscu. Zostały tylko Twoje rzeczy. Uspokój się.- powiedział łagodnie, wyjął jej z rąk kosmetyki i przytulił ją.
-Jeśli nie chcesz, nie musisz tego robić.- wyszeptał jej do ucha.
-Chcę.-pokręciła głową.- Skończmy to i jedźmy do domu. Czeka nas tam dużo pracy.
-Skąd masz tyle książek?- brał je po kolei do ręki.
-Nie marudź, spakuj je do tego pudła w przedpokoju.
-Robi się.
Zadzwonił dzwonek do drzwi. Dziewczyna szybko pobiegła otworzyć, starając się nie potknąć o pobojowisko na podłodze.
Nie spodziewała się takiego gościa.
-Cześć, Kate.
-Cześć, Martin. Myślałam, że...
-Że się więcej nie pokażę, po tym jak mnie zostawiłaś na lotnisku?
-Właściwie tak.
-Nie poddam się tak łatwo. Będę o Ciebie walczył.
Ostatnie słowa usłyszał nadchodzący z pudłem Darcy.
Przez chwilę obaj mierzyli się wzrokiem.
Wojna jeszcze się nie skończyła i obaj byli tego pewni.

______________________________________________________________________
Kontakt, gg: 24507264 :)


Jeśli czytasz, skomentuj.
Jeśli piszesz, podziel się, chętnie poczytam :)



Powodzenia dzisiaj wszystkim drużynom, niech zwycięży widowisko i sportowa walka! :D


Po prostu dramat! Gratulacje dla Falubazu i Tarnowa.
Mam nadzieję, że klub toruński zostanie surowo ukarany. I tylko szkoda zawodników i kibiców.
Niejaki Kamil S. postanowił odreagować obwiniając o wszystko Darcy'ego Warda na twitterze.
Kompromitacja.

Jestem tak wściekła, że piszę i piszę. Spodziewajcie się rozdziałów codziennie lub kilka razy dziennie.

sobota, 21 września 2013

Rozdział X.

-Przykro mi, Darcy. Nie mogę Ci teraz nic odpowiedzieć...
Zgoda, to co powiedział było piękne i ruszyło ją. Ale jeszcze kilka godzin wcześniej pieprzył jakąś nieznajomą. Nie mogła mu się rzucić w ramiona i zapomnieć o świecie.
Nie takiej odpowiedzi się spodziewał.
-Czy to ma związek z...?
-Ma.- przerwała mu.
-Rozumiem. Ale to nie miało żadnego znaczenia...
-Chciałabym, żeby tak było...
-Nie jesteś tu dla mnie, prawda?
-Nie dla Ciebie...
Pomylił się. Nie powinien jej tego wszystkiego mówić.

Siedziała na plaży. Wiatr rozwiewał jej włosy. Płakała. Zranił ją... Kiedy na niego patrzyła, widziała go w objęciach tamtej.
Szedł za nią. Kiedy usiadła przystanął kawałek dalej, by móc ją obserwować. Cholera. Popełnił błąd. Gdyby wtedy nie poszedł... Gdyby zaczekał na nią... Gdyby się nie zdenerwował.... Wszystko wyglądałoby teraz inaczej. Bolały go jej łzy. Nie mógł już dłużej wytrzymać. Podszedł do niej i przysiadł się. Nie odzywali się przez długi czas. Oboje patrzyli przed siebie. Powoli dotknął jej dłoni, kiedy go nie odtrąciła nakrył ją swoją dłonią.
-Przepraszam...
Potrząsnęła głową.
-Za co?
Nie odpowiedział. Nie potrafił sprecyzować za co ją przeprasza. Ale czuł, że powinien.
-Żałuję, że ją spotkałem...
-Gdyby nie ją, spotkałbyś wtedy inna...
-Pewnie tak... Ale żałuję, że nie zaczekałem wtedy na Ciebie.
-To już nie jest ważne.
-Jest. Dla mnie jest. Nie mogłem znieść myśli, że Ty i Martin... że wy... Że on był tym pierwszym...
-Co?
-Pierwszym... No wiesz... Mówiłaś, że chcesz z kimś wyjątkowym dla Ciebie...
-Wiem, co mówiłam. Ale .... ja i Martin?
-Sądziłem, że skoro się zgodziłaś... Że już nie mam szans...
-Nie spałam z nim!
-Ale on...On powiedział...
-Powiedział Ci tak?!
-Powiedział, że z nim spałaś...Że planujecie razem zamieszkać....
-A ty postanowiłeś odreagować wyrywając jakąś panienkę zamiast ze mną porozmawiać?
-Wiem. Przepraszam. Powinienem był zrobić coś innego.
-Martin zaproponował, żebym z nim zamieszkała... Ale już wtedy wiedziałam, że nie mogłabym.
-Kate, czy mam jeszcze jakąkolwiek szansę?
Pytanie zawisło w powietrzu.
-Nie mówię nie.
Przytulił ją do siebie.
-Zaakceptuję każdą Twoją decyzję.
Zamknęła oczy i pozwoliła mu się tulić.


Od ich rozmowy na plaży minęło kilka dni. Starał się jej nie narzucać, ale dyskretnie chciał jej okazywać swoje uczucia.
Chris i Sealy planowali już święta. Wciąż nie mogli zdecydować się jak nazwać swoje dziecko. Przeszli na bardziej neutralny grunt.
-A może Darcy? Na cześć wybitnego żużlowca?- powiedział Darcy, za co dostał od Chrisa w łeb.
-Może lepiej nie.
-Kate nie narzeka, prawda Słoneczko?
Dziewczyna przeglądała jakieś pismo.
-Wybacz Darcy, ale nie poprawiasz swojej sytuacji oświadczynami w samolocie i szczypaniem mnie w brzuch, żebym zaszła w ciążę.
-Zaraz sobie ją poprawię.
Złapał ją za nogi, przerzucił przez ramię i wybiegł na zewnątrz.
-Dzieci.- zaśmiała się Sealy.
-Myślisz, że coś z tego będzie?
-Jestem tego pewna.
-Prędzej czy później on coś namota.
Kate śmiała się, piszczała i uderzała pięściami o jego plecy. Nie poddawał się i niósł ją prosto do rozłożonego dmuchanego basenu.
-Nie waż się!
Wrzucił ją.
-Ooooo...-zaszczękała zębami.- Teraz to się zemszczę...
Pociągnęła go za sobą.
-Mała żmija!
Złapał ją za nogę i pociągnął. Zanurzyła się. W geście obrażenia skrzyżowała ręce i postanowiła nie wypływać. Przechylił głowę i obserwował ją.
-Wyłaź już. Tęskno mi...- wykrzywił usta w podkówkę.
Wynurzyła się i wybuchnęła śmiechem.
Może faktycznie zasługiwał... oni zasługiwali na szansę...


Darcy postanowił wziąć udział w zawodach crossowych. Dopingowany przez przyjaciela, przez Sealy i Kate, denerwował się. Chciał dobrze wypaść.
-Nie bądź taki spięty.- Sealy trąciła go w ramię.
-Darcy potrzebuje odprężenia przed startem.- Chris poruszył brwiami wymownie.
Rudzielec rzucił w niego butelką wody.
-Hej, spokojnie!- śmiał się Noddy.- Ja tylko sugeruję, żeby Kate dała Ci odpowiednią motywację przed startem.
Sealy pociągnęła go za ramię i odeszli na bok.
-Odpowiednią motywację, hm?
-Nie przejmuj się nim, on jest po prostu debilem.
-Dasz radę, Darcy.- położyła mu rękę na ramieniu.- Wierzę w Ciebie.
Jej uśmiech dawał mu siłę.
Zawody wygrał. Nie było uniesień. Kate nie rzuciła mu się na szyję i nie wyznała, że jest w nim szaleńczo zakochana. Cieszył się ze zwycięstwa, ona też. Podszedł do niej, zabrała mu z ręki trofeum.
-Brawo, Rudzielcu. Pękam z dumy.-pocałowała go w policzek, a on cudem zdołał odgonić chęć, żeby porwać ją w ramiona i namiętnie pocałować.
Chris wyciągnął ich wszystkich do klubu, by świętować. Po raz pierwszy Ward nie miał ochoty iść, wolał posiedzieć w domu z Kate, pooglądać coś, porozmawiać, pogapić się na jej uśmiech.
W przeciwieństwie do pary zakochanych, Kate też się dobrze nie bawiła. Siedziała przy stoliku i piła.
-Kiepsko się bawisz?
-Jakoś tak...- wychyliła kolejny kieliszek.- Chcesz?
Wziął. Po kilku kolejnych rozwiązały się im języki.
-Nigdy nie zrobiłam niczego szalonego.
-Zostawiłaś swojego niedoszłego faceta samego na lotnisku na 2 minuty przed lotem.
Oboje bełkotali.
-Tak. Ale to nie było zabawne.- paradoksalnie, śmiała się.
-Dla mnie byłoby. Żałuję, że nie widziałem jego miny.
-Żałuj, że nie widziałeś swojej, kiedy przeszkodziłam wam w łóżku.
-Żałuj, że nie widziałaś na ile kawałków rozpadło się moje serce, kiedy usłyszałem, że spałaś z Vaculem.
-Żałuj, że nie zobaczysz teraz swojej miny.
Chwyciła go za szyję, przyciągnęła do siebie i pocałowała. Darcy był tak zaskoczony, że skamieniał. Ale z każdą sekundą pocałunek był coraz bardziej namiętny.


Obudziła się z bolącą głową. Zamrugała kilka razy. Przed oczyma miała mgłę. Z dala dochodziło chrapanie. Mruganie nie pomagało.Chciała przetrzeć ręką oczy, ale mgła rozproszyła się, kiedy przejechała pierwszy raz. Niczego nie pamiętała z zeszłej nocy.
-Uff.... jestem w domu.
Spostrzegła, że leży w bieliźnie w łóżku. Swoim na szczęście.
-Więc zdołałam się doczołgać do łózka i rozebrać.
Zastanawiała się głośno i próbowała dopasować urywki  wspomnień. Chrapanie było coraz głośniejsze. Skąd dochodziło? Obok niej leżało wybrzuszenie w kołdrze.
Trąciła palcem to coś, które zaczęło głośniej chrapać. Trąciła jeszcze raz.
-Czego?- zacharczało Coś.
Kaszlnęła. Coś postanowiło wyjść z kryjówki. Najpierw pojawiła się ruda czupryna, a za nią piegowata twarz.
Oczy dziewczyny się rozszerzyły.
-Ładna błyskotka.
Popatrzyła tam, gdzie zawędrował wzrok Warda.
Do pokoju wpadł Holder i Sealy.
-Kate, gdzie się podziewaliście całą noc?!
Stanęli jak wryci widząc ich razem w łóżku, półnagich.
-Kate...- głos Sealy zadrżał.- Czy to jest... welon?
Wszystko się wyjaśniło. Mgła była welonem. Na palcu widniał tandetny, tani pierścionek. Za dużo wypili...
-Czy wy wczoraj wzięliście ślub?!
Siostra Chrisa ukryła twarz w dłoniach. Holdera i jego narzeczoną to bawiło.
-Siostrzyczko, to ja miałem się żenić.
-Ubiegła Cię.-Darcy nie wiedział czy jest mu do śmiechu czy nie.
Kate chciała zostać z nim już sama. Musiała go o coś zapytać. Kiedy tylko nadarzyła się okazja, a Chris i Sealy poszli szukać prawnika w razie czego, skorzystała z niej.
-Darcy czy my...?
Pokręcił głową. Odetchnęła z ulgą.
-Nie byłem aż tak pijany. Wiem jakie to dla Ciebie ważne.
To nie był już ten sam beztroski dzieciak.
-Dochodzę do wniosku, że między nami wszystko wydarza się po pijaku.
-Chyba polubię jeszcze bardziej alkohol...-objął ją.
-Co z tym zrobimy?
-Jeśli chcesz, zadzwonimy do prawnika i rozwiedziemy się.
-A Ty? Czego Ty chcesz?
Czego chciał? Chciał jej. Jej na wyłączność.
-Kocham Cię, Kate...

__________________________________________________________
Jeśli ktoś chciałby się skontaktować tutaj proszę: 24507264 :)
Nowy rozdział w niedzielę na 100 % :)

Trzymaj się, Tomek!

piątek, 20 września 2013

Rozdział IX.

Wszyscy mieli grobowe miny, kiedy dotarli do domu. W pokoju panowało pobojowisko. Jedno spojrzenie Chrisa i Kate wiedziała, że lepiej nie pytać. Martin też nie zamierzał pytać. On wiedział kto jest za to odpowiedzialny i dlaczego.

Darcy spał w łóżku. Sealy poprosiła Martina, żeby został w salonie. Protestował, ale został zignorowany. Chris i jego dziewczyna byli na niego wściekli, hamowali się tylko ze względu na Kate.

Darcy spał w łóżku. Obudziło go skrzypienie drzwi. Do pokoju weszła Ona. Usiadła na brzegu łóżka i wpatrywała się w niego.
-Wiem, co co Ci powiedział. To nie była prawda.
-O czym mówisz?
-Nie spałam z nim.
-A co jest prawdą.
-To, że... - satynowy szlafrok zsunął jej się z ramion.-... że chciałabym Ciebie... Ciebie i mnie... Razem... Na zawsze...
Przełknął ślinę.
Obserwował jej ciało. Cudem powstrzymywał się, żeby jej nie przygarnąć do siebie i kochać się z nią całą noc.
-Darcy, Darcy... jak mogłeś sądzić, że ja i Martin...- roześmiała się, jej śmiech brzmiał melodyjnie i kojąco.
Przysunęła się, delikatnie przejechała palcem po jego policzku.
-Tylko Ciebie chcę...
Usiadła na nim okrakiem. To właśnie chciał usłyszeć, słowa 'tylko Ciebie chcę' go uszczęśliwiły. Chciał ją pocałować, ale ona rozchyliła wargi i wyszeptała:
-Darcy.... czas wstawać.
Głowa Kate zamieniła się w głowę Sealy.
-Wstawaj, Rudzielcu!- ściągnęła z niego kołdrę.- Jedziemy dziś do Holderów!
Rzucił się na łóżko i zakrył głowę poduszką. Gdyby tylko to była rzeczywistość...Więc to był tylko sen. Więc wciąż była możliwość, że ze sobą spali. Że nic do niego nie czuła. To było jak zdrada. Nie byli razem, ale czuł, że go zdradziła, jego i jego uczucia.


Poprzedniego wieczora Martin zadziwił Kate. Postanowił ostatecznie rozprawić się z rywalem i pokazać mu, kto ma do niej prawo.
-Mam coś dla Ciebie.
-Nie mam dziś urodzin.- zdziwiła się.
-To za to, że jesteś taka piękna. -wręczył jej niebieską kopertę.
-Co to?
-Otwórz.
Koperta była ciężka. Potrząsnęła nią, a w środku coś zabrzęczało.
Sięgnęła do środka i wydobyła z niej klucz.
Posłała Słowakowi pytające spojrzenie.
-Chciałbym, żebyś się do mnie wprowadziła.
Kate zmieszała się.
-Spokojnie, nie musi być teraz. Namyśl się i podejmij decyzję. Mam nadzieję, że pozytywną też dla mnie.
-Ja... nie wiem... Martin...
Objął ją.
-Poczekam.. Zaakceptuję wszystko, co postanowisz. Ale mam jeszcze jeden prezent.
-Hm?
-W kopercie jest coś jeszcze.
Wyjęła z niej dwa bilety lotnicze.
-Słowacja?
-Moi rodzice chcieliby Cię poznać.
-Ale święta spędzam tutaj. Przecież...
-Tylko na dwa tygodnie. Do świąt tutaj wrócisz. Chciałbym spędzić z Tobą trochę czasu, pokazując Ci moje życie, tak jak Ty pokazałaś mi swoje.
-Zastanowię się, ok?
-Będę czekał.
Nie miała odwagi powiedzieć mu, że decyzję już podjęła. Nie zamierzała nigdzie lecieć.


Martin nie pojechał z nimi. Został w mieszkaniu, obiecał zrobić jakieś zakupy i kolację. Kate była zdenerwowana. Całą drogę ściskała dłoń Warda. Chłopak był zadowolony, że może się jej na coś przydać. Każda chwila spędzona z nią była cenna.
Obyło się bez awantur. Usiadły razem w salonie i rozmawiały. Zaczęły od wyrzutów, przez łzy, do obietnic. Karen nie wiedziała, że córka jej wybaczy, ale obie postanowiły spróbować. Kate miała zostać na święta, a Tomasz dojechać do nich. Całej czwórce Holderów ulżyło. Początki nie będą łatwe, ale ważne, że doszły do porozumienia.


Ward napatrzył się długo na wymianę uprzejmości między Nią a Nim. Każdy gest był dla niego potwierdzeniem zdrady. Ciężko żyło mu się z tą dwójką pod jednym dachem. Powinien się wyprowadzić, ale chciał ją widywać. Bolało, ale nie mógłby przeżyć bez niej dnia. Bez jej widoku, uśmiechu. Szukając swoich bokserek natrafił na dwa bilety do Europy, konkretniej na Słowację. Zdenerwowany chciał od razu wyjaśnić to z nią. Jak na złość nigdzie nie mógł jej znaleźć. Ale znalazł jego.
-O Ward, dlaczego trzymasz te bilety?
-Znalazłem je. To Twoje?
-Ta, moje i Kate. Wybieramy się do moich rodziców.
-Kate miała zostać tu aż do świąt.
-Wróci na święta jeśli będzie chciała. Ona chce poznać moich rodziców, oni ją. Skoro zamierzamy spędzić razem resztę życia, lepiej przedstawić ich sobie już teraz.
RESZTĘ ŻYCIA?! DO CHOLERY, O CZYM ON MÓWI?!
-Kate Ci nie mówiła? Rozmawiamy o wspólnym mieszkaniu.
-Nic nie mówiła. Z resztą nie musiała.- lodowato uciął Rudy, cisnął bilety na stół i wyszedł, trzaskając drzwiami. Musiał się napić. I wyrwać jakąś pannę. Czas zacząć zapominać.


Kate i Sealy wybrały się na spacer. Przyszła matka chciała zażyć świeżego powietrza, ale też korciło ją, żeby zadać jak najwięcej pytań o Warda.
-Więc Ty i Martin...?
-Co ja i Martin?
-Jesteście razem?
-Nie.
-Ale on by tego chciał.
-Owszem.
-Dlaczego Ty nie chcesz?
-Skąd wiesz, że nie chcę?
-Kate, nie jestem głupia, ok?
-Przepraszam. Ja tylko... Ja tylko nie wiem, czy nie czuję czegoś... do kogoś innego...
-Darcy?
-Nie wiem... Nie mam pojęcia, co ja czuję.
-Ja wiem, co on czuje.
-Tak? Mówił coś?
-Owszem.
-Powiedz. Proszę.
-Najpierw...
-Sealy... za każdym razem kiedy jest przy mnie serce bije mi mocniej. Kiedy potrzebuję kogoś obok, myślę tylko o nim. Kiedy widzę jego usta, przypomina mi się nasz pocałunek i chciałabym to powtórzyć.
-Powiedz mu to. Tak będzie najlepiej.- Kate obserwowała, jak usta przyjaciółki przybrały kształt szerokiego uśmiechu.
-Powiedz mi jedno. Czy on coś do mnie czuje?
-Nawet nie wiesz jak dużo.
To była motywacja. To była ich szansa, ich możliwość. Cieszyła się. Nie mogła doczekać się, aż z nim porozmawia. Biegła do domu. Droga nigdy nie wydawała się jej dłuższa. Wyobrażała sobie, jak rozmawiają, jak wyznają sobie miłość, jak namiętnie się całują... Uśmiechała się. Wreszcie dojrzała upragnione drzwi.
-Darcy!- szukała go wszędzie.- Darcy! Muszę Ci coś pow...
Klucze upadły z hukiem na podłogę. W łóżku leżał Ward. Nagi Ward. Z nagą kobietą.
-O cholera, Kate...
Powoli wycofała się za drzwi. Chłopak próbował ją zatrzymać z przepasanym wokół bioder ręcznikiem.
-Kate, zaczekaj... Daj mi wyjaśnić..
-Co chcesz wyjaśniać?
-Ja... Ona...
-Darcy.- zaczęła łagodnie.- To Twoje życie. Możesz robić co chcesz i z kim chcesz.
-Tylko, że ja... ja...
-Nic nie mów. Nie musisz mi niczego tłumaczyć. Przecież między nami nic nie ma, prawda?- położyła mu dłoń na ramieniu i uśmiechnęła się. Miała nadzieję, że nie dostrzeże, że uśmiech jest fałszywy, a jej zbiera się na płacz.
-Prawda.- zwiesił głowę.
-Pójdę już.
-Zaczekaj, nie chciałaś czegoś powiedzieć?
-Hm... Tak. Ja... Wylatuję jutro z Martinem do Europy.
-Aaa... Bawcie się dobrze.
-Wy też.
Dwa światy właśnie runęły. Światy zrozpaczonych, zakochanych osób, które nie umieją się dogadać.


Martin cieszył się. Jeszcze kilkadziesiąt minut i razem z ukochaną będą daleko stąd, z dala od Warda.
Ale Kate nie była pewna. Wiedziała, że ucieka. Ale czy przykład matki nie nauczył jej, że ucieczka to nie wyjście?
-Martin, ja nie lecę.
-Co?
-Chyba... Chyba nie mogę.
-Kate, nie wygłupiaj się. Chodź, czas już na nas.- pociągnął ją za sobą. Wyrwała mu się.
-Nie wiem, czy lecę.
Westchnął.
-Ok. Będę czekał w samolocie dopóki nie odleci. Trzymaj swój bilet i zrób z nim co chcesz.
Panikował. Ale jeśli zmusiłby ją do tego, ona nigdy by go nie pokochała. Musiał teraz liczyć na cud.


Chris wszedł w momencie, kiedy Sealy wymierzyła Wardowi solidny policzek.
-Jesteś idiotą! Co Ty sobie myślałeś sprowadzając tu dziwkę?!
-Kochanie, wyluzuj.
-Wyluzuj?!
Nie widział jej dawno tak bardzo wściekłej. Wycofał się.
-Ten debil przyprowadził tu dziwkę i TWOJA SIOSTRA ich zobaczyła razem w łóżku!
-No i co? Nic do mnie  nie czuje, więc w czym problem?- Ward wyzywająco splótł ręce na klatce.
-To, skończony kretynie, że ona przyszła tu, żeby wyznać Ci swoje uczucia!- wrzasnęła na niego i uderzyła go ponownie.
Chłopak stanął jak skamieniały. Dotarło do niego, że być może zaprzepaścił swoją szansę. Że popchnął ją w ramiona innego.
Chris rzucił mu kluczyki. Darcy jechał, łamiąc wszelkie prawa. Liczyła się teraz tylko ona. Nie mógł pozwolić jej wsiąść do tego samolotu. Patrzył na zegarek. Zostało niewiele czasu. Kiedy już był tak blisko, tuż przed wejściem dojrzał odlatujący samolot. Tablica odlotów potwierdziła jego obawy. Odleciała. Był zbyt zdeterminowany, by odpuścić. Postanowił lecieć za nią. Niestety nie miał przy sobie portfela. Zaklął pod nosem. Wracając wszystko sobie rozplanował. Zarezerwuje bilet przez internet na najbliższy lot. Poszuka informacji o adresie Martina i wyzna Kate co czuje.
-Chris, widziałeś mój portfel? Muszę zarezerwować bilet do...- wbiegł do domu.
-Dokąd?
To nie był głos Chrisa. Ani Sealy.
-Kate?- nie dowierzał.- Co tu robisz?- wzruszyła ramionami.
Jej brat i jego dziewczyna obserwowali wszystko zza drzwi ich pokoju.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę! -przytulił ją do siebie.
-Gdzie Twoja dziewczyna?
-Nie mam nikogo. Potrzebowałem....- wziął głęboki oddech.- Potrzebowałem zapomnieć o kobiecie, w której jestem zakochany. W kobiecie, która mogłaby zrobić ze mną, co tylko chciałaby. Szaleję za nią... za jej pięknym uśmiechem...- przejechał palcem po jej wargach.- Dałbym się pokroić, żeby móc dotykać jej ust codziennie. Żeby móc widywać jej piękny uśmiech... dołeczki.... -zakręcił na palcu jeden z jej loków.  - Móc jej codziennie mówić, jak bardzo ją kocham...

Przeraziło go to, co powiedział, ale cieszył się z jednej rzeczy.
Ona znała jego uczucia. Teraz był jej ruch. Jemu zostało tylko czekać na jej reakcję...
_____________________________________________________________
Internet jest, na jak długo nie wiem. Ale pochorowałam się już pierwszego dnia i ciągle siedzę w pokoju. Pech czy szczęście? :)

Odcinek dla Domczuś. Objęcia są, mam nadzieję, że nie zabijesz dlatego, że to sen. :)

czwartek, 19 września 2013

Rozdział VIII.

Na wstępie powiem, że prawdopodobnie wyjeżdżam na weekend. Jeśli będę miała dostęp do internetu to dodam coś nowego, jeśli nie, to widzimy się ponownie w następnym tygodniu. :)


Pisać dla Was to czysta przyjemność :) :***

Miłego czytania. :)

_____________________________________________________________________

-Przyleciałem rano. Mieliśmy razem świętować, pamiętasz?- pocałował ją w policzek.
-Tak, pamiętam. Nie sądziłam tylko, że tak wcześnie przyjedziesz.
-Chodź, zabiorę Cię do domu.- Martin objął ją i odprowadził na bok. Chciała zaprotestować, ale odciągnął się i wsadził do samochodu.- Poradzisz sobie, Ward, prawda?
-Ta....
Darcy patrzył jak odjeżdżają. Czuł, że rozpoczęła się wojna. A Martin najwyraźniej nie chciał grać czysto.


-Czemu go tam zostawiłeś? Zawróć!
-Poradzi sobie. Zabieram Cię gdzieś.
-Martin, nie jestem w nastroju. Zawróć.
-Spokojnie, już go tam nie ma.  Powiedział, że sobie poradzi czy nie?

***
Jedli śniadanie. Martin właśnie się wypakowywał. Z racji tego, że mieszkanie było dwupokojowe zamieszkał razem z Darcym i Kate. Żaden z nich nie był tym faktem zachwycony. 
Sealy dyskretnie trąciła Chrisa ramieniem i wskazała podbródkiem na Rudego. Wzrok Holdera powędrował w tym samym kierunku.
-On tak od kilkunastu minut.- szepnęła mu na ucho
Noddy przewrócił oczami. Wiedział, że tak będzie. Ward wpatrywał się w jego siostrę jak w obrazek. Ani na chwilę nie spuścił z niej oka, nie tknął też śniadania.
-Nie jesteś głodny, Darcy?
Ward speszył się, kiedy odwróciła się do niego.
-Jakoś niezbyt.
-Niemożliwe. Zawsze wyjadasz całe zapasy.
Wzruszył ramionami. Z pokoju wyszedł Słowak.
-Gotowa?
-Jedziecie gdzieś?- zainteresowała się dziewczyna Chrisa
-Kate obiecała pokazać mi okolicę.
-Nie czekajcie na nas.
Kiedy zniknęli z pola widzenia, a Sealy w kuchni, Chris poczuł, że czas na poważną rozmowę. 
-Stary, ogarnij się.
- O co Ci chodzi?
-Gapisz się na nią jak na kawał pizzy po siłowni.
-Odwal się, wcale nie.
-Zapomniałeś Rudzielcu, że Cię znam.
-I tak nie mam szans.
-Jak chcesz... Pogadam z nią tak, jak Ty pogadałeś z Seal.
-Wolałbym nie. Ty raczej się do tego nie nadajesz. 
-Ale ja tak.- do rozmowy włączyła się Szkotka- Wychodzimy razem w niedzielę. Zagadnę ją o to.
-Mogłabyś?
-Mogłabym. W końcu to dzięki Tobie wychodzę za mąż.- dziewczyna uśmiechnęła się, nie sądziła, że kiedykolwiek tak bardzo polubi Darcy'ego Warda.


Po kilku godzinach Martin wiedział wszystko o dzieciństwie Kate. Widział, gdzie bawiła się z Holderem, gdzie pierwszy raz się całowała, gdzie płakała za mamą. Siedzieli na plaży i rozmawiali. Słowak poczuł, że dziś jest jego moment. Dziś jest ostateczny moment. Martin nie był głupi, widział, że Wardowi Kate nie jest obojętna. Musiał szybko działać, zanim on zadziała.
-Często płakałaś.
-Nie da się ukryć... Często byłam smutna...
-A teraz?
-Co teraz?
-Czy teraz jesteś radosna...?
Teraz... Od kiedy wróciła do Australii czuje się szczęśliwa. 
-Tak. Chyba tak.
Robiło się późno, oboje byli zmęczeni. Wsiedli do auta, by trochę się ogrzać. Martin dał jej swoją bluzę, żeby się okryła. 
-Dziękuję, że mi to wszystko opowiedziałaś.
-Ja dziękuję, że słuchałeś. To był naprawdę udany wyjazd.
-Miło mi to słyszeć.
Długo się wahał. Przez długie sekundy, minuty zastanawiał się czy coś powiedzieć. W końcu się odważył.
-Wiesz Kate, muszę Ci coś powiedzieć.- powiedział patrząc przed siebie. Kiedy nie odpowiadała postanowił kontynuować, myśląc, że czeka na dalsze jego słowa.- Już od jakiegoś czasu zastanawiam się jak i gdzie Ci to powiedzieć. Chyba nie będzie odpowiedniejszej chwili. Chciałbym, żebyś wiedziała, że coś do Ciebie czuję. Już od bardzo, bardzo dawna. Mam nadzieję, że Ty też czujesz coś do mnie... Kate?
Spojrzał na nią i nie mógł uwierzyć. Dziewczyna zasnęła. Westchnął. Też postanowił się przespać, wrócą rano.


W domu byli wcześnie rano. Nie było słychać nawet najmniejszego szmeru.
-Kto pierwszy pod prysznic?
-Idź Ty.- uśmiechnęła się.
Kiedy Słowak zamknął się w łazience, dyskretnie weszła do pokoju. Darcy leżał na jej łóżku i spał głęboko, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Postanowiła go nie budzić, zabrała jakąś sukienkę, bieliznę i wymknęła się szybko. Ward nie spał. Leżał nieruchomo od kiedy usłyszał, że wróciła. Czekał na nią całą noc. Nie doczekał się...


Kate była pod prysznicem, a Darcy jadł śniadanie na tarasie. Nie zauważył kiedy dosiadł się do niego Martin.
-Źle spałeś? Nie wyglądasz zbyt dobrze.
-Jest ok. U Ciebie chyba też, bo wyglądasz na zadowolonego.
I wtedy to zrobił. Zadał mu cios, tak dotkliwy, że Darcy'emu aż pociemniało przed oczami.
-Ty też byś był, gdyby taka dziewczyna jak Kate zdecydowała się iść z Tobą do łóżka.
-Ty... Spałeś z nią?
-Jasne. Myślisz, że dlaczego wróciliśmy dopiero nad ranem?- zaśmiał się, ale w duchu cieszył się, że go zranił. Być może teraz się od niej odczepi.
Kiedy wbiegła Kate tanecznym krokiem, a Rudzielc zobaczył jej roześmianą twarz musiał wyjść. Nie był w stanie znieść ich widoku. Bez słowa się oddalił. Usłyszał jeszcze jak mówiła do Słowaka: - Dziękuję za wczoraj.
Wiedział jedno, nie mógł zostać tu ani chwili dłużej. Po drodze rzucił Sealy: ' zapomnij, to już nieaktualne'.
Wyszedł z domu. Był wściekły. Na siebie. Na niego. Na nią. Jak ona mogła mu to zrobić. Dlaczego poszła z nim do łóżka. 
-Masz już odpowiedź, idioto.- wściekał się sam na siebie.- Nie chce Cię, nigdy Cię nie chciała.
Kopał wszystko co napotkał na swojej drodze. Był zrozpaczony, chciało mu się płakać. 


-Chris, wybacz, że wróciliśmy tak późno. Po prostu zasnęliśmy. Nie chcieliśmy wracać nocą.
Przyjrzał jej się uważnie.
-Chcesz mi coś powiedzieć?
-Co?
-Kate, nie rób ze mnie głupka.
-Nie robię. Nie wiem o co Ci chodzi.
-Doszło do czegoś? Tknął Cię?
-Zwariowałeś?- roześmiała się.- Między nami jest tylko przyjaźń.
-Jesteś tego pewna?
-Absolutnie.
Nie wierzył jej.


Darcy nie wracał. Zaczynała się o niego martwić. Nie odbierał też jej telefonów. Bezskutecznie starała się dowiedzieć co z nim. Po kolejnej nieudanej próbie, Słowak zabrał jej telefon.
-Odpuść. Pewnie baluje z jakąś dziunią.
-Wątpię...
-Ja nie. Przy śniadaniu mówił, że poznał jakąś.
-Tak powiedział?
-Mówił, że ładna, chętna, to czemu nie próbować.- wzruszył ramionami.
-Tak powiedział?
-Dokładnie tak. Nie musisz się martwić.
-Chyba nie muszę...
-Chodź, przejdziemy się gdzieś.
-Przepraszam Cię, ale nie bardzo mam ochotę.
-No chodź, nie będziesz siedzieć w domu. Poza tym, Twój brat też potrzebuje czasu sam na sam ze swoją kobietą.
-Ok. Ale robię to tylko dla Chrisa.
-Dla mnie bomba.


-Ładnie tu.- usiedli na środku parku.
-Jak w całej Australii.
-Nie miałem na myśli tylko miejsca. Ślicznie wyglądasz.
-Dzięki.
'Zrób to, zrób to, zrób!'- powtarzał sobie w myślach. I zrobił. Nachylił się nad nią i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Musiał przypieczętować zwycięstwo, pozbył się rywala. Teraz Kate jest cała jego.
-Nie... Martin, ja nie....
-Ciii....- przyłożył palec do jej ust.
-Martin, ja przepraszam... Ale ja nie... Nie chcę... 
-Kochasz go, prawda?
-Nie wiem...- To była prawda. Nie wiedziała. Ale wiedziała, że poza przyjaźnią nie może niczego więcej zaoferować Słowakowi.
-Jestem tu. I zawsze będę. Kiedy będziesz mnie potrzebowała. Kiedy będziesz smutna, ale i kiedy radosna. Jestem tu teraz. On nie. Wyszedł do jakiejś dziewczyny, żeby ją zaliczyć i zostawić. Nie chcę, żeby Ciebie też tak potraktował. Znaczysz dla mnie zbyt dużo, żebym mógł patrzeć jak cierpisz. Jeśli nie wiesz co czujesz... Ja zaczekam. Będę na Ciebie czekał...


Kiedy wrócił do domu, jej nie było. Jego z resztą też.
-Wyszli razem.- usłyszał.
Wszedł do swojego pokoju i zatrzasnął drzwi. Sealy aż podskoczyła, powstrzymała Chrisa, który chciał do niego iść.
-Jeszcze nie teraz.
Ward był wściekły. Gdzie tylko spojrzał widział ich razem. Nawiedzały go obrazy jak się całują, jak się kochają... Tego było za wiele... Łzy płynęły ciurkiem. Łapał wszystko, co nawinęło mu się pod rękę i rzucał. Nie wiedział czym i gdzie. Musiał rzucać. Musiał wyrzucić z siebie to uczucie. Nie chciał tego. Nie chciał jej kochać...
Chris odważył się wejść. Przeraziło go pobojowisko w pokoju, ale jeszcze bardziej stan przyjaciela.
-To Twoja wina! Ty mnie tu przywiozłeś!- uderzył go.
-DARCY!
Uderzył go, raz i jeszcze raz. Holder nie pozostawał mu dłużny. Z każdym ciosem Ward był w coraz większej rozpaczy. Ścisnął ramię Noddy'ego i już chciał uderzyć, kiedy się załamał. Przytulił się do przyjaciela i płakał.
-Ona mnie nie kocha. Ona nigdy mnie nie pokocha... Mnie się nie da kochać...
-Ostatnio zrobiła się z Ciebie beksa, przyjacielu.- Chris poklepał go po plecach. Postanowił mu pomóc.


środa, 18 września 2013

Rozdział VII.

Obudziła się z bólem głowy.  Leżała na plecach i patrzyła sufit, próbując sobie przypomnieć co się działo poprzedniej nocy. Docierało do niej coraz więcej szczegółów. Zastanawiała się jak dotarła do domu i dlaczego jest w bieliźnie.
Upili się... Całowali się... O Boże... Nie pamiętała, czy do czegoś więcej doszło.
Wcisnęła głowę w poduszkę. W jej głowie rozległo się pukanie.
- Nie ma mnie...- jęknęła.
-Kawy?- najpierw pojawił się uśmiech, a potem ruda czupryna.
-Mam nadzieję, że jest mocna...- sięgnęła po kubek.
Chłopak przyłapał się na tym, że gapi się na jej usta.
-Coś nie tak?- zakryła je dłonią.- Jestem brudna? Brak mi zęba?
-Niee... Tylko przypomniało mi się, jakie miękkie masz usta.
Uderzyła go poduszką. Kołdra opadła, odsłaniając jej ciało. Darcy uniósł brwi, speszona dziewczyna szybko się zasłoniła.
-Spokojnie dzióbku, widziałem już więcej.
Kate wybałuszyła oczy. Dopiero wybuch śmiechu uświadomił jej, że żartował.
-Ale masz minę...Hahahaha...
-To było bardzo nie śmieszne.
Sięgnęła po szlafrok, starała się jak najdyskretniej otulić nim.
-Kate, nie obrażaj się.
Wyszła do kuchni. Chris i Sealy jedni śniadanie. Porwała tosta z talerza brata i przysiadła na krześle.
Noddy obserwował ją uważnie.
-Co znów zbroił?
-Jest idiotą.- wzruszyła ramionami.
-Nic nowego.

Nie oddzwaniała do Martina. Siedziała przed telewizorem i skakała po kanałach. Był jej przyjacielem, ale nie spodobałoby mu się to, że po pijaku całowała się z Wardem, tego była pewna. A co spodobałoby się jej?
-Marzysz o mnie?- Darcy rzucił się na kanapę obok niej.- Co oglądamy?
-A co chcesz oglądać?
-Twoje usta na moich.- przysunął się do niej, a ona go odepchnęła.- Nie znasz się na żartach?
-Chcesz sobie żartować z tego, że całowałeś się po pijaku?
-Żeby to pierwszy raz.- wzruszył ramionami.- W końcu po coś się chodzi na imprezy.
-O to Ci chodziło?- wyłączyła telewizor.
-Jakby nie patrzeć jesteś atrakcyjna...
-I dlatego chciałeś się ze mną przelizać?!
-Ej spokojnie.
-Nie chce mi się z Tobą gadać.


Przebrała się w dres, związała włosy i właśnie zamierzała wychodzić, kiedy Ward ją zaczepił:
-Nie zaprosisz mnie, słonko?
-Stajesz się nachalny, rudzielcu.
-Nachalny? Ja nachalny? Martin to już nie jest nachalny?
Zatrzymała się.
-O co Ci chodzi?
-O nic. Stwierdzam fakty.
-Masz coś do mojej przyjaźni z Martinem?
-Przyjaźni? Przecież on na Ciebie leci! Może Ty na niego też, co?
-Darcy, to naprawdę nie jest Twoja sprawa.
-Ale jednak się całowaliśmy!
-Sam przyznałeś, że nic to dla Ciebie nie znaczyło!
-Bo nie znaczyło!
-To o co masz pretensje?! Mogę się spotykać z kim chcę!
-To dlaczego nie chcesz się spotkać ze mną?
-Może dlatego, że przyznałeś, że chodzisz na imprezy, żeby znaleźć sobie pannę na wieczór. Może dlatego, że między nami przecież nic nie ma.
-Imprezy są po to, żeby zaliczać panienki.
-Nie jestem rzeczą, Darcy. Ani Twoją panienką na jedną noc. - wysyczała.
Wyszła trzaskając drzwiami. Machnął ręką. Nie wiedział, czemu się tak uniosła, przecież nie powiedział nic złego. Zajął się oglądaniem durnego filmu.

***

Chris i Sealy spacerowali po plaży. Dziewczyna zauważyła, że jej chłopak jest zestresowany.
Wczoraj zaliczyła dziwną rozmowę z Wardem. Rudzielec nie był zbyt taktowny. Prosto z mostu pytał, czy chciałaby wyjść za Chrisa. Zaskoczyło ją to, ale zauważyła coś jeszcze...

-Seal, jak się czujesz? Jak dziecko?
-Wszystko jest dobrze. Dzidziuś też dobrze.
-Cześć, chłopaku.- przyłożył ucho do jej brzucha.- Tata na Ciebie czeka.
-A jeśli to będzie dziewczynka?
-Będzie chłopiec. Jestem tego pewien.
-Tego nie wiesz.
-Wiem. A o dziewczynkę możemy postarać się później.-pocałował ją delikatnie.- Mamy na to całe życie.
-Może nie wytrzymam tyle z Tobą. - zażartowała.- Skąd pewność, że będę chciała tyle z Tobą być?
-Mam taką nadzieję...- włożył ręce do kieszeni bluzy, odwrócił się do niej plecami i wpatrzył się w nadpływające fale.
-Martwi Cię coś?- przytuliła się do jego pleców.
-Trochę... Sealy kochasz mnie?
-Skąd to pytanie? Wiesz, że tak.
-Ja Ciebie też. Zanim powiedziałaś mi o ciąży....  Bałem się. Nie chciałem Cię wystraszyć. Wiem, że jestem dzieciakiem.- odwrócił się do niej i wziął ją za ręce.- Ale Twoim dzieciakiem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek dojrzeję na tyle, żeby założyć rodzinę. Nie planowałem tego... Ale to -wskazał na miejsce, gdzie znajdowało się serce.- ... to zdecydowało za mnie. Jeśli się zgodzisz obiecuję być przy Tobie do końca życia. Do końca życia Cię wspierać i kochać. Tylko powiedz to jedno słowo... -przełknął ślinę.- Powiedz, czy zgodzisz się spędzić resztę życia ze mną...?
Sealy była w szoku. Tak długo o tym marzyła, tak długo to sobie wyobrażała... Ale nie zdążyła obmyślić jak powinna zareagować. Nic nie powiedziała, po prostu się rozpłakała.
Chris spanikował.
-Seal, nie płacz. Jeśli nie chcesz, zapomnimy o tym. Obiecuję. Nigdy więcej o tym nie wspomnę.
-Zamknij się. Wzruszam się, a Ty chcesz to odwołać...
-To znaczy tak?- uśmiechnął się.
-A miałeś wątpliwości, że powiedziałabym coś innego? Tak. Tak, zgodzę się.
Poczuł się strasznie szczęśliwy. Dobrze, że posłuchał przyjaciela. Do teraz w uszach brzęczała mu ich rozmowa:
" -Na torze nie jesteś takim tchórzem.
-Poczekam, aż sam będziesz chciał się ożenić.
-Eee... to nie dla mnie. Ale mówimy o Tobie. Jak nie Ty, to ktoś inny w końcu to zrobi.
-A jeśli powie 'nie'?
-Seal Cię kocha. Nie powiedziałaby 'nie'. Sam się dziwię, że chce właśnie Ciebie. Patrz na mnie. Jestem lepszą partią."
Rozmowa skończyła się bitwą na wszystko, co było w zasięgu ręki. Ale nikt nie rozumiał się tak dobrze jak Ci dwaj.


Szczęście nie trwało długo.
Kiedy wrócili do domu na dworze zaczęło się ściemniać. Darcy siedział na kanapie i wlepiał wzrok w telewizor. Nie zareagował na dźwięk otwieranych drzwi, na powitanie również.
Chris się zdziwił. Normalnie Ward skakałby wokół niego, próbując wydobyć jakieś szczegóły. Podszedł bliżej i przeczytał, co było napisane na ekranie.
" Makabryczny wypadek".
Zablokowane ulice. Jakiś mężczyzna stracił panowanie nad samochodem, potrącił dwie biegające kobiety, zderzył się z autobusem. 6 osób nie żyje, w tym potrącone kobiety.
Zaświtało. Kate poszła biegać.
- Nie wróciła jeszcze?
Darcy pokręcił głową.
-Ma wyłączony telefon.
-Jedziemy. - zadecydowała świeżo upieczona przyszła panna młoda.


Nie mogli się przebić przez tłum ludzi. Rozdzielili się, by lepiej się zorientować. Wypytywali ludzi, jak wyglądały biegające. Darcy panikował. Bał się, że coś jej się stało. Wreszcie go olśniło. Dowiedział się, że ona nie jest mu obojętna. Tylko czy musiało się coś stać, żeby wreszcie to zrozumiał? Nie mógł pogodzić się z myślą, że mógłby nigdy więcej jej nie zobaczyć. I wtedy ją zobaczył...
Przeciskała się między gapiami. Podszedł do niej i bez słowa wtulił się w nią.
-Darcy... co Ty...?
-Martwiłem się....- wyszeptał w jej włosy.
-Niepotrzebnie. Nic mi nie jest.- zaskoczyła ją jego reakcja, a najbardziej to, że z jego oczu ciekły łzy.
Darcy Ward płakał. Pierwszy raz w życiu płakał przez kobietę.
" Szaleję na Twoim punkcie."- chciał jej powiedzieć, ale tego nie zrobił. Nie potrafił...
-Nic mi nie jest.
-Całe szczęście. Kate, przepraszam za dziś. Nie jesteś dla mnie rzeczą. Jesteś dla mnie...- nie dane mu było skończyć.
-Kate! Co za ulga.- usłyszeli za sobą.
-Martin? A co Ty tutaj robisz?

______________________________________________________________
Jeśli się uda, jutro dodam kolejny rozdział :)
Dziękuję za wasze opinie. :)


Dziś rozstrzygnięcie Elitserien.  Come on, Piraterno! <3 Trzymam za was kciuki :)