-Co Ty sobie myślałaś?!- krzyczał łamaną polszczyzną. Nie powinnam, ale zaczęłam się śmiać. Złość Martina powoli ustępowała. - Śmiejesz się ze mnie?- Udawał obrażonego.- Nie podoba Ci się jak mówię?
-Nie, skąd.- próbowałam się uspokoić.- To takie urocze.
-Teraz to już musisz gdzieś ze mną wyjść.
-Nie mam zamiaru oponować.
-Opo.... nować?- wydawał się zmieszany.
-To znaczy, że wyjdę z przyjemnością gdzieś z Tobą.
-Aaaa... to lubię opo-nować.
-Co Ty robiłeś pod klubem o tej godzinie?- zastanawiałam się głośno.
-Nie wiem. To chyba przeznaczenie.- uśmiechnął się tajemniczo.
Martin na swój sposób był słodki. Zgoda, uratował mnie. Zgoda, podobał mi się. Ale nie czułam motylków w brzuchu... Może pojawią się z czasem? A może to tylko wymysły niespełnionych romantyków? Może to faktycznie przeznaczenie...
- ... i będzie tak zawsze.- z zamyślenia wyrwał mnie głos Martina.- Cieszysz się?
-Hm?
Chłopak westchnął: - Nie słuchasz mnie.
-Przepraszam... Wciąż jestem trochę w szoku.- łgałam. Przecież nie powiem mu, że zastanawiam się czy coś do niego czuję. A co jeśli odbieram mylne sygnały i on nie czuje nic?
-No dobrze. Mówiłem, że teraz zostanę Twoim księciem na białym.... eeee... koniu? Będę Cie ratować.
Roześmiałam się, kiedy zrobił celowo nieudolną zalotną minę.
-Dzięki Martin.
-Nie zaprosisz mnie do środka?
Popatrzyłam na zegarek.
-Innym razem.
-Trzymam za słowo. O 12 mamy pojedynek, pamiętać?
-Pamiętać. Do zobaczenia za parę godzin.
Wysiadłam i pomachałam mu. W domu panowała cisza. Zdjęłam buty do biegania, wzięłam prysznic i rzuciłam się na łóżko. Łagodnie i powoli odchodziłam do krainy Morfeusza, kiedy odezwała się komórka. Gwałtownie się rozbudziłam.
-Czego?- jęknęłam i sięgnęłam po komórkę
-Haaalo.
-CześćmałaZajętaMożewpadnęp CiebieMaszochotęnapizzęzkumplemMożemyteżwzią Darky'egoNocoTynatoNiedajsięprosićBędęza10minut!
-Co? Kto? Co? Co minut? Można wolniej? Kto mówi?
-Wstajemy, mała zołzo. Tu Chris, Twój najlepszy przyjaciel. Pytam czy jesteś dziś zajęta...
-Jestem.-przerwałam mu
-.. bo może wyskoczylibyśmy....- chciał dokończyć, kiedy zorientował się, że już odpowiedziałam.
-Umówiłam się z Martinem na 12. Dopiero położyłam się spać, więc wybacz ale wracam do snu.
-Na 12? Jest 13.30.
-Ok.- Zamknęłam oczy, ale po chwili szybko je otworzyłam.-CO?!
Popatrzyłam na zegarek. Faktycznie. Ale przecież nie zdążyłam jeszcze zasnąć, a kiedy wysiadałam z samochodu było przed 7!
Cholera, cholera, cholera, cholera... -powtarzałam w duchu, szybko się zbierając. -Nigdy nie będę na czas.
'Martin, wybacz, zaspałam. Będę za pół godziny.'
Nie odpisał. Obraził się? No pięknie, dziewczyno. Pewnie już jest w drodze powrotnej do Tarnowa. Wypadłam z domu, na klatce schodowej zderzyłam się z jakimś mężczyzną.
-Ała!
-Cześć! Zaspałaś...
-MARTIN! Myślałam, że...
-... się obraziłem? Nie. Tak myślałem, że dopiero wstałaś. Masz ochotę na śniadanie? - wskazał na papierową torbę w ręku i dwa kubki z kawą.- Lubisz pączki?
Zaskoczona powoli kiwnęłam głową.
-Jakie plany na cały dzień?
-Popołudnie miałam spędzić z Tobą, a wieczorem wybieram się do taty.- wybełkotałam zajadając się pączkami.
-Jak się czujesz?
Popatrzyłam na niego pytająco.
-No.... wczoraj....
Machnęłam ręką.
-Nie chcę już o tym gadać.
-Ok. - zmienił temat.- Często widuję Cię z Tomkiem Gollobem. Wiem, że to Twój ojciec i w ogóle... Ale... Czemu nigdy nie przychodzisz z mamą?
Ścisnęło mnie w żołądku.
-Bo... Bo jej nie znam.
Martin nie pytał, czekał tylko, czy będę chciała kontynuować.
-Tak na prawdę zawsze był tata i ja. Nigdy nie było 'mamy'. Uciekła kiedy się urodziłam. Ojciec mówił, że to była przelotna znajomość.
-Tutaj się wychowałaś?
-Nie. Pochodzę z Bydgoszczy...Ale prawie całe dzieciństwo spędziłam w Australii... Mam tam Holderów i kuzynkę ojca.
-Czemu się przeniosłaś do Torunia?
-Dorosłam. Ciotka nie musiała się już mną zajmować. Miałam zamiar wrócić do Bydgoszczy, ale wylądowałam tutaj.
-Szkoda, że nie w Tarnowie.- Martin udawał smutek.
Przekomarzaliśmy się chwilę, po czym Słowak spoważniał:
-Nie myślałaś, żeby ją odszukać?
-Myślałam. Ale nie wiem czy tego chcę. Nie wiem co miałabym jej powiedzieć...
***
Kilka dni później w Anglii. Darcy i Chris ścigali się na skuterach wodnych.-HOLDER JESTEŚ CIENKI!- krzyczał Ward, kiedy woda chlustała mu w twarz
Po skończonej zabawie rzucili się na piasek.
-Wygrałem.
-Śnisz, rudzielcu.
-Mówiłeś, że Kate będzie z nami... Gdzie ona jest?
-Umówiła się z Martinem.
Ward gwizdnął, a Chris spiorunował go wzrokiem.
-Uważaj bo się zakochasz.
-Odwal się.
-Wyluzuj stary, przecież wiem jak jest. Czemu jej o niczym nie powiesz?
-Nie mogę. To zniszczyłoby wszystko.
-Sealy wie?
-Chyba się domyśla.
-To Twoje życie.... Wiesz co robisz...
-Nie tylko o moje życie tu chodzi.
-Wiem, wiem.
Komórka Chrisa zadźwięczała w torbie.
-To od niej?
-Taaa....
-Co pisze?
-Że musimy porozmawiać.
-O stary, teraz to masz przechlapane....
Holder nasunął czapkę na twarz. Nie chciał wiedzieć, o czym Kate chce rozmawiać. Ale miał nadzieję, że nie będzie to to, co nie dawało mu spokoju...
__________________________________________________
Krótko. :) Nie wiem czy ktoś to czyta, w każdym razie, piszę bo lubię, chociaż póki co się chcę rozpisać.
Powtarzam, wszystkie wydarzenia zawarte w opowiadaniu są fikcyjne. :)
PROŚBA.
Jeśli jednak ktoś to przeczyta, bardzo proszę o skomentowanie. Przyjmę każdą opinię.
Zapraszam na speedway-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPisać, pisać i to duuużo i często! :) opowiadanie mi się mega podoba <3 ah ten Martin... świetny jest :3 idę czytać dalej ;)
OdpowiedzUsuńparę uwag... mam nadzieję że się nie obrazisz 1. matka nie mogła uciec zanim Kate się urodziła... wypadałoby poprawić na tuż po urodzeniu, no chyba że T. Gollob ma macicę i donosił ciążę;P 2. Kate jest w Toruniu i nagle ma być w Anglii z Chrisem i Darcym, pojawia się tu trochę takich niedogranych sprzeczności, ale ogólnie opowiadanie fajnie się zapowiada po przeczytaniu II rozdziałów, czytam dalej i myślę ze dalej będę dzielić się uwagami
OdpowiedzUsuńZauważyłam, poprawiam. Dziękuję ;)
Usuń